1.

5.4K 113 15
                                    

Keily

Słoneczne promienie popołudniowego słońca oświetlały zatłoczone dzielnice Downtown, które jak zawsze o tej porze roku tętniły życiem. Ogromne tłumy turystów i miejscowej ludności Miami przechadzały się centrum miasta, podziwiając wystawy ulicznych sklepów i rozkoszując się piękną pogodą.
Zmierzałam właśnie na spotkanie z Jussy, która chciała podzielić się ze mną wielkimi wieściami. Minęłam z wolna kilka przecznic, nie mogąc przestać myśleć co tak ważnego ma mi do powiedzenia moja przyjaciółka. Kiedy dotarłam na miejsce, ciemna blondynka siedziała już przy stole, a na jej twarzy malowało się podekscytowanie. Zanim zajęłam miejsce przy stoliku, zatrzymałam się przy kasie i zamówiłam kawę late. Po chwili ominęłam rząd stolików i zajęłam miejsce na wprost mojej przyjaciółki.

- Hej cieszę się, że w końcu znalazłaś dla mnie czas. - powiedziała, szeroko się uśmiechając.

- Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać, ale sama wiesz jaki ma teraz ruch w sklepie. Lepiej powiedz mi co to za wieści bo umieram z ciekawości.

Jussy odchyliła się na krześle, a jej policzki lekko się zaczerwieniły. Zaczerpnęła powietrza, po czym na jednym wydechu, odpowiedziała:

- Ben poprosił mnie o rękę.

Uśmiechnęłam się szeroko, ciesząc się z tego, co właśnie usłyszałam i gdy tylko chciałam wyrazić jak bardzo gratuluję mojej przyjaciółce, stało się coś, czego mogłam się spodziewać. Poczułam coś dziwnego. Tak jak by czas na chwilę się zatrzymał, a ja przeniosłam się myślami trzy lata wstecz. Siedziałam w tej samej restauracji z Rilianą, popijając czerwone wino i śmiejąc się ze wspomnień minionego tygodnia. Jak zwykle tego dnia zaplanowałam wszystko na ostatni guzik. Byłyśmy razem od dwóch lat i nigdy wcześniej nie czułam do nikogo to, co czułam do Riliany. Może i większość z was pomyśli, że to szalone, ale postanowiłam po dwóch latach się oświadczyć. Nigdy nie byłam niczego bardziej pewna. To właśnie z nią chciałam spędzić resztę życia. Kiedy kelner przyniósł do stolika deser i udało mi się opanować rosnące we mnie przerażenie, zaczerpnęłam powietrza, pragnąc za chwilę zadać najważniejsze pytanie w moim życiu. Gdy powolnym ruchem zaczęłam odsuwać krzesło, oczy Riliany przybrały szarego odcienia, a z jej ust wypłynęły słowa, które ranił bardziej niż ostry nóż.

- Kochanie... - powiedziała, przerywając na chwilę. - Jest coś co pragnę ci powiedzieć od pewnego czasu.

Poprawiłam się na krześle, czując, że to, co za chwilę usłyszę, bardzo mnie zrani.

- Tak. - odpowiedziałam, czując narastającą we mnie panikę.

- Dostałam bardzo interesującą ofertę pracy w Nowym Jorku.

Zamarłam, czekając, aż dokończy.

- Wiem, że jeśli jej nie przyjmę tej propozycji, już nigdy nie będę mieć takiej okazji. To szansa, abym w przyszłości otworzyła własną firmę. Wiesz, jak bardzo o tym marzę.

Niestety, ale doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co do mnie mówi i mimo wielu pytań siedziałam, patrząc na nią w milczeniu.

- Powiedz coś proszę. - ponagliła mnie, zdając sobie sprawę, że panująca wokół nas cisza zaczyna robić się nieprzyjemna.

- A co z nami? Wiesz, że nie mogę jechać z tobą. Nie zamknę sklepu ojca, on tak ciężko na to pracował.

Riliana posmutniała, nerwowo przegryzając usta.

- Zdaję sobie z tego sprawę, ale napewno coś wymyślimy. - chyba próbowała pocieszyć samą siebie, dodając: - Do Nowego Jorku są trzy godziny lotu, to nie tak dużo. Możemy się spotykać w święta i wszystkie wolne dni. Ponadto będziemy codziennie do siebie dzwonić. Kochanie to tylko tymczasowe. Musi się udać.

Mimo tego, że bardzo nie podobał mi się ten pomysł, widziałam jak bardzo jej na tym zależy i czułam, że nie mogę stać na przeszkodzie do jej marzeń.

- Ok.- odpowiedziałam, nie mogąc zdobyć się na nic innego.

- Ok? - powtórzyła moje słowa, dodając: - Tylko tyle masz mi do powiedzenia?

- Jeśli naprawdę tego pragniesz. - przerwałam, przełykając ślinę. - Czeka nas kolejna próba, która przesądzi o tym, jak silny jest nasz związek.

Miesiąc później patrzyłam, jak Riliana pakuje swoje rzeczy i szykuje się na wylot do Nowego Jorku. Mimo tego, że moje serce krzyczało, aby została, stałam tak w ciszy, patrząc jak odchodzi. Po tym, jak wyjechała, przez pierwsze miesiące dzwoniłyśmy do siebie niemal, że codziennie. Niestety z upływem czasu nasze rozmowy stawały się coraz płytsze i krótsze. Po ośmiu miesiącach przestała do mnie dzwonić, a ja nawet nie podjęłam próby kontaktu. Minęły już trzy lata, a moje życie płynęło dalej. W moim sercu pozostała niewypełniona pustka i mimo tego, że pare razy próbowałam się z kimś spotkać, moja była natura zawsze brała górę. Prócz złamanych serc i braku zobowiązań nikt nie był w stanie zastąpić mi Riliany.

- Hej jesteś tam?- Jussy machała nerwowo ręka przed moją twarzą, tak jak by odganiała muchy.

- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. - odpowiedziałam, wracając na ziemię- Macie już termin?

- Tak. Szóstego czerwca. - oznajmiła radośnie.

- To za dwa miesiące. Zdążycie to wszystko ogarnąć?

- Tak się składa, że rodzice Bena z zawodu  zajmują się planowaniem ślubów, więc to oni się wszystkim zajmą.

- To faktycznie masz szczęście. Inaczej to byłaby próba samobójcza. - zażartowałam, ukazując rząd białych zębów.

- Wiem. - Jussy uśmiechnęła się, zupełnie nie stresując się nadchodząca ceremonią. - Mam jeszcze jedno pytanie.

- Jakie? - spytałam zaciekawiona, marszcząc brwi.

- Zostaniesz moją świadkową?

- Jasne. To dla mnie zaszczyt.

- Dziękuje. Nawet nie wiesz, jak się cieszę.

- Ja również. Wreszcie Ben poszedł po rozum do głowy. -  uśmiechnęła się szeroko.

- Keily jest jeszcze coś. - Jussy przerwała na chwilę, uważnie mi się przyglądając - Chcę zaprosić również Rilianę. Mam nadzieje, że to zrozumiesz.

Poczułam, jak w jednej chwili zaschło mi w ustach. Nie odwracając spojrzenia od Jussy, odpowiedziałam, jak najszybciej tylko potrafiłam.

- Zapraszasz kogo chcesz. Co ja mam do tego?

- Wiem, jak długo zajęło ci, aby to wszystko sobie poukładać. - westchnęła.

- To przeszłość. Każdy z nas poszedł swoją drogą. Nie martw się o mnie. Teraz ty się liczysz. To twój wielki dzień. - uśmiechnęłam się, próbując uspokoić moją przyjaciółkę.

- Dziękuję. Kocham cię.

- Bez takich. Bo Ben się jeszcze  z tobą rozwiedzie przed ślubem. - zażartowałam, szturchając ją w ramię. - Trzeba to upamiętnić. - powiedziałam, sięgając po telefon.

#mybestfriend#witness#wedding#hotnews#

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

#mybestfriend#witness#wedding#hotnews#

Nie przestałam cię kochać ( część 2 )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz