Rozdział XXXI

27 3 0
                                    

Poranek przebiegał w ciszy. Jedząc śniadanie siedzieliśmy w milczeniu. Ani ja ani Wang nie mieliśmy zamiaru rozmawiać. Po tym co wydarzyło się wcześniej uważałam, że milczenie w tym momencie będzie najlepszym rozwiązaniem. Nawet staraliśmy się mijać wzrokiem, by przypadkiem nie złapać kontaktu. Po śniadaniu równie w milczeniu udaliśmy się do Byun'a. Idąc w stronę klatki w której przebywał, nagle zaczepił mnie strażnik mówiąc ,byśmy uciekali bo właśnie o świcie Byun został stracony. W tej chwili melancholia i cisza znikły. Zrobiło się dynamicznie a zarazem głośno. W pewnym momencie jeden z żołnierzy podszedł do nas i spytał:

-Kim jesteście?

-To moi dalecy krewni.-odpowiedział strażnik.

W tym momencie czułam ,że zbliża się niebezpieczeństwo. Staraliśmy się wszyscy zachować zimną krew.

-Naprawdę? A skąd są? -dopytywał bezczelnie. -W co wierzycie?

-Słucham?-zdziwiło mnie pytanie.

-Czego tu nie rozumiesz?! -mężczyzna podniósł głos.

-Wierzymy w równość, wolność i ojczyznę.-odpowiedziałam.

-Zła odpowiedź.-odrzekł żołnierz łapiąc mnie za nadgarstek. -Mówcie prawdę skąd jesteście i skąd masz ten wisiorek?!

Serce mi przyśpieszyło czułam że wystarczył moment by zrobiła się masakra.

-Pani uciekajcie! Ratujcie naród!-uklęknął przede mną strażnik i wykrzyczał-Niech żyje wolność ,równość i ojczyzna!-po czym wyciągnął broń i zaczął walczyć.

Ja i Wang zaczęliśmy biec, za nami ruszyła grupa uzbrojonych żołnierzy. Wierny strażnik stanął do walki z żołnierzem. Ja zaczęłam biec do wyjścia, gdy zorientowałam się , że Wanga nie ma ze mną. Odwróciłam się i zobaczyłam że jest otoczony przez czterech żołnierzy. Biegłam w jego stronę by mu pomóc gdy nagle ktoś mnie od tyłu złapał i ciągnął za sobą w stronę lasu. W pewnym momencie puścił mnie i powiedział:

-Spokojnie. Nie bój się nic ci nie zrobię.

Był to przyjaciel Byun'a nasz informator.

-Czemu mnie wziąłeś?! Wang Yu tam został ! Sam walczy, muszę mu pomóc! Puść mnie!

-Wybacz cesarzowo, ale twoje życie jest dla mnie cenniejsze. Musisz ukryć się w moim domu, tam będziesz bezpieczna póki czegoś nie wymyślimy.

-A co z Wangiem? Musimy go ratować!

-Nie martw się nic mu nie będzie, przeżyje. Teraz proszę cię nie pomożesz mu, ani nam gdy pójdziesz tam zginąć ! W tobie mamy nadzieje! Chodź!

Zrozumiałam, że mężczyzna ma rację, lecz mój strach o Wanga był silniejszy...

Po chwili podjęłam decyzje , że muszę go opuścić i ratować państwo i mieć cichą nadziej że nie ucierpi. Po pięciu minutach biegu siedliśmy na konie i ruszyliśmy do domu Lee. Prawie całą noc jechaliśmy do drewnianego domku położonego na końcu wsi.

-To tutaj.-odparł Lee zsiadając z konia.

U progu drzwi stała kobieta z dziewczynką na rękach-była to rodzina Lee. Podeszłam do nich by się przywitać, kobieta z szacunku do mnie klęczała.

-Proszę cię wstań. Jestem tylko człowiekiem nie musisz przede mną klękać. To raczej ja powinnam przed wami, za to co dla mnie i dla państwa robicie. Wiem , że jest wam ciężko bo okazało się że jestem poszukiwana. -nie mogłam wyjść z podziwu ile człowiek jest w stanie poświęcić w imię czegoś. W imię miłości, wolności czy też bogactwa.

Gdy weszłam do środka byłam przerażona, ci ludzie nie mieli prawie nic. Byli tak biedni że czułam się przez to jeszcze gorzej, że jeszcze o mnie musieli się troszczyć. Po środku pokoju stał mały stolik na którym była jedna miseczka gotowanej zupy i jedna ryżowa kuleczka.

-Cesarzowo, wybacz , że tylko tyle, ale więcej nie mamy. Mam nadzieje że zjesz to co przygotowałam.-powiedziała kobieta z łamiącym głosem.

Siadłam przy stoliku i biorąc łyżkę do ręki spróbowałam zupy. W tym momencie swojego życia ta uboga zupa wydawała się dla mnie cenniejsza niż jakiekolwiek złoto. To pokazuje tylko , że człowiek musi naprawdę upaść, z toczyć się by docenił rzeczy , które wcześniej były niedostrzeganie przez niego. Musimy coś stracić by docenić jego wartość kiedy było z nami. Nagle podbiegła do mnie ta mała dziewczynka złapała za kluseczkę ryżową i kierowała w stronę buzi, jednak kobieta uderzyła ją po rączce i kazała natychmiast odłożyć mówiąc ,że to należy do mnie.

-Nie nic się nie stało. -odparłam i wzięłam małą na kolana.-Chcesz moją porcję ? Ja i tak nie mam apetytu , pójdę się położyć.

Uśmiech dziecka był bezcenny potrafił dawać taką siłę z której czerpali jego rodzice. Niby pozornie nie mieli nic a tak naprawdę mieli wszystko, bo mieli siebie- Piękny obraz na brzydkim tle. Mimo że poszłam spać to i tak nie mogłam spać, całą noc myślałam o Wangu i o tym niefortunnym pocałunku. Wiedziałam tylko jedno , że nic nie czułam do Wanga prócz wielkiej przyjaźni , natomiast Bayana, Bayana kochałam. Zawsze kiedy upadałam miałam siłę stać bo wiedziałam, że wszystko co robię to nie tylko dla mojego ludu ale dla Bayana, dla nas, byśmy mogli w końcu być razem. Mimo, że bywały chwile w których miałam go dość to i tak ta sympatia przeważała nad moim rozżalonym sercem. Kiedy w końcu zasnęłam okazało się , że trzeba było wstać. Żołnierze przeszukiwali domy.

-Pani błagam cię weź moją córeczkę i uciekajcie! Za domem jest koń! Uciekajcie, ratuj się i uratuj moje słoneczko. -z płaczem przybiegł Lee.

-A ty i twoja żona?!-spytałam.

-Nie martw się o nas. My żyjemy dla państwa i dla państwa zginiemy!-wypowiedziała żona Lee.

Chwilę potem Lee z żoną podeszli do córki by się pożegnać powiedzieli że ją bardzo kochają i dali nam konia. Wsiadłam z małą na konia i pojechałyśmy. Kiedy odwróciłam głowę by spojrzeć ostatni raz na tych wspaniałych ludzi, zobaczyłam tylko leżące dwa ciała a nad nimi żołnierze z okrwawionymi mieczami. Dziewczynka płakała, że chce do rodziców. Ja nic nie mogłam zrobić. Bezsilność to najgorsze uczucie które dotyka człowieka. Kiedy byłyśmy już daleko i na tyle bezpieczne postanowiłyśmy się zatrzymać w górach i zastanowić co dalej. Nie mieliśmy nic do jedzenia ani picia do tego byłyśmy same. Dalej nie wiedziałam co się stało z Wangiem. Miałam najgorsze myśli , jednak gdzieś tam w głębi miałam jakiś płomyk nadziei. Pierwszy raz byłam za kogoś tak w pełni odpowiedzialna, to tym bardziej dawało mi poczucie dyskomfortu. Kompletna pustka ogarnęła moją głowę i czułam , że potrzebne jest mi wsparcie, wsparcie mężczyzny. Ja byłam tak zmęczona że mimo szczerych chęci i tak zasnęłam. Dziewczynka-Hye Kyo wtulona we mnie cichutko płakała. Nagle zerwałam się na równe nogi w oddali zobaczyłam światło i słyszałam krzyki.

-Hye Kyo wstań musimy iść.-rzekłam.

Dziewczynka wstała i załapała mnie za rękę. Nagle ktoś podszedł od tyłu i założył nam worki na głowę. Próbowałam reagować ale czułam że wiele osób mnie trzyma. W pewnym momencie zostałam uderzona w głowę i straciłam przytomność.

"Dynastia Shin Jin" (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz