74.

592 32 4
                                    

Aaron


Nie zastanawiałem się, dlaczego mama nie zadzwoniła do mnie, ale nawet nie potrafiłem sobie teraz przypomnieć, gdzie zostawiłem swój telefon. Przecież rodzicielka doskonale wiedziała, że mogła skontaktować się z Aubrey, co zresztą zrobiła. I dobrze, bo inaczej do tej pory nic bym nie wiedział.

Nie mogłem zostawić mamy samej z problemami. Tym bardziej że nadal bałem się, że ojciec ją znajdzie. Dopóki był na wolności, cały czas obawiałem się, że w końcu sobie o nas przypomni. Chociaż miałem nadzieję, że do tej pory już nie żył. Zasłużył na śmierć w męczarniach za to, co zrobił swojemu synowi. Nienawidziłem ojca bardziej niż kogokolwiek innego. Czasami sam bałem się swojej złości na niego.

Nie wiedziałem, co się stało z moją siostrą, ale nie miałem czasu, żeby dopytywać. Musiałem od razu do niej jechać. I zrobiłby to, gdyby nie Aubrey, która nie pozwoliła mi prowadzić. Cholera! Nie mogłem marnować czasu, a na pewno nie chciałem się kłócić teraz ze swoją dziewczyną. Powinienem już być w drodze do szpitala. Musiałem zobaczyć się z Lindsey. Co, jeśli to ostatni raz? Nie! Nie mogłem tak myśleć.

– Muszę tam jechać! – krzyknąłem, próbując wyrwać jej z dłoni kluczyki.

Jednak okazało się, że wzrost mojej dziewczyny nie był przeszkodą, żeby odsunąć rękę z dala ode mnie, a później zrobić dwa kroki w tył, oddalając się z nadzieją, że do niej nie podejdę. Nie chciałem się szarpać z Aubrey. Czemu musiała mi utrudniać życie akurat teraz? Gdyby chodziło o kogoś z jej rodziny, na pewno nie przejmowałaby się niczym i od razu wsiadła do samochodu, zamiast zaczekać, aż ktoś z nią porozmawia. Mogłaby spróbować mnie zrozumieć.

– Wiem. Uspokój się. - Spojrzała na mnie, obchodząc auto.

– Daj mi kluczyki! - Podszedłem do niej wkurzony. – Nie chcę się z tobą szarpać. Nie mam na to czasu!

– Zawiozę cię tam – mówiła spokojnie. – Nie będziesz dziś prowadzić.

– Co? - Spojrzałem na nią zdziwiony. – Zostajesz z Lily. Proszę cię, daj mi te cholerne kluczyki. - Przymknąłem powieki, próbując się uspokoić.

Nie mogła zostawić naszej córki samej, do cholery! Niech pomyśli o niej. Dziecko potrzebowało Aubrey bardziej. Dam sobie jakoś radę. Nie pierwszy raz musiałem odwiedzać siostrę w szpitalu. Najważniejsze, żebym w końcu dowiedział się, co się stało. I czy nadal żyła. Przerażała mnie myśl, że to był ostatni raz, kiedy mogłem zobaczyć swoją siostrę. Zawsze czułem strach, gdy do niej jechałem, bo nie wiedziałem, w jakim stanie ją zastanę.

– Landen z nią zostanie. - Otworzyła sobie drzwi od strony kierowcy i czekała aż zajmę w końcu miejsce pasażera. – Na co czekasz? Wsiadaj.

Nie miałem wyboru. Musiałbym się z nią pokłócić i siłą wyrwać kluczyki z dłoni, a nie miałem na to czasu. Nie chciałem się kłócić z Aubrey, bo nie wiedziałem, jak by się to skończyło. Mógłbym zrobić coś, czego żałowałbym do końca życia, a nie chciałem stracić Abi. Powinienem docenić, że chciała mi pomóc i być ze mną nawet w trudnych chwilach. Właśnie dlatego wcześniej nie chciałem jej nic mówić. Zależało mi, żeby chronić dziewczynę. Ona nie rozumiała, jak to było wychowywać się w niepełnej rodzinie, gdzie nigdy niczego nie można było być pewnym. Nie wątpiłem, że Abi chciała mi pomóc, ale byłem zbyt dumny, żeby tę pomoc przyjąć.

Martwiłem się o swoją siostrę. Czemu mama nie zadzwoniła do mnie? Sprawdziłem kieszenie, ale w żadnej nie miałem telefonu. Oparłem głowę o zagłówek fotela i przymknąłem powieki. Zapomniałem, że mój telefon leżał na kanapie, bo oglądałem wcześniej bajki z Lily, w tajemnicy przed Aubrey, która nam na to nie pozwalała. Nie chcieliśmy uciszać dziecka, wciskając mu w rączki telefon, ale nie miałem już siły biegać za córką, a to był jedyny sposób, żeby usadzić ją na dłużej w jednym miejscu. Jutro zapomni, że mogła oglądać bajki na telefonie. Może wracając do domu, wstąpimy po nowe książeczki, bo niektóre już nam się znudziły.

W Poszukiwaniu Szczęścia. [ZAKOŃCZONA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz