Rozdział XXV

19 2 1
                                    


-Ojcze! Bayan o mało co nie zginął przez ciebie!-krzyczała Kim Tokeum na El Sumura.

-To był twój pomysł , żeby pozbyć się tej służki, więc nie miej do mnie teraz pretensji.-mówił ze spokojem regent.

-Tak, ale chciałam ich tylko nastraszyć. Wiesz co będzie jak się dowiedzą , że to ja za tym stoję?! Najgorsze jest to, że ta dziewucha żyje i może potwierdzić ,że ją zastraszałam!-dramatyzowała Kim.

-Nie martw się, póki co oboje są nieprzytomni. Może los ze chcę , że służka umrze?! Hahaha...-wybuchnął śmiechem starszy mężczyzna.

-A co będzie jak Bayan nie przeżyje?! Co wtedy?!-ze łzami w oczach dopytywała Cesarzowa.

-Wtedy będziemy się martwić, a poza tym co ty się tak martwisz, jakby zmarł tym lepiej było by dla nas obojga. Pomyśl całe to państwo było by tylko nasze!-uspokajał ją Sumur.

-Ale ja nie chcę by Bayan umierał.-odparła Kim.

-Czy ty się w nim przypadkiem nie zakochałaś?! -zmierzył ją wzrokiem.-Ty głupia, nieposłuszna córo! Wiesz co ci mówiłem! Nie wolno ci się zakochać! W nim , ani nikim innym! Tu nie ma miejsca na jakiekolwiek uczucia! Miłość to tylko chwilowy stan w naszej głowie, który doprowadza do szaleństwa, a potem zostaje wyniszczeniem naszego mózgu! To jest gorsze niż jakakolwiek zaraza! Zapamiętaj to i nic nie rób bez mojej wiedzy!

-Dobrze ojcze, przepraszam.-cała zalana łzami, spuściła głowę i wróciła do swojej komnaty.

Mimo zakazu miłości , Kim czuła w swym sercu, że w jakimś stopniu kocha cesarza, ale ta miłość była chora, tak mocno chora jak jej ojciec, zaślepiony rządzą i bogactwem.


                                                                                                        ***


Kim siedziała przy schorowanym cesarzu i robiła mu obkłady na czoło. Chodziła tak codziennie i opiekowała się nim tak jakby przeszła niesamowitą przemianę ze zołzy, w kochaną , opiekuńczą żonę. Ja całą chorobę spędziłam nieprzytomna, co sprawiało, że Kim miała szanse nad wszystkim zapanować w pałacu i nikt nie mógł jej zakazać.

-Bayan! Bayan! Już idę do ciebie!-krzyczałam przez sen.-Czekaj! Nie odchodź! Przecież jestem...

-Nyang, halo, Nyang! Obudź się! Słyszysz?!-jakiś mężczyzna próbował mnie wybudzić z koszmaru.

W pewnej chwili, cała zalana potem, otworzyłam oczy i krzyknęłam:

-Toghun! Gdzie ja jestem? Gdzie jest Bayan?!

-Spokojnie, leż. Czy ty i Bayan...?

-Ale, że co? Gdzie on jest?!

-Jest pod dobrą opieką. Kim się nim opiekuję.

-Ona?! Jak mogłeś na to pozwolić?! Przecież ona go zabije!-nie zważając na nic wybiegłam z spokoju i pomknęłam prosto pod drzwi do jego pokoju. Oczywiście Toghun pomknął za mną.

Stanęłam u progu drzwi i wołałam:

-Panie to ja-Nyang! Odezwij się!

-To na nic. Chodźmy z stąd-chwycił mnie za rękę Toghun.

-Puść mnie!-zaczęłam pięściami stukać po drzwiach.-Bayan! To ja Nyang! Proszę cię, odezwij się! Błagam!

Jednak nikt się nie odezwał. Spojrzałam tylko przez szparę w drzwiach i zauważyłam leżącą koło Bayana Kim. Oczy zrobiły mi się jak szklane, odeszłam od drzwi i kierowałam się w stronę swojej komnaty. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i zauważyłam przy progu Kim. Postanowiłam podbiec do niej. Stanęłam przed nią i próbując ją ominąć, chciałam wejść do cesarza. Niestety nie udało mi się, Wiedźma chwyciłam mnie za rękę i pociągła do siebie, a potem popchnęła tak mocno , że aż upadłam na podłogę.

"Dynastia Shin Jin" (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz