Rozdział LVI

27 2 1
                                    

Miesiąc później:

Był zimny, pochmurny i deszczowy dzień. Bayan samotnie stał w altanie i spoglądał na otaczające go widoki . Ja po załatwieniu wszystkich spraw związanych z dworem postanowiłam potowarzyszyć mężowi w to przygnębiające popołudnie. Stanęłam obok jego prawego ramienia i patrząc przed siebie, wzięłam głęboki wdech. Żadne z nas nie próbowało zacząć rozmowy. Dni po wyjeździe Toghuna stały się spokojniejsze. Wdowa Youngshi od czasu do czasu okazywała nam swoją złość i niechęć związaną z naszym trwaniem na tronie, ale mimo wszystko nie zaburzało nam to codziennej rutyny. Na ogół przesiadywała w swojej komnacie i czasami wychodziła do ogrodu wraz z swoją eskortą. Codziennie jednak wysyłała ludzi by znaleźli miejsce pobytu jej ukochanego pierworodnego syna, lecz kończyło się to na próbach. Nie posiadała żadnych informacji by znów wkroczyć do gry. Mogła tylko cierpliwie z boku czekać jak cesarz umrze. Miała związane ręce, za wiele nie mogła zrobić to też powodowało, że nie wydarzały się żadne niespodziewane sytuacje. Ja i Bayan mieliśmy trochę harmonii w życiu. Niestety czas płynął nieubłaganie. Wraz z mijającymi dniami stan męża się pogarszał. Zaczęła mu krew lecieć z nosa, dostawał coraz częstszych i ostrzejszych bólów nóg. Bywały dni , że tak mu drętwiały, że przez pół dnia nie mógł wstać z łóżka, a kiedy robił kroki czuł jakby gołymi stopami chodził po kamieniach a w jego nogi wbijano raz po raz igły. Do tego często pojawiała się wysoka gorączka. Jego twarz stała się żółtawo-blada. Wargi miewał spierzchnięte , a dłonie zimne jak lód. W tej chwili też takie miał. Podeszłam do niego i chwyciłam jego zmarznięte ręce i dmuchałam w nie, próbują ogrzać. Cesarz spoglądał na mnie swoim niezmiennym wzrokiem i dalej nie wydobył z siebie żadnego dźwięku, żadnego słowa.

-Może wrócimy do pałacu? Jesteś taki zimny...-postanowiłam pierwsza przemówić.

Bayan wyrwał swe ręce z mego uścisku i odpowiedział swoim ciepłym , lecz stanowczym głosem:

-Nie ma takiej potrzeby. To że przykryjesz mnie kocem, przyniesiesz herbatę niczego nie zmieni. Objawy od tak nie zniknął. Muszę do końca to znosić. Nie chcę się zamykać w komnacie i spokojnie czekać w łożu na śmierć. Pragnę czuć, oglądać, doznawać...

-Rozumiem. -delikatnie odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku od jego twarzy.

-Nyang tego nie zatrzymasz. Takie jest moje przeznaczenie. Jedyne co rób to bądź przy mnie, nie staraj się za dużo i po prostu mnie kochaj.

-O czym ty w ogóle mówisz? Zastanawiałeś się kiedyś jak ja się czuję? Jak ciężko mi z uśmiechem patrzeć wprost twoje oczy?! Wiesz jak mi trudno jest się z tym pogodzić?! Ciągle łudzę się, że to przejściowe, że będziesz jeszcze zdrowy. Modlę się każdego dnia. Tak mocno cię kocham, a zarazem tak strasznie się boję...

-Czego się boisz Nyang?

-Boję się dni bez ciebie, to że kiedy odejdziesz to ja zostanę sama. Ja...-nagle ścisnęło mnie w gardle, nie byłam już wstanie niczego powiedzieć.

Bayan zrobił pół kroku w moją stronę, potem objął mnie najmocniej jak potrafił, lecz nawet to się zmieniło. Tracił już siły całkowicie, jego uścisk nie był już taki sam. W tej chwili zauważyłam, że nawet ręcę zaczęły mu delikatnie drżeć. Za wszelką cenę starałam się nie rozpłakać. Nie mogłam, tego zrobić. Po chwili żałowałam swoich słów, wiedziałam, że to na pewno nie pomogło cesarzowi, lecz spowodowało, że jeszcze mu ciężej. Musiałam się bardziej pilnować. Moją rolą było zdejmowanie z niego ciężaru, a nie dokładania mu.

Staliśmy tak przez dłuższą chwilę w tej altanie, a deszcz lał coraz mocniej i głośniej. Szare chmury przykryły błękitne niebo powodując tak depresyjny nastrój. Myślałam, że ten dzień będzie jak pozostałe dni, ale ten wyróżniał się z pośród wszystkich dni miesiąca. Do altany wbiegł eunuch Park. Poprosił mnie bym przyszła do niego kiedy będę miała czas. Spojrzałam na niego podejrzliwie i potem spytałam o co chodzi, lecz on nie chciał powiedzieć. Wyczuwałam jakieś problemy, dlatego postanowiłam od razu to sprawdzić. Przeprosiłam Bayana i poszłam za eunuchem. Zaprowadził mnie do swojego pokoju, po czym z pod łóżka wyciągnął jakiś list. Wręczył mi go wprost do rąk. Od razu otworzyłam go, lecz nic w nim nie było prócz nazwy jednego z miejsc w wiosce.

"Dynastia Shin Jin" (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz