20.

680 30 4
                                    

Do Aarona oczywiście od samego rana nie dało się dodzwonić. Wkurzał mnie tym. Wyszedł niby do pracy, ale ile można było załatwiać sprawy służbowe? Gdyby nie to, że nie miałam z kim wyjść w Nowym Jorku, gdzie aktualnie mieszkał mój chłopak, poszłabym na miasto. Poza Landenem oczywiście, ale kuzyn był u swojej dziewczyny. Powinnam się już przyzwyczaić, że Aaron telefon miał tylko do zabawy. Z kontraktowaniem się z nim przed to urządzenie zawsze był wielki problem. Martwiłam się o niego, tym bardziej że nawet Ritchie nie odebrał ode mnie telefonu. Coś było nie tak.

Czekałam na swojego chłopaka kilka godzin. Nie wiedziałam, co się z nim działo. Dopiero kilka minut temu dostałam wiadomość od jego przyjaciela, że właśnie wracał do domu. Oczywiście od razu zadzwoniłam dopytywać Ritchiego, co się stało, ale szybko urwał temat. Byłam ciekawa, jak mój facet wytłumaczy się z tego, że przez cały dzień nie dawał znaku życia.

Gdy Aaron stanął w drzwiach z podbitym okiem, miałam ochotę się rozpłakać. Kończyłam akurat rozmowę z jego przyjacielem, który w końcu wygadał się, że mieli małe kłopoty. Twarz mojego chłopaka uświadomiła mi, że jednak nie takie małe. Co im się stało?

– Gdzie, do cholery byłeś?! - Stanęłam przed nim, powstrzymując łzy, które cisnęły mi się do oczu. – Martwiłam się.

– Co zrobiłaś? - Spojrzał na mnie.

Przez chwilę nie wiedziałam, co miał na myśli, ale wskazał na moją dolną wargę. Zapewne zauważył na niej krew, którą próbowałam zetrzeć językiem. Wcześniej nawet nie przejęłam się, że przegryzłam usta aż do krwi. Trudno. To nie był wielki problem. Raczej twarz Aarona wymagała dokładnego przyjrzenia się jej.

– Nieważne. - Odwróciłam od niego głowę.

Nie powinien się przejmować teraz mną. To on był poszkodowany. Miałam nadzieję, że poza podbitym okiem nic mu nie było. Może powinnam zaproponować wizytę na pogotowiu albo go tam zawieźć? Mielibyśmy pewność, że nic poważnego mu się nie stało.

– Chodź tutaj. - Przyciągnął mnie do siebie. – Pokaż się.

– Nic mi nie jest. - Kręciłam głową.

W porównaniu do niego, nic mi się nie stało. Mała ranka, która za dwa dni zniknie z moich ust i nie zostanie nawet ślad. Musiałam się zająć jego okiem, które było spuchnięte i fioletowe. Zaraz pójdę po lód, żeby mu trochę ulżyć. Zastanawiałam się, czy podać Aaronowi również jakieś leki przeciwbólowe. Nigdy nie musiałam zajmować się pobitym chłopakiem, więc nie wiedziałam co robić. Słaba ze mnie pielęgniarka.

– Masz poharataną wargę. - Dotknął palcami moich ust. – Przegryziona.

Zawsze, gdy się bardzo stresowałam, przegryzałam usta albo obgryzałam paznokcie. Głupi nawyk, którego nie mogłam się pozbyć. Chociaż dzięki hybrydzie paznokciom nic już nie groziło.

– Martwiłam się o ciebie. Cholernie. - Spojrzałam mu w oczy.

– Aż tak?

– Tak. - Rozpłakałam się, wtulając twarz w jego szyję.

Głaskał mnie po plecach, dopóki się nie uspokoiłam. Zajęło mi to kilka minut. Zastanawiałam się, w co on się do cholery wpakował? Kto podbił mu oko? Co, jeśli ktoś zgłosił pobicie na policję i zabiorą go do aresztu? Miałam nadzieję, że mi wszystko wyjaśni i będę trochę spokojniejsza. Cieszyłam się, że skończyło się tylko na siniaku. Nie wiedziałam, co bym zrobiła, gdy stało mu się coś gorszego.

– Mam coś. - Uśmiechnął się i wyciągnął jakiś mały przedmiot z kieszeni.

W dłoni trzymał balsam do ust, na co się roześmiałam. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że kiedyś schowałam go do bluzy, którą mi pożyczył. Nie sądziłam, że przyda się akurat dzisiaj. Obstawiałam, że Aaron prędzej go zgubi, niż mi odda.

W Poszukiwaniu Szczęścia. [ZAKOŃCZONA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz