Rozdział VII

33 4 1
                                    


Nazajutrz z samego rana sprzątałam boksy dla koni. W ciszy i ze skrywaną złością zaczęłam czyścić konie, aż nagle do stajni wpadł ''gwar'', który nazywał się -Bayan. Zakłócił mój spokój krzycząc z radością:

-Nyang! Witaj kochana, co tam u ciebie?

Nie miałam ochoty z nim rozmawiać po tym co się zdarzyło poprzedniego dnia wieczorem. Byłam właściwie o dwie rzeczy wściekła. O to że wyjawił moją tajemnicę, a druga to ta , że zgubiłam pamiątkę po moich rodzicach.

-Nyang chodźmy po spacerować. Jest taki piękny dzień...-podszedł do mnie i złapał mnie za rękę.

Zdecydowanym ruchem odwróciłam się twarzą w księcia stronę i zaczęłam stopniowo podnosić głos.

-Odczep się ode mnie! Co ty sobie wyobrażasz?! Odejdź i nie pokazuj mi się więcej na oczy!

-Nyang, ale co się stało? Co ja ci takiego zrobiłem?

-Ty się jeszcze pytasz?! Módl się by Wang Yu niczego nie pamiętał! Bo inaczej marny twój los.-popchnąwszy Bayana, wybiegłam ze stajni.

Ledwo co wypowiedziałam te słowa, a na swej drodze spotkałam Wanga, który poprosił mnie o wspólną rozmowę. Spacerowaliśmy po posiadłości bardzo długo. Miałam momenty gdzie sądziłam , że czasami dłużej rozmawiamy niż chodzimy. Właśnie Wangowi jako pierwszemu i jak na tamten czas ostatniemu powiedziałam całą swoją historię. Najpierw nie mógł w to uwierzyć, że jestem prawdziwą spadkobierczynią tronu dynastii Shin. Powiedział, że musi to w ciszy poukładać. Dałam mu czas, bo w końcu nie często się spotyka cesarzową , która sprząta stajnie. Ze łzami w oczach ruszyłam do swojego pokoju. Tam położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać, tak mocno, że przemokły niektóre części pościeli. Tymczasem książę poszedł do swojej komnaty po mój wisiorek z pierścieniami i zamierzał mi go oddać. Już był przed drzwiami, gdyż usłyszał mój płacz. Dotknął ręką drzwi, opuścił głowę o pokiwał nią raz w lewo, raz w prawo i mocno ściskając w lewej dłoni naszyjnik wrócił do siebie. Po jakimś czasie do mego pokoju wszedł Mo i poprosił mnie o przysługę.

-Nyang, mógłbyś pojechać na granicę zawieźć zapłatę i dodatkową broń armii?

-Tak, jasne. A ty dlaczego nie możesz jechać?

-Taka głupia sprawa...Umówiłem się z kimś i zapomniałem, że dzisiaj trzeba jechać na...

-Dobra, nie tłumacz się. Idź, ja pojadę za ciebie. Nie ma problemu. I tak nie mam dziś nic do roboty.

-Dziękuję ci. Za to posprzątam raz stajnie za ciebie.

Gdy Mo wyszedł, szybko się przebrałam i ruszyłam na koniu wraz z trzema innymi strażnikami na granicę. Widząc to ,Bayan ruszył za mną. Po paru godzinach jazdy dotarłam w końcu na miejsce. Strażnicy zabrali zapłatę i broń, a ja postanowiłam trochę odpocząć. Bo jednak siedzenie w siodle parę godzin nie sprawia radości zwłaszcza dla kobiety. Tymczasem książę biegał po namiotach i szukając mnie, pytał spotkanych mężczyzn czy mnie gdzieś nie widzieli. Nagle wbiegł do zbrojowni. Stanął po środku namiotu i się przez chwilę zastanawiał.

-Sądzę, że przydałaby mi się jakaś ochrona...Wszędzie tu są jakieś ostre przedmioty...Będę miał pewność, że nic mi się nie stanie.-mówiąc sam do siebie wziął zbroję i ubrał ją na siebie, a następnie pobiegł w dalszą drogę w poszukiwaniu mnie.

Przebiegł prawie przez cały obóz aż w końcu zdyszany wbiegł do namiotu pełnego żołnierzy popijających wino. Jeden z mężczyzn wstał i przyłożył mu miecz do gardła pytając:

"Dynastia Shin Jin" (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz