Rozdział 55. Tyczuszki

1.3K 133 20
                                    



Patryk. 


Strasznie się męczyłem podczas wcale nie długiej wędrówki. Ten typek miał strasznie krótkie nóżki, cholera. Byłem już dość blisko domu, gdy tuż przede mną wylądował jakiś dziwny człowiek w wielkim kapeluszu. Miał tępy wyraz twarzy, rude włosy i wielkie krzywe zęby. Elo....

- Kaj ty był Marian? 

- M.. Marian? 

- Wiem, że masz na imię Marik ale Marian lepiej pasuje. To kaj? Ja szukoł cię wszędzie. 

- Nie znam cię czubie. - Warknąłem i wyminąłem go. 

- Marian ja cię proszę, nie mom całego dnia. Do domu trza wracoć. 

- Nigdzie z tobą nie idę. - Odparłem spokojnie nie zatrzymując się. 

Niestety czubek złapał mnie nagle za ramię i pociągnął do siebie. Już się nie uśmiechał. 

- Idziemy do dom. Już. 

 - Puszczaj mnie ty brudny, nierozumny, śmierdzący...

- Jak ty się wyrożosz?! Matka ci gębę mydłem wyszoruja! 

Próbowałem się wyszarpać ale ciało, w którym się obecnie znajdowałem było zbyt słabe a ja sam za malutki. Bałem się, że naprawdę zostanę zaraz uprowadzony gdy nagle za nami pojawił się jakiś cień. Na naszych ramionach pojawiły się dłonie z długimi, zadbanymi paznokciami. 

- Czy ten łobuz ci się narzuca mały? - Usłyszałem głos.. Korneliusza!

Bóg mi świadkiem,nigdy nie ucieszyłem się tak na jego widok. Mój niedoszły porywacz puścił mnie i odsunął się. 

- Zabieram brata do dom. - Mruknął cicho. 

- Nie znam tego popieprzonego typa! - Wrzasnąłem. 

- No no - Korneliusz zacmokał i pokręcił głową. - Takie słownictwo z tak słodkiej buźki. 

- Skończ paplać i zabierz mnie stąd nim wam obu skręcie kark! 

Korneliusz uniósł brwi i spojrzał na mnie dziwnie. Bez słowa złapał mnie za rękę i odeszliśmy od rudego porywacza dzieci. Gdy znaleźliśmy się odpowiednio daleko postanowiłem zacząć działać. 

- Korneliuszu... - Zacząłem spokojnie. 

- Skąd znasz moje imię ? - Zdziwił się wampir. 

- Bo jestem Patrykiem...

Korneliusz zaczął się śmiać jak jakiś idiota, którym cholera był! Zezłościłem się jak wszyscy diabli, podskoczyłem złapałem go za koszulkę i pociągnąłem go ku ziemi by spojrzał mi prosto w oczy. Starałem się wyglądać przekonująco. Kornel zbladł a na jego czole pojawiła się samotna kropelka potu. 

- Słuchaj mnie, ty herbaciany fanie. Jestem Patryk, zostałem jakoś zamieniony ciałami. Jakiś obcy tym siedzi teraz w moim domu, przy moich dzieciach. Zajebe go, ale najpierw mnie tam zanieś bo mam nóżki jak tyczuszki! 

Korneliusz znów się zaśmiał. 

 - Nie chciałem rymować! - Ryknąłem dziecięcym głosikiem. 

- Dobrze Ptysiu, już ci wierzę. - Zachichotał. - Wracajmy.  

Korneliusz podniósł mnie jak księżniczkę. Ze złości aż zrobiło mi się gorąco. 

- Nie waż się nawet nikomu o tym mówić.  - Wycedziłem. 


Pod moim domem znaleźliśmy się w kilka minut. Korneliusz odstawił mnie na ziemię tuż przed drzwiami i weszliśmy do środka. Na kanapie zobaczyłem... Siebie. Oglądałem z dzieciakami jakąś bajkę. W sensie nie ja, Marik w moim ciele. Poprosiłem Korneliusza by zabrał dzieci na dwór i zostawił mnie z Amelką i intruzem. Moja żona cierpliwie obserwowała wszystko ze swojego fotela. Podszedłem do niej i uśmiechnąłem się blado. 

- Cześć Aniele...

- Hę? Ale...

- To ja, Patryk. Ten sukinsyn zabrał moje ciało..

- Wiedziałam. - Wyszeptała. 

- Hmm? Wierzysz mi? 

- Jasne, od razu wiedziałam że to nie ty. - Uśmiechnęła się szeroko. 

- Ech,czyli wszyscy już wiedzą. Kaszana. - Mruknął Marik. 

- Tak, a teraz oddaj mi ciało! 

- Kiedy ja nie chcę. Fajnie być królem. 

Nagle do naszego domu wleciał jeden z wilków. Był przerażony. 

- Panie, Weksony pojawiły się blisko Osady. Tylko ty i twoje stado możecie je pokonać. 

- Jasne idziemy. - Marik uśmiechnął się. 

- Nawet się nie waż, nie umiesz walczyć!

- Jestem królem, mogę wszystko. - Burknął wyszedł. 


Należysz do mnie 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz