Rozdział LIX

29 3 8
                                    

Zapach krwi wciąż był wyczuwalny w sali tronowej od trzech miesięcy. Wszystko jakby od tamtego dnia zgasło. Życie z pałacu jakby zniknęło. Większość dworu porozumiewała się bez słów, każdego dnia wykonywała te same czynności. Dominowała cisza, przerażająca cisza przy której można było usłyszeć czyjś oddech, czyjeś bicie serca...Cesarzowa Wdowa zmieniła komnatę na zimny, ponury loch. Dwa razy dziennie dostawała posiłki i jedyną osobą którą widywała był strażnik. Życie toczyło się już bez niej. Nikt nie chciał o niej mówić, wypowiadać jej imienia, tak jakby nigdy nie istniała. Życie moje i Bayana również uległo zmianie. Cesarz po tym sądnym dniu już nigdy nie wyszedł z komnaty, po miesiącu zaczął tracić czucie w nogach, aż w końcu zaprzestał chodzić. Służba zmieniając pościel przenosiła go na rękach. Był taki słaby i blady, że już nie przypominał siebie. Jedynie jego oczy nie uległy zmianom. Toghun jeszcze pomagał do końca posprzątać po tym wszystkim. Zajął się dokumentami które pozostały po Youngshi. Kiedy skończył z nimi postanowił wyjechać i wrócić w dniu w którym odejdzie Bayan. Przed wyjazdem przyszedł do mnie z mojego rozkazu. Miałam do niego prośbę:

-Toghunie ponieważ zobaczymy się dopiero wtedy kiedy obejmiesz władzę, chciałam cię poprosić o coś.-zaczęłam.

-Proszę Pani, mów. Postaram się zrobić wszystko co każesz.-rzekł mężczyzna.

-Wróć tutaj rok po śmierci Bayana. Wcześniej nie przyjeżdżaj, proszę...-powiedziałam.-Daj mi rok samotności bym potem przez kolejne lata była twoją towarzyszką.

-Rok?-zdziwił się Toghun.

-Nie licz na to, że w rok stanę się twoją żoną, rok to za mało, dziesięć lat to mało...Daj mi te dwanaście miesięcy po to by stać się cesarzową dla ciebie Toghunie.

-Jeśli sobie tego życzysz tak zrobię. Wrócę w pierwszą rocznicę śmierci cesarza Bayana.-mówiąc to, mężczyzna odszedł.

Idąc w stronę komnaty męża, zauważyłam, że wchodzi do niej Toghun. Nie chcąc im przeszkadzać, zaczekałam przed wejściem. Poprosiłam strażników i sługę by odeszli na chwilę z przed komnaty. Kiedy to zrobili, zbliżyłam się i postanowiłam posłuchać o czym rozmawiają. Pierwszy odezwał się Toghun:

-Panie wzywałeś mnie. Czy masz mi coś do powiedzenia?

-Usiądź, dziwnie się czuję kiedy stoisz.

-Dobrze cesarzu.

-To nasze ostatnie spotkanie. Zawsze czułem się samotny do momentu w którym nie poznałem Nyang. ale wcześniej chciałem mieć starszego brata , który by mnie chronił, pouczał czasami dał nauczkę...I co za absurd na końcu życia spełniono to życzenie. Mam brata, który od zawsze był gdzieś tu w pałacu. Niestety ominęło nas to braterskie życie. W sumie to nigdy nie chciałem być cesarzem, to zbyt wielka odpowiedzialność. Pewnie bym abdykował gdyby nie moja Nyang, dla której stałem się cesarzem i odpowiedzialnym mężem.

-Co chcesz przez to powiedzieć?

-Co myślisz o Nyang?

-O cesarzowej? Bayanie wybacz, ale nie rozumiem.

-No odpowiedz co o niej myślisz?

-Cesarzowa Seungnyang jest bardzo odważna, sprawiedliwa, silna...

-Tak to cała moja Nyang. Wiecznie nieustraszona wojowniczka, która zaradzi wszystkiemu. Tak naprawdę ona jest krucha, delikatna jak płatek kwitnącej wiśni na wietrze, jednak choćby nie wiadomo jak los nią rzucał próbują rozbić, choćby się rozpadła to powstanie na nowo, składając się w całość. Ślady po rozpadzie zostaną, ale będzie jeszcze silniejsza. Kiedy odejdę ona zostanie sama, moja wojowniczka nie będzie mieć wsparcia, przeraża mnie ta myśl.

"Dynastia Shin Jin" (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz