Rozdział 66. Pełnia

989 60 15
                                    


Patryk.


Po kilku minutach byłem już trochę zmęczony, tata jako nieumarły czy coś takiego w ogóle nie pokazywał po sobie oznak zmęczenia. Miał zmartwioną twarz co wcale mi nie pomagało. W większości po prostu robiłem uniki, krok w prawo, skok w tył i tak dalej. Wiedziałem, że na dłuższą metę to oczywiście nie ma żadnego sensu. Przez ułamek sekundy nieuwagi znów oberwałem. Co prawda nie upadłem ale zaczęło dzwonić mi w uszach.

- Patryk, krwawisz! - Usłyszałem głos Igora. Biegł w moim kierunku. Chyba nie wiedział z kim walczę, nie widział też swoich rodziców. Jeszcze.

- Nie zbliżaj się! - Krzyknąłem robiąc kolejny unik.

Igor na szczęście się zatrzymał, jednak przez to zdołał się rozejrzeć. Zobaczył pozostałych walczących, a kobieta o długich rudych włosach akurat zerknęła w jego kierunku.

- Igor? - Wyszeptała z przejęciem. Nie miała jednak czasu by napatrzyć się na syna, bo zmuszona przez niewidzialnego przeciwnika rzuciła się na Emila.

- Czemu ta pani zna moje imię?

- Spierdalaj stąd gówniarzu! - Krzyknąłem ile tchu w płucach, więc pewnie wystraszyłem akurat jakiegoś chińczyka gotującego zupę z nietoperza.

Niestety było już za późno, ten kto ożywił naszych rodziców wiedział o nas bardzo dużo bo Karolina, czyli matka Igora rzuciła się w jego stronę z wyciągniętym nożem.

- Uciekaj dziecko! - Pisnęła płaczliwie.

Igor stał jednak jak słup soli wpatrując się w kobietę. Zakląłem, odepchnąłem ojca który rzucił mi się na plecy i pobiegłem na pomoc temu smarkowi. Zasłoniłem go w ostatnim momencie, Karolina wbiła mi nóż w ramię jednak nie poprzestała na tym. Szybko zamieniła się w wilka i rzuciła mi się z kłami do szyi. Upadliśmy na ziemię, zdołałem wsadzić jej do pyska rękę ale gryzła ją tak łapczywie że aż się bałem czy mi jej nie odgryzie. Krew zalała mi twarz, z całych sił próbowałem skopać ją z siebie ale jak już wspominałem wcześniej byłem zmęczony. Kątem oka zauważyłem, że ojciec idzie w moją stronę. Zamknąłem oczy, gdy je ponownie otworzyłem znajdowałem się w moim starym pokoju w pałacu. Była noc a ja siedziałem na łóżku, ściskałem w rękach pluszowego kotka i patrzyłem się w okno. Nie pamiętałem co mnie obudziło, ale był to zapewne jakiś zły sen. Była pełnia, księżyc uspokoił mnie na tyle, że zsunąłem nogi na podłogę. Zastanawiałem się chwilę czy iść po ojca, czy go zawołać. Stwierdziłem, że jeśli jest na parterze w swoim biurze to mnie raczej nie usłyszy więc dzielnie pognałem przez ciemność do drzwi. Z lekkim wysiłkiem otworzyłem drzwi i wyjrzałem na zimny korytarz. Standardowo na piętrze mieszkalnym nie było ani jednej zapalonej lampy a nie byłem w stanie doskoczyć do włącznika, który i tak znajdował się dopiero przy sypialni taty. Przełknąłem ślinę, przytuliłem mocniej kotka i na paluszkach pomknąłem w kierunku schodów. Odetchnąłem z ulgą, gdy ujrzałem blade światło na półpiętrze. Zbiegłem na dół, jak zawsze licząc piętra. Czwarte czyli moje, trzecie czyli służby, drugie czyli tam gdzie była biblioteka i kuchnia, pierwsze ze zbrojownią i skarbcem i parter gdzie było biuro taty, pokój jego doradcy Filipa oraz wielka sala przyjęć. Tylko raz byłem niżej, w piwnicach był pokój obrad a jeszcze niżej lochy ale tam mnie tata nie zabrał. Gdy tylko zszedłem z ostatniego schodka usłyszałem głos ojca.

- Czemu nie śpisz?

Pobiegłem szybko do jego biura, tata stał przy oknie w jednej ręce miał kubek z tą ohydną kawą a w drugiej jakąś kartkę. Bez słowa przytuliłem się do niego, ojciec szybko odłożył zarówno kubek jak i kartkę i odwzajemnił uścisk.

- Miałem zły sen.

- Rozumiem. Jeśli chcesz możesz zostać ze mną.

- Naprawdę mogę?

- Dzisiaj i ja potrzebuje towarzystwa. Siadaj. - Wskazał na fotel.

Posłusznie klapnąłem na nim i z uśmiechem śledziłem poczynania taty. Szybko dopił kawę, spojrzał na kartkę a potem westchnął i ją ponownie odłożył tym razem jednak na biurko nie na parapet. Usiadł na swoim fotelu i spojrzał na mnie.

- Pójdziemy do lasu? - Spytał nagle.

Pokiwałem głową, jasne że chciałem. Uwielbialem chodzić z tatą do lasu. Tata podszedł do mnie i wziął mnie na barana. Wybiegliśmy z pałacu, potem z wioski. Gdy znaleźliśmy się w lesie ojciec podrzucił mnie i w locie przemienił się w wilka a ja opadłem na jego grzbiet. Jak zawsze złapałem mocno za sierść na jego karku. Mknęliśmy przez ciemność a mimo to tata wymijał każde drzewo i krzew. Doskonale widział w ciemnościach. Weszliśmy na nasze ulubione wzgórze. Położyliśmy się na trawie, tata jak zawsze zaczął opowiadać mi różne rzeczy. O moim dziadku, o lesie... W pewnym momencie przypomniałem sobie o co ostatnio chciałem go zapytać.

- A ja mam mamę tato?

- Oczywiście, że masz.

- A mama mnie kocha?

- Kocha całym sercem. - Tata wypowiedział te słowa z nutką smutku, albo mi się wydawało.

- A dlaczego mama nie jest ze mną?

- Bo na razie nie może, ale na pewno bardzo by chciała.

- A zobaczę kiedyś mamę?

- Na pewno...

- A jaka ona jest?

- Wiesz syny, też dawno jej nie widziałem ale jeśli się nie zmieniła to ma długie czarne włosy, zwykle upięte albo w warkoczu. Jasną cerę i kilka piegów na nosie. Wyglądają doprawdy uroczo.- Chociaż nie widziałem twarzy ojca poczułem, że się uśmiechnął - Ma ładne szare oczy i głośny śmiech. Zwykle też dużo mówi, bardzo lubi koty i lody truskawkowe.

- O to tak jak ja! Też je uwielbiam! Truskawkowe są najlepsze!

- To jedna z niewielu rzeczy, które po niej odziedziczyłeś. Czy tego chcesz czy nie, jesteś jak ja.

- Cieszę się, bo jesteś najlepszy tatusiu. A właśnie... Mama też jest wilkiem?

- Nie. Mama jest człowiekiem.

Potem chyba zasnąłem.

Poczułem nagle ostrzejszy ból ale w tym samym momencie zrobiło się lżej. Otworzyłem oczy, Kuba stał nade mną i wyciągał do mnie rękę. Szybko ją złapałem, Kuba podniósł mnie sekundę przed tym jak pięść ojca uderzyła w ziemię.

- A co z twoją walką?

- Paulin zajął się chwilowo moimi rodzicami.

Karolina podniosła się i warknęła głucho.

- Zabierzcie stąd mojego syna.

- Syna? - Igor zrobił ogromne oczy. - To moja mama?

- To nie czas i miejsce na takie rzeczy. - Burknąłem w jego stronę chociaż doskonale wiedziałem co czuje w tym momencie ten biedny dzieciak.

- P..Patryk? - Usłyszałem nagle głos Amelki.

Z tego całego zamieszania nie usłyszałem samochodu. Tak o to kilka metrów od nas przy swoim jeepie stała Amelia a w środku były nasze dzieci.


Chuj mi w dupę, jak zawszę....

Należysz do mnie 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz