P. O. V. BenZatrzymałem się na korytarzu przed salą, w której czeka Palpatine. Rey jest już w środku. Nagle w cienia wyszli rycerze Ren. Nie bardzo wiedziałam co robić, oni byli w pełnym uzbrojeniu. Kiedy już mnie otoczyli usłyszałem jakiś ryk.
Był on bardzo głośny i dobiegał z okolicy. Po ruchach rycerzy domyśliłem się, że to co tak zaryczało nie jest z nimi. Po paru sekundach zza jednej ze ścian wyłoniła się dziwna bestia. Wyglądała trochę jak miniaturowy smok.
Czaszka tego stworzenia zdawała się nieco odstawać. Do tego z tyłu głowy znajdowały się jakieś ostro zakończone wypustki. Stworzenie miało jeszcze skrzydła i coś na kształt błony przypominającej płomień na ogonie. Pazury były ostre i czarne, ciało pochodziło pod kolor niebieski, a błona między kośćmi, które robiły za stolarz dla skrzydeł oraz ta na ogonie była jasno niebieska. Bestia warknęła na nas wszystkich i powoli zaczęła się zbliżać. Im bliżej była tym bardziej dostrzegłem bliznę na policzku. Miała ona kształt smoka, była też bardzo podobno do tej, którą miała moja ciocia.
Bestia zbliżała się do nas powarkując i odsłaniając białe zęby. Wszyscy rycerze odsunęli się ode mnie widząc, że stałem się celem.
-Kiedy się na nich rzucę ty leć do Rye. - usłyszałem w głowie znajomy głos. Przez chwilę nie wiedziałem do kogo należał, jednak w chwilę udało mi się sobie przypomnieć. Ta bestia to była moja ciotka. Ja w odpowiedzi tylko skinąłem głową.
Kiedy bestia stanęła przede mną szybko omiotła wzrokiem pozostałych rycerzy. Widziałem jak lekko się schyla i szykuje do skoku na najbliższego z przeciwników. Oni nie wiedząc chyba z czym mają doczynienia stali w miejscu. Po chwili stworzenie rzuciło się na jednego z rycerzy. Bestia uderzyła go ogonem na tyle mocno, że ten poleciał do tyłu po czym odbijając się od niego złapała zębami kolejnego. Ja wtedy szybko wbiegłem do sali, w której powinna być Rey.
P. O. V. Walker
Moja pierwsza ofiara straciła równowagę, a drugą udało mi się złapać za zbroję na ramieniu. Rycerz próbował coś zrobić jednak na niewiele zdały się te próby. Trzymając jego ramię zaczepiłam się pazurami o podłoże i powoli zaciskałam szczękę. Po chwili rycerz krzyknął z bólu, a ja poczułam jak do mojej paszczy dostaje się krew. Moje oczy dostały od tego jeszcze większej heterohromi. Jedno było całe niebieskie, a drugie idealnie fioletowe. Pozostała grypa patrzyła na mnie w przerażeniu. Ja szybko wykręciłam pysk z taką siła, że wyrwałm ofierze kończynę po czym zamachnęłam się łapą atakując klatkę piersiową. Po śledzie moich pazurów szybko dostrzegłem kolejne miejsca, z których lała się krew. W niecałe pięć sekund ciało rycerza opadło sobie bezwładnie na podłogę. Szybko rzuciłam na następnego z napastników. Jednak ten uchylił się przez co wpadłam na ścianę. Na ich nieszczęście dla mnie to nie problem. Zaczepiałam się pazurami i wlazłam nieco wyżej.
Rycerze podzielili się na dwie grupy. Jedna stała w spokoju pod ścianą, była ich trójka. Oni mieli zgaszone miecze i czekali. Nie wiem czy to wina strachu, ale dla mnie lepiej. Druga grupa składała się z 6 osób. Byłoby ich siedem, ale jedna osoba już nie żyje. Tamci ustawili się w okrąg, plecami do siebie. Ich miecze wyciągnięte były przed siebie.
Przyznam, że chciało mi się śmiać. Wyglądali tak bezradnie i tak panikowali, że nawet nieco robiło mi się ich żal. Jednak oni już wybrali swój los. Ja będąc na ścianie zmieniłam się w człowieka. Cicho zaskoczyła między zbitą grupkę rycerzy. Zaśmiałam się psychopatycznie, aby ich wystarczyć. Reakcja była taka jakiej się spodziewałam, wszyscy odwrócili się do mnie w szoku, co dało mi chwilę na atak. Szybko wbiłam jednemu ostrze w gardło, a pozostała piątka, wściekła za zabicie kolegi spróbowała mnie zaatakować. Ja szybko ominęłam kilka ich ataków. Ostanie atakujące mnie ostrze złapałam w rękę. Normalnie powinno mi ją przeciąć, ale ja jestem mutantem i na szczęście raz na jakiś czas mogę złapać miecz świetlny bez zbyt dużych konsekwencji. Kiedy tak trzymałam to ostrze wszyscy rycerze spanikowali. Właściele miecza, który trzymałam w dłoni przestał się na chwilę ruszać przez co miałam świetną okazję na atak. Odpiełam mój miecz od paska i szybko włączyłam błękitne ostrze z pomocą, którego zabiłem kolejnego z rycerzy. Została mi ich już czwórka.
Dwójka z nich chciała uciekać. Pozwoliłam im na to, jednak kiedy biegli przed siebie ja szybko wyciągnęłam wolną ręką blaster i do nich strzeliłam. Najchętniej teleportowałabym ich na moją planetę do zwierzątka, które zrobiłby sobie z nich szybki obiad. Jednak kryształ w pomieszczeniu niedaleko od pola walki mi to utrudniał.
Ostania dwójka wparowała do sali, w której był Imperator. Niestety tam też czekała ich śmierć. Chwilę po tym słyszałam ich rozpaczliwie krzyki.
Uśmiechnęłam się do siebie zadowolona. Kiedy już chciałam iść przypomniałam sobie o trójce rycerzy stojących pod ścianą. Zgasiłam miecz i schowałam blaster, jedna rękojeść daje była w mojej dłoni. Spokojnie do nich podeszłam i zlustrowalłam ich wzrokiem.
-Kim jesteście? - zapytałam chłodno. W głębi duszy miałam nadzieję, że nie będę zmuszona ich zabić.
-J-ja... - zająknął się jeden z nich.
-Jestem Tara, to jest Quill i Rod.-przestawiła się dziewczyna stojąca między chłopakami. Wskazując najpierw na tego po prawo, a po tym po lewo. Następnie ostrożnie zdjęła maskę.
-Dobrze, dlaczego nie atakowaliście jak pozostali? - zapytałam patrząc na zwłoki ich przyjaciół.
-My po prostu... - zaczął Quill.
-Dobra nie mam na was czasu. Jesteście przyjaciółmi Bena?
-Znaczy się... - zaczął Rod.
-My znamy go z czasów kiedy był w akademi Luka. Rod poznał go już jako Kylo. - wytłumaczyła szybko dziewczyna.
-Dobrze. Skoro tak to tu czekajcie. W razie czego spróbujcie kogoś wezwać na pomoc. - powiedziałam i weszłam do sali, w której najpewniej miałam stoczyć ostanie pojedynek.P. O. V. Tara
-Dobra, to było dziwne. - powiedział Rod.
-Przecież to Anna Skywalker! - powiedziałam po chwili.
-Serio? Przecież ona nie żyje.-odezwał się Quill.
-Przestań już z tym. Przecież ma taką samą bliznę.
Po moich słowach Quill się uciszył.
-Chcecie mi powiedzieć, że właśnie przed chwilą my byliśmy świadkami ataku Anny Skywalker na rycerzy?
-Chyba tak. - powiedziałam cicho.
-Dobra. Chodźmy stąd. Jeżeli będą walczyć z Palpatinem to przyda im się pomóc. - powiedział Quill i zaczął kierować się do wyjścia.Ja westchnęła i omijając zwłoki dawnych sojuszników ruszyłam za przyjacielem. Kojarzyłam tą kobietę jednak ciągle coś mnie martwiło. To starcie będzie inne niż wszystkie inne.
CZYTASZ
Skywalker
FanfictionNieśmiertelna siostra Anakina Skywalkera od kilku lat próbuje sobie poradzić z depresją. Mimo wsparcia dziewczyna zamyka się w sobie i boi się swoich zdolności. Po czasie dochodzi do spotkania z starymi przyjaciółkami oraz do koncertu. Po kilku lat...