Rozdział XLIV

27 3 7
                                    


Gnaliśmy na koniach wprost do opuszczonego klasztoru na wschodnim wzgórzu. Nagle usłyszeliśmy jakieś krzyki. Spojrzałam za siebie a tam za nami jechała grupa ludzi z mieczami. Staraliśmy się przyspieszyć na ile to było możliwe, jednak doganiali nas.

-Cesarzowo! Uciekaj! Ja ich zatrzymam! Dam ci czas! Pędź najszybciej jak potrafisz wprost do klasztoru! -krzyczał Wang Yu.-Dogonię cię!

Skinęłam głową i pognałam do celu, nie odwracając się już do tyłu. Kiedy byłam dość daleko od głównego pola bitwy, zatrzymałam się przy rzece by odpocząć i napoić konia. Potem nie tracąc więcej czasu, znów ruszyłam w drogę. Przede mną była tylko wąska ścieżka, pola i gęsty las, który musiałam pokonać by dotrzeć na wzgórze. W pobliżu nie było ani jednego domu. Wiedziałam, że muszę sobie sama poradzić żeby przetrwać ten trudny czas i powrócić cała wraz z dzieckiem do mego cesarza. Nazajutrz o zachodzie słońca w końcu dotarłam do klasztoru. Przywiązałam konia do drzewa i weszłam do środka. Ledwo przekroczyłam próg a usłyszałam jakieś dźwięki. Przygotowałam łuk i na palcach zaczęłam zaglądać do każdego pomieszczenia by odkryć źródło tych dźwięków. Czułam , że się zbliżam...W pewnym momencie zauważyłam jakąś kobietę próbującą zakryć rozbite okno kawałkiem materiału.

-Odwróć się spokojnie w moją stronę.-odparłam celując w nią.

-Błagam cię nie rób mi krzywdy! -przestraszona kobieta powoli odwracała się twarzą do mnie.

Kiedy już całkowicie się odwróciła , nie mogłam w to uwierzyć, przede mną stała Kim Young Tokeum we własnej osobie. Zdziwiona spytałam:

-Kim Young?! Co ty tu...?

-Cesarzowo Seungnyang! Znów się widzimy a to oznacza, że nie zdążyłam was uprzedzić.

Dziewczyna wcale nie przypominała dawnej Kim, tej wyniosłej, bogato ubranej, zadbanej i fałszywej. Na jej twarzy malowała się rozpacz, przerażenie i niepewność. Miała stare , zabrudzone , poszyte, gdzieniegdzie poszarpane łachmany. Była wychudzona i cała blada, wargi miała delikatnie zsiniałe, wzrok smutny a w nim łzy. Ręce były podrapane a włosy rozczochrane. Mimo że to ona, a właściwie dlatego ,że to Kim córka El Sumura dalej nie opuszczałam łuku dopóki nie nabrałam pewności, że za chwilę się na mnie nie rzuci z jakimś sztyletem.

-Pani! Proszę opuść broń. Nie skrzywdzę cię, już cię nie zranię...

-Skąd mam wiedzieć? Nie ufam ci.

-Po pierwsze nie mam siły walczyć, a po drugie nic mi to nie da. Wyrządziłam tobie i cesarzowi krzywdę teraz za to płacę...Jestem nikim, sama siebie zrujnowałam... Odłóż broń i pomóżmy sobie nawzajem. Po prostu przetrwajmy.

-Nie wierzę...Musiało cię coś strasznego spotkać skoro tak cię to zmieniło.

-Cesarzowo tylko zdarzenia nas kształtują, to one dają nam doświadczenie i albo tworzą z nas delikatny liść w kamieniu albo odbierają nam życie, nie ma ludzi których życie nie nauczyło być silnym przed światem a wewnątrz kruchym płatkiem śniegu, bo ludzie którzy nie zbudują skorupy odchodzą...

W jej oczach dostrzegłam okrutną prawdę. W tym momencie odłożyłam broń i pomogłam jej zakryć okno przed zimą. Jednak wciąż niepewnie usiadłam w pewnej odległości od niej i w milczeniu spoglądałam w jeden punkt na ścianie. Nagle ciszę przerwała Kim, która podeszła z miską do mnie wypełnioną ryżowymi kluskami, mówiąc:

-Pewnie nic nie jadłaś. Proszę, weź. Wodę za chwilę przyniosę.

-Skąd masz jedzenie?

-Od czasu do czasu ktoś mi pomaga, lecz przez resztę dni muszę sobie sama pomagać...jesteśmy w lesie czasami coś mi się uda schwytać. Nieopodal jest strumyk z stamtąd mam wodę.

"Dynastia Shin Jin" (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz