Rozdział 72. Motyle

1K 56 5
                                    


Patryk 

Z ojcem spędzałem czas tak jak kiedyś marzyłem. Zabrałem go na przejażdżkę moją furą, poznałem go z teściami a on podziękował im za wszystko co dla mnie zrobili. Wraz z dziećmi i Amelka wybraliśmy się na mały wypad nad pobliskie jezioro a wieczorami oglądałem z nim mecze albo próbowałem uczyć grać w fifę. Minął jednak piąty dzień, i widziałem po tacie że ewidentnie zbliża się nieuniknione. Był słabszy, bledszy i często śpiący. 

- To chyba będzie tej nocy. - Rzucił cicho podczas obiadu a mnie z ręki wyleciał widelec. 

Przecież wiedziałem, że to się stanie. Miałem sporo czasu by się przygotować. Dlaczego więc sparaliżował mnie nagle aż taki strach? Bez słowa wstałem od stołu i wyszedłem na dwór, musiałem zaczerpnąć powietrza. Ojciec wyszedł chwilę po mnie, staliśmy jakiś czas i patrzyliśmy w ciszy przed siebie. 

- Nie musisz patrzeć na to drugi raz synu. 

- Mam cię zostawić z tym samego? -Spojrzałem na niego  wyrzutem. 

- Raz to już przeszedłem, i nadal mam przed oczami twoją zapłakaną buzie a w uszach słyszę płacz i błaganie mnie abym cię nie zostawiał. 

- Nie będę przecież płakać. - Warknąłem. - Amelka mnie uratowała, ale dawny ja ten którego znałeś wtedy umarł wraz z tobą. 

- Ale ja być może będę. - Ojciec posłał mi dziwny uśmiech i znów spojrzał przed siebie.

Nie widziałem co mam mu odpowiedzieć, więc po prostu staliśmy i patrzyliśmy razem w kierunku lasu.



Amelia. 



Też to widziałam, teść słabł w oczach jakby wyniszczała go jakaś choroba a Patryk zawzięcie próbował udawać, że go to nie rusza. Może ktoś kto go nie zna dałby się nabrać ale ja znałam go już na tyle, że doskonale czytałam te gesty. Często przełykał ślinę, leciutko trzęsły mu się ręce a nawet gdy się uśmiechał w jego oczach dostrzegłam niepokój. Było mi cholernie ciężko na sercu, tak bardzo chciałabym jakoś pomóc. Wieczorem zadzwoniła do mnie Ola, matka Kuby odeszła podczas snu a jego ojciec w południe. Zmroziło mnie lekko, wiem że Patryk i jego ojciec słyszeli naszą rozmowę ale tego nie skomentowali. Późnym popołudniem przed kolacją panowie pojechali na chwilę do pałacu, gdy wrócili teść wręczył mi małe pudełeczko. 

- Pokazałem Patrykowi mój sekretny skarbiec o którym nikt nie wiedział, nie ma tam zbyt wiele ale są rzeczy bardzo ważne dla naszej rodziny. Diadem mojej matki dostałaś z tego co wiem na ślub bo jeszcze, gdy Patryk był malutki poprosiła mnie aby to ona mogła go przetrzymać, całe szczęście bo widziałem wasze ślubne zdjęcia i wyglądałaś jak dumna królowa. Poza tym mam jeszcze to. 

Gdy skończył mówić ponaglił mnie skinieniem głowy, otworzyłam więc pudełko. W środku był naprawdę przepiękny naszyjnik na złotym łańcuszku. Przywieszka przedstawiała małą głowę czarnego wilka z błękitnymi oczami. Wyglądał naprawdę przecudownie. Nie wiedziałam co powiedzieć..

- Łańcuszek ze złota, wilk z onyksu, a oczy z topazu. To naszyjnik mojej babci. Legenda głosi, że gdy mój dziadek dał go babci to w medalion weszła magia i od tej pory chronił babcię. Mam nadzieję, że legenda jest prawdziwa. Chciałbym abyś przechowała go jakiś czas dla Magdy, nosząc go na razie przy sercu. Dla Michała w pałacu zostawiłem zestaw sztyletów mojego dziadka, ponoć nie da się nimi chybić celu. To jedyne prezenty jakie mogę dać moim wnukom. 

Należysz do mnie 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz