Rozdział 25/26

9 0 0
                                    

Lata 2017 i 2018 były stosunkowo spokojne w moim życiu.

Jeżeli chodzi o zainteresowania znów miałem moment gdy robiłem zdjęcia, tym razem próbowałem je sprzedawać w bankach zdjęć (ze słabym rezultatem). Zrobiłem nawet sesje zdjęciową w mieście jednej dziewczynie, chłopakowi w parku, a kolejnej dziewczynie w klimatach topless (żona niezbyt szczęśliwa była, ale ja w swojej obsesji do danej czynności widziałem tylko to. Chociaż bym sesję erotyczną super modelkom robił, to poza zdjęciami nie zależałoby mi kompletnie na niczym). Te zdjęcia jednak też okazały się zbyt mało komercyjne.

Któregoś razu zagrałem w kasynie za dziesięć euro i wygrałem 150 (ale później i tak raczej do minusa doszedłem próbując to powtórzyć).

Bawiłem się w inwestycje w kryptowaluty, z dwudziestu euro zrobiłem czterysta.

Próbowałem swoich sił na instagramie, ale wkurzało mnie codzienne dodawanie zdjęć.

Próbowałem swoich sił w handlu (taniej kupić drożej sprzedać), ale zbyt długo szukało się kupców.

Inwestycje w piramidy finansowe? Dały mi nieznaczny zysk, ale ryzyko było zbyt spore.

Słowem próbowałem wszystkiego co mogło mi dać dodatkową kasę, nie wiem czemu ale takie głupie jedno euro z neta cieszyło tak samo jak stówa z pracy.

W życiu prywatnym w 2018 roku dorobiłem się syna. Długo zastanawialiśmy się nad imieniem tak by nie było z nim większego problemu ani w Polsce, ani w Niemczech. Tym sposobem na świat przyszedł Leo.

Jeżeli chodzi o dalszą rodzinę, to nawiązałem o wiele lepszy kontakt z Babcią numer dwa. Była taka postępowa. Nie miała problemu z tym, że palę czy z tatuażem. Właśnie bo zapomniałem wam powiedzieć o tatuażu. Jakoś na początku 2014 roku poszedłem do salonu tatuażu na totalnym spontanie. Wiecie lekka hipomania, nogi same mnie tam zaprowadziły. Chciałem wytatuować sobie imię córki na prawym przedramieniu. Wybrałem czcionkę, zapłaciłem zaliczkę i poszedłem. Nie wiem jak dowiedziała się o tym Nicola, ale jakoś przez przypadek. Wiedziała już, że jak ja się na coś uprę to nie odpuszczę. Muszę i koniec. Tak było wcześniej chociażby z internetem. Poszedłem, podpisałem umowę, a potem jej powiedziałem.
Poza Nicolą nie dowiedział się jednak nikt. Poszedłem, zrobiłem i tak z owiniętą folią ręką poszedłem w odwiedziny do szpitala do Mamy. Nie powiem była w lekkim szoku, a w pierwszym odruchu zapytała mnie nawet, czy to zmywalne.

Wróćmy jednak do babci. Nie można było powiedzieć, mimo wielkiej różnicy wieku umiałem się dogadać z babcią (może to kwestia jej przyzwyczajenia do wujka łobuza). Niestety nie długo później zdiagnozowano u niej nowotwór.

Pojechałem do niej raz z młodą. Nie powiem zależało mi na tym by obie się lepiej poznały. Wystarczyło już że Julia prawie nikogo z mojej rodziny nie kojarzyła, a dobrze znała zaledwie mojego Tatę i moje rodzeństwo. Pojechaliśmy jakoś pod wieczór, wszystko ładnie i pięknie. Następnego dnia nie było już jednak tak kolorowo. Młoda nauczona jeść co chce (nie zmuszałem, bo sam byłem zmuszany). Ok dostała parówki tak jak sobie zażyczyła. Jednak do tego chleb. Ona z chlebem nie zje (to z resztą też zmora mojego dzieciństwa do wszystkiego chleb. Do sałatki, parówek, jejecznicy. Dobrze, że ziemniaków się chlebem nie przegryzało). Tu oczywiście spina między młoda a babcią. Mieliśmy tam zostać jeszcze jedną noc, ale młoda cały czas marudziła, że ona nie chce tu zostawać. Zmyliśmy się pod jakimś pretekstem. Obiecałem jej, że jak nie chce to nie musi nigdy jeździć do babci. Ja byłem zmuszany do wszystkiego, jej dałem wolną wolę. Ochrzczona z resztą też nie została. Będzie starsza to sama wybierze swoją drogę. Staram się opowiadać jej o różnych religiach i nic nie sugerować. Jak na razie ma fazę na kościół latającego potwora spaghetti (wie, że to swoistego rodzaju parodia).
Jak już w temacie chrztu jesteśmy to kilka osób ból dupy o jego brak miało, ale olałem to.

Zwykła autobiografia jakiegoś Wariata. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz