Rozdział XVII

17 3 1
                                    

W pewnej chwili do komnaty w której miał się rozpocząć teatr cieni weszła Kim Young z Wangiem.

-A co on tu robi?-wyszeptał Bayan.

-Ja go nie zapraszałam. Nie mam takiej władzy.-odpowiedziałam.

Wang Yu siadł po prawej stronie Cesarza a ja siedziałam po lewej. Kim stanęła koło nas i zaczęła znacząco chrząkać. Spojrzałam na nią, a potem wstałam z krzesła by ustąpić cesarzowej miejsca. Bayan złapał mnie za rękę i powiedział bym siadała, jednak nie chciałam wznawiać kolejnej sprzeczki, to wolałam ustąpić. Stanęłam między Bayanem i Wangiem. Miejsce w którym przebywaliśmy było zaciemnione, specjalne dla występów teatru cieni. Znajdował się tam jeden długi stół i kilka krzeseł, w tym przypadku były tylko trzy krzesła, na przeciwko stołu było długie prześcieradło zza którym ludzie za pomocom swoich rąk i swojego ciała odgrywali różne sceny, do tego było jeszcze kilku ludzi, którzy przygrywali muzykę. Stół był wypełniony jedzeniem, Bayan miał plan ten wieczór spędzić tylko i wyłącznie ze mną, niestety Kim wiedziała jak pokrzyżować plany.

-Kochanie jak mogłeś nie zaprosić swojego gościa na taki spektakl?-spytała Kim łapiąc Cesarza ze rękę.

-Nikt go tu nie zapraszał, więc nie jestem moim gościem tylko twoim, a ciebie tu nie zapraszałem.-odparł wyrywając dłoń ze szponów Wiedźmy.-Nyang, pójdziesz ze mną potem pospacerować?

-Panie, ja...nie wiem co na to twoja żona.-rzekłam.

-Nie przejmuj się nią. To co?-powiedział Bayan.

-No dobrze.-odpowiedziałam, wiedząc, że bardziej jest to przygrywką , by Wiedźma była bardziej wściekła.

Wieczór zapowiadał się dobrze, do momentu gdy teatr cieni nie pokazał sceny, która pokazywała dwoje ludzi zakochanych w sobie a między nimi wyrastające drzewo. Krzywe, gołe, przerażające...Właśnie w tym momencie ja i Bayan spojrzeliśmy sobie w oczy i także w tym momencie Wang Yu odruchowo pociągnął mnie za rękę i dociągnął w swoją stronę. O mały włos i spadłabym na niego.


Kiedy zobaczyła to Kim zaczęła się śmiać pod nosem, a Cesarz ze zazdrości chwycił mnie za drugą dłoń i pociągnął nią, tak jak zrobił to wcześniej Wang Yu. Po chwili obaj trzymali mnie. Bez ruchu stałam pomiędzy dwoma mężczyznami.

-Ja cię nie puszczę pierwszy.-odparł Bayan.

-Ja także cię nie puszczę.-powiedział Wang.

Staliśmy tak przeszło godzinę i żaden nie odpuszczał. W końcu zaczęli wysyłać sobie znaczące spojrzenia, ale i tak żaden nie odpuścił. Zaczęły mnie już od stania boleć nogi, jednak wiedziałam gdy się ruszę może spowodować to niezłe zamieszanie. Błagałam buddę by szybko się zakończył ten teatr i by każdy odszedł w swoją stronę. Na wszystko to spoglądała swoim żmijowatym wzrokiem Kim. Po jakimś czasie w końcu skończył się teatr. Wang Yu i Bayan popuścili mi zmęczone ręce i wyszli z pomieszczenia i wrócili do swoich komnat. Ja wzięłam kąpiel a potem poszłam ukradkiem do Wanga.

-Wejść!-zawołał.-O Nyang! Witaj!

-Co się z tobą dzieje?-spytałam.

-Nie rozumiem.-odparł.

-Ostatnio zachowujesz się na prawdę dziwnie. Łapiesz mnie za ręce, kłócisz się z Bayanem.-opowiadałam.

-Aaaaa....o to ci chodzi.-powiedział.

-Czy wy rywalizujecie o mnie?-zapytałam w prost.

-Nyang ja...Kiedy rozstaliśmy się...Wtedy zrozumiałem...brakuję mi ciebie.-po paru minutach w końcu wydusił to z siebie.

-Wang Yu przecież wiesz , że bardzo cię lubię, ale to jest nie możliwe. Jestem służącą i nie mam prawa się z kimś spotykać. Wybacz.-mówiąc to wróciłam do siebie.

Mimo , że byłam wykończona to nie mogłam zasnąć, ciągle myślałam o tym co mi powiedział Wang. To nie mieściło mi się w głowie, jak tak w krótkim czasie, może zmienić się człowiek. Nazajutrz z samego rana Kim razem ze służbą zaczęła opuszczać pałac. Wszyscy dookoła zaczęli plotkować, że nie wytrzymała konkurencji albo Cesarz ją oddalił i znów nastanie czas bitew. Sama byłam ciekawa o co chodziło. Idąc do kuchni spotkałam na drodze Bayana, który powiedział, że jego żona wyjeżdża w odwiedziny co Cesarzowej Wdowy. Byłam ciekawa czego chce ta Wiedźma od matki cesarza. Kim wraz ze swoimi Małymi Żmijami (służącymi) szła dumnie przez korytarz i uśmiechnięta jak nigdy dotąd. Wszystkich zastanawiało to, dlaczego taka jest zadowolona.

-O! Wang Yu! Miło cię widzieć. Bardzo ładnie dziś wyglądasz.-powiedziała Kim spotykając Wanga.

-Witaj Wasza Wysokość!-ukłonił się.-Gdzie się wybierasz?

-Jadę do Cesarzowej Wdowy. Tak dawno...jej nie widziałam. A ty? Gdzie się wybierasz?-odpowiedziała z takim spokojem jakby to nie była ona, lecz jej dobra siostra bliźniaczka.

-Ja idę do Nyang. W odwiedziny.-odpowiedział rumieniąc się.

-Zakochałeś się w niej? Oj biedaku. Szkoda mi ciebie.-znów powróciła ironicznie współczująca Kim.

-Nie rozumiem.-odparł.

-Cesarz Bayan bawi się tą biedaczką. Za jakiś czas ją zostawi, a ta biedna Nyang zostanie ze złamanym sercem, ale ty Wang Yu chyba nie jesteś takim mężczyzną? Kochałbyś ją, dbałbyś o nią...Walcz o biedaczkę! -podpuszczała go Kim.

W pewnej chwili z dziurki wyleciała mała mysz. Young widząc to zaczęła podskakiwać i piszczeć. Wang Yu nie był temu obojętny. Wziął Cesarzową w swe ramiona i zaniósł do samego powozu. Rozpromieniona ruszyła w drogę. Tymczasem, podczas gdy ja i Yoona plotkowałyśmy przy praniu ubrań, Bayan zaglądał przez zasłonę i uśmiechnięty od ucha do ucha pobiegł do mojej komnaty. Na łóżku znalazł serwetkę , którą zawsze trzymałam przy sobie, na wypadek gdyby Bayan się wybrudził. Jednak jeszcze nie miałam okazji jej użyć. Wziął ją do rąk i zaczął wąchać. Potem rozglądając się czy ktoś nie nadchodzi, schował ją pod swój strój.

Nagle na jego drodze wyrasta jak spod ziemi Wang Yu, który bardzo bezpośrednie i zwięźle powiedział:

-Jutro wieczorem zagramy mecz. Jedna piłka, dwie siatki. Gramy do pięciu trafień. Kto wygra spędza wieczór...znaczy się je kolacje z Nyang.

-Zgoda. To do jutra Wang Yu.

Wieczorem Cesarz zaczął przygotowania do meczu. Najpierw krótka rozgrzewka, parę minut biegania, a potem podbijanie piłki.

-Nyang będziesz moim rywalem. Masz mi odebrać tą...okrągłą, średnią piłkę... i trafić ją do przeciwnej strony gdzie stoisz, czyli tam...i jak strzelisz gola dostajesz punkt. Rozumiesz?

-No co tu nie rozumieć.

-Dobrze. To ja zaczynam. Muszę kopnąć pierwszy piłkę.

Bayan ustawił okrągłe ''coś'' na środku pola a potem zaczął dla zmyłki przeskakiwać. Z boku na bok do przodu i tyłu. Zaczęłam się niecierpliwić, ciągle coś mi tłumaczył. Może nigdy w to nie grałam, ale czytać czytałam, więc miałam już jakąś świadomość jak w to się gra.

-Zaczynasz w końcu?!

-No już. Spokojnie.

Bayan ruszył na przód jak burza. Zbyt pewny siebie, zbyt pewnie stracił piłkę. Zaczęłam grać po swojej stronie. Nagle zatrzymałam się i kopnęłam ją w ostatniej chwili. Bayan myśląc, że mu się uda mnie zablokować, skoczył na mnie i zaczął się głośno śmiać.

-A widzisz Nyang ty nie...trafiłaś?!

-Punkt dla mnie. Koniec gry. Jestem zmęczona. Dobranoc.

-Dobrze idź. Ale wiesz , że cię kocham?

-Dobranoc.



"Dynastia Shin Jin" (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz