Rok 2008 był dla mnie z kilku względów bardzo ważny. Nie skłamię mówiąc, że istotnie wpłynął na moje życie.
Otóż trzeba było myśleć o wyborze kolejnej szkoły. Liceum z góry przekreśliłem, gdyż nie daje po sobie żadnego zawodu, a nie wyobrażałem sobie pracy w czasie studiów. Co prawda część studentów jest też na utrzymaniu rodziców, ale na to też nie liczyłem. Często w nerwach słyszałem od rodziców, że jak mi się coś nie podoba to na osiemnaste urodziny mogą spakować mi walizki i wystawić przez drzwi. Niby to było mówione w złości, jednak na tyle często, że traktowałem to poważnie. W grę wchodziły dla mnie zawododówka i technikum. Nie wiedziałem ani co chciałbym robić ani jakie mam predyspozycje, a czas mijał. Ogólnie pewnie wybierałbym tylko między zawodówkami, gdyby nie fakt, że dzięki indywidualnemu nauczaniu miałem o wiele lepsze oceny niż normalnie.
W końcu zdecydowałem się na technikum informatyczne. Pewny co prawda nie byłem, ale spodobał mi się pewien film o hakerze.W maju bądź kwietniu swoją komunie miała moja siostra. Nie ukrywam zazdrościłem jej. W moich czasach rower był rarytasem, a ona dostała aparat, kamerę i takie tam. Nie przepadałem za takimi zjazdami rodzinnymi. Była to okazja by powytykać mi, że jestem niejadkiem. Któregoś razu mój chrzestny wraz z wybrankiem jednej ciotki siadli na mnie, heheszkując, że trzeba mi zdjęcie zrobić bo w końcu coś jem. Próbowali mnie wyśmiewać przy rodzinie. Szło im to kilka minut. Aż usłyszała to moja prababcia. Prababcia umiała walnąć w stół i nie gryzła się w język. Wstała i powiedziała, że lepiej być takim chudym niejadkiem niż grubym hipopotamem (obaj Panowie mieli nadwagę). Szybko się zamknęli.
W majówkę spotkałem się też pierwszy raz z Dorotą, a w zasadzie oboma siostrami z którymi pisałem już kilka lat. Przyjechały z koleżankami na coroczną imprezę do naszego miasta. Spędziłem z nimi piękny wieczór, a Dorotę wyrwałem na krótki spacer we dwoje.
W maju urodził się mój brat. Był mały i gruby, jak to większość noworodków. Na samym początku średnio mi podpasował. Być może to była kwestia różnicy wieku.
Po zakończeniu roku szkolnego moje świadectwo wyglądało następująco :
Zachowanie : Bardzo dobre
Religia/Etyka : Dostateczny
Język Polski : Dostateczny
Historia : Dobry
WoS : Dobry
Angielski : Dostateczny
Matematyka : Dostateczny
Fizyka : Dobry
Chemia : Dobry
Biologia : Bardzo dobry
Geografia : Dobry
Plastyka : Dobry
Muzyka : Bardzo dobry (na nerwach grałem jak mało kto)
Technika : Dopuszczający
Informatyka : Bardzo dobry
Wychowanie fizyczne : ZwolnionySzału nie ma, dupy nie urywa, a to najlepsze świadectwo jakie kiedykolwiek miałem. Test gimnazjalny też nie poszedł jakoś super. Z części humanistycznej 32/50. A w części matematyczno-przyrodniczej 27/50.
Przed wakacjami starałem się bardziej zadbać o swój wygląd. I efekt był dobry, więc liczyłem na brak problemów z wyrywaniem dziewczyn.Wakacje tego roku spędziłem najpierw u Cioci i Wujka na wsi. Pamiętacie tą koleżankę Kasi, która tak mi się podobała siedząc z nią na przystanku? Skumplowałem się z nią. Paula bo tak miała na imię wydawała się super dziewczyną. Czułem, że mam u niej spore szanse. Nie miałem jednak zbyt dużo czasu, gdyż zaraz wyjeżdżałem na obóz do Włoch. Obiecałem sobie jednak, że po powrocie ją poderwę. Dałem jej to nawet do zrozumienia, wszystko układało się super.
Nadszedł dzień a w zasadzie noc, kiedy Tata zawiózł mnie na dworzec główny w Szczecinie. Był to pierwszy a zarazem ostatni raz, gdy wysłał mnie na obóz ze swojej pracy. Wiecie same dzieci i wnuki policjantów, spodziewałem się fajnych ludzi, a z drugiej strony, że będziemy tam traktowani niemal jak w wojsku. Gdy dotarliśmy na miejsce nie znałem nikogo. Kojarzyłem co prawda jednego młodszego ode mnie chłopaka, ale tylko z widzenia. Tata jednak szybko zaczął się witać z kolegami i tak ojcowie spiknęli mnie z pewną dziewczyną i jej przyjaciółką. Wylądowaliśmy razem w jednym przedziale. O ile corka kolegi mojego Taty mi się nie podobała (szatynka o stosunkowo ciemnej karnacji), o tyle jej koleżanka Magda (brunetka z niebieskimi oczami) szybko wpadła mi w oko. Okazało się, że coś nas łączy. Oboje byliśmy urodzeni tego samego dnia i miesiąca, a ponadto byliśmy leworęczni. Kilka godzin z nimi zleciało na prawdę szybko.
CZYTASZ
Zwykła autobiografia jakiegoś Wariata.
EspiritualHistoria prawdziwa. Badboy, zbuntowany przeciw całemu światu. Można by było rzec typowy wariat i wcale nie byłoby to kłamstwem. Zapraszam was do mojego świata, bez ściemy i naciągania. Tak wygląda życie z chorobą afektywną dwubiegunową.