Rozdział 52. Lwica

1.5K 137 8
                                    


  Amelia 


Patryk napisał do mnie, że wróci dość późno. Chyba pojechał do pałacu pozałatwiać kilka spraw przed weekendem. Cóż, Korneliusz wyszedł a ja znów zostałam sama z dzieciakami. Siedzieliśmy w salonie, czytałam a pociechy bawiły się o dziwo grzecznie na dywanie. Książka pochłonęła mnie do końca, dawno nie trafiłam na tak wyśmienitą powieść. W pewnym momencie usłyszałam głośne walenie w drzwi i aż podskoczyłam. Szybko podeszłam do drzwi i od razu po otworzeniu ich pożałowałam. Do środka wparowała totalnie nawalona Marta uzbrojona w pistolet. O kurwa... Powoli cofnęłam się do dzieci, złapałam je za ręce i razem stanęliśmy pod ścianą. 

- M..Marta, co t..tutaj robisz? 

- Przez całą szkołę starałam się poderwać Patryka. Nie zliczę ile razy się ze mną przelizał zanim nagle ogromnie cię pokochał i zgrzeczniał. Wiele mi obiecywał, tak bardzo go pragnęłam. Jedyne co mogłam potem zrobić to patrzeć na dwa gruchające gołąbeczki. To bolało... Tak bardzo bolało. Po zakończeniu szkoły wasze wspólne zdjęcia na fejsie, zaręczyny, ślub dwójka dzieci. A ja wciąż patrzyłam na jego wspaniałe oczy bo tylko to dawało mi ukojenie. Przysięgłam sobie, że i tak kiedyś będzie mój. Każdy facet się znudzi żoną i dzieciakami, ale nie on. Wierny pies, idealny mąż i ojciec. Odtrącił mnie nawet teraz, a ja wciąż go kocham. Ja... Ja tak bardzo go kocham Amelio.

- Nie rób krzywdy dzieciom, błagam....

 - Ja... Ja też błagałam. Boga, szatana... Świat. Tylko o to żeby Patryk mógł być ze mną. 

- Nie wiedziałam...

- Nikt nie wiedział do cholery! - Wrzasnęła. 

- Mamusiu boje się. - Szepnęła Madzia. 

- Ci... - Pogłaskałam ją po głowie. - Marto wyjdźmy przed dom, połzwól zostać dzieciom w środku. 

- To ze mną mógł mieć dzieci.... Ze mną ty pierdolona kurwo! - Marta uniosła pistolet. 

Wszystko potem potoczyło się tak szybko. Michaś zorientował się, że grozi mi niebezpieczeństwo i jego wilcza natura wygrała z dziecięcym ciałkiem. Wyrwał mi się i rzucił w kierunku Marty, dziewczyna zrobiła dwa szybkie kroki w tył  i wystrzeliła. W szoku patrzyłam jak moje kochane dziecko pada nagle na ziemie i zaczyna wręcz wyć z bólu. Nie wiem co mi się stało, przestałam nad sobą panować. Ryknęłam jak lwica broniąca młodych, złapałam za taboret i poleciałam na Martę. Wbiłam się w nią z taką siłą, że obie wyleciałyśmy na dwór, padł kolejny ształ dostałam w rękę ale nie czułam bólu. Upadłyśmy na ziemię, usiadłam na dziewczynie okrakiem i zaczęłam nawalać ją po głowie taboretem wciąż drąc się wniebogłosy. Dopiero po dobrej chwili dotarło do mnie, że Marta się nie rusza. Leżała nieprzytomna z okropnie rozwaloną twarzą cała we krwi. Podniosłam się szybko i podleciałam do Michałka, dostał w ramię. Podniosłam ledwo przytomne dziecko i poprosiłam Madzię aby wsiadła do samochodu. Nadal nie bacząc na swoją ranę ruszyłam pełną parą w kierunku Osady, tam znajdował się najbliższy szpital. Całą drogę trzymałam Michała na kolanach. 

 - Błagam kochanie, trzymaj się, trzymaj się, trzymaj się. - Jęczałam. 

Do Osady wjechałam na pełnym spidzie, a pod szpitalem zatrzymałam się z piskiem opon. Wyskoczyłam z auta błagając o pomoc, szybko wyleciał do mnie Konrad. Wziął ode mnie Michała a ja wróciłam się po Madzie. 

- Zawiadomcie mojego męża. - Wysapałam wbiegając do środka. 

 Gdy lekarz badał Michała było mi niedobrze ze strachu, nerwowo przytulałam Magdę, która płakała cicho. Nigdy wcześniej nie czułam takiego dzikiego strachu, nawet jeśli chodziło o Patryka. 

 - Muszę wyjąć kulę, nie weszła na szczęście głęboko proszę się nie martwić pani Mazur. - Konrad uśmiechnął się do mnie blado. - Mały zabieg, opatrunek i będzie po wszystkim Michał ma w sobie DNA wilka to dla niego pestka. 

- Proszę... Proszę mu pomóc. - Wydukałam. 

- Oczywiście, tym czasem poproszę kogoś by opatrzył również panią. Traci pani bardzo dużo krwi...

- Nie, najpierw on! 

- Spokojnie, naprawdę możemy pomóc i pani i Michałowi w jednym momencie. 

Po chwili namysłu kiwnęłam głową. Leżałam już po zabiegu, obolała i otępiała po znieczuleniu gdy do mojej sali wleciał Patryk. Był blady ze strachu. Podskoczył do łóżka łapiąc przy tym Madzię w ramiona. 

- Aniele... Boże co się stało? Co wam się stało? Dopiero teraz wróciłem z treningu Igora. 

- Marta... Ta z naszej szkoły, miała broń. Postrzeliła Michałka a ja... Ja nie wiem co mi się stało, chyba ją zabiłam...

- Gdzie ona jest? 

- Na naszym podwórku w kałuży krwi. - Zamknęłam oczy próbując wymazać ten przerażający widok. 

- Zaraz tam kogoś wyślę, sprawdzi co z nią. Jeśli nie żyje lepiej dla niej. - Warknął mąż. - Jak się czujesz? - Spytał łagodniej. 

- Ja? Całkiem dobrze, słyszałam że Michaś już śpi. 

- Tak, rana zaczęła się goić. Wiesz co to oznacza? 

- Michaś jest wilkiem. - Uśmiechnęłam się. 

- Cieszysz się? - Patryk uniósł brew. 

- Jasne, będzie silny i zdrowy jak tatuś. 

- Chyba, że odziedziczy moje serce. - Uśmiechnął się krzywo. 

- Gdyby był człowiekiem....

- Nie przeżyłby tego Aniele, tak wiem. 

Patryk westchnął ciężko i pocałował córeczkę w czubek głowy. Był okropnie smutny. 

- To moja wina, byłem dziś u niej i źle ją potraktowałem. 

- Przestań się obwinąć. Skąd mogłeś wiedzieć? 

- Kłopoty zawsze się mnie trzymają. Kurwa mać, przeze mnie moja żona i syn wylądowali w szpitalu. 

- Zaraz sam się tu położysz jeśli nie przestaniesz. TO NIE TWOJA WINA. - Wycedziłam ze złością. 

- Masz rację aniele. - Patryk uśmiechnął się smutno i wyszedł zadzwonić do Kuby. 


Marta była cholernie mocno obita, miała złamany nos i wybitą szczękę ale żyła. Trafiła do szpitala w Osadzie. Ja wyszłam już następnego dnia ale ona leżała w nim ponad dwa tygodnie. Nieźle ją urządziłam. Patryk zadecydował aby zamknąć ją na jakiś czas w pałacowym areszcie i opłacił jej pobyt w naprawdę dobrym zakładzie psychiatrycznym. Zgodził się ją wypuścić tylko jeśli podda się leczeniu. Dziewczyna chętnie na to przystała. Miałam nadzieję, że jej tam pomogą. 

Należysz do mnie 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz