Rozdział V

1.3K 139 20
                                    

Okolice Piszu,
Warmia i Mazury,
Polska.

           Siedziałam przed barem pijąc piwo z sokiem. Czekałam na Alana, który napisał mi wiadomość, że pojawi się na krótką chwilę. Był już w reżimie obozowym i nie miał dużo czasu. 

- Mam tylko kwadrans, bo później jest odprawa- usłyszałam za sobą. Alan opadł na krzesło obok mnie. 

- Opowiadaj- odstawiłam szklankę na stolik.

- Będę spał w jednym pokoju z Maćkiem Gawlikiem z Warszawy- zaczął brat- Nie widzieliśmy jeszcze amerykańskich trenerów, ale słyszałem kto przyjechał. Siostra!... Lepsi nie mogli tutaj być. 

- Czyli?

- Chris Donovan od Marka Sandsa z BJA, Tyler Frelotti z Titan Fighters od Kyle'a Collinsa, John Wade z ABT i wreszcie Raven Pollard z New York Academy. Z Warszawy jest Radek  Malinowicz- w głosie mojego brata było słychać podekscytowanie. Cieszył się jak mały chłopczyk.

- Fantastycznie! A co ma być na tej odprawie?- zapytałam brata.

- Oficjalne przedstawienie kadry trenerskiej i ramowy plan dnia. Rozmawiałem z Radkiem i powiedziałem o Tobie- mina Alana sugerowała, że to nie była przyjemna rozmowa- Wyśmiał mnie, ale się zgodził. Powiedział, że rozumie moje podejście. 

- W razie czego pisz kilka minut wcześniej gdzie mam być.

- Jasne. Wracam do ośrodka- Alan wstał z krzesła i odszedł w stronę hotelu. Ponownie chwyciłam szklankę z piwem i upiłam dużego łyka. Byłam ciekawa jak wyglądają trenerzy ze Stanów. Wpisałam w telefonie nazwisko pierwszego z nich. Chris Donovan był Mulatem, miał trzydzieści osiem lat. Tyler Frelotti był szatynem średniego wzrostu, John Wade wyróżniał się ogromną ilością tatuaży. Wpisałam do wyszukiwarki Raven Pollard i kliknęłam "szukaj". Kiedy zobaczyłam zdjęcia mężczyzny zamarłam.

- O słodkie życie- powiedziałam do siebie. Raven Pollard był ... boski. To określenie było na poziomie szkoły średniej, ale nie potrafiłam znaleźć lepszego. Brunet, czarne oczy, ciemna oprawa, pełne usta i śniada karnacja. Przez skórę przebijały włókienka mięśni, nie było tam ani grama tłuszczu. Czułam się jak nastolatka, patrząca na zdjęcia swojego idola. Potrząsnęłam głową, wyłączając przeglądarkę. Dopiłam piwo i wróciłam do namiotu. 

            Piękny zachód słońca skusił mnie, żeby wyjść na pomost. Musiałam się zebrać i zadzwonić do matki. Nie wiedziałam czy odbierze telefon, bo była w pracy, do tego nie byłam przekonana czy tak poważną rozmowę należy prowadzić przez telefon. Chciałam to załatwić, żeby można było podjąć jakieś decyzje. Wybrałam numer, ale mama nie odbierała. Postanowiłam iść pod prysznic i spać. 

         W niedzielny poranek obudziłam się kilka minut po siódmej. Dobiegły mnie krzyki z okolic pomostu. Wstałam z materaca i zaczesałam włosy w kucyk. Chciałam sprawdzić co się działo. Założyłam bluzę i wyszłam z namiotu. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam dużą grupę mężczyzn, którzy biegali po piasku. Od razu wiedziałam, że to była grupa Alana. Rozglądnęłam się i namierzyłam mojego brata. Z boku stali trenerzy, czterech mężczyzn. Wyszłam przed namiot, stając w niedalekiej odległości od nich, przypatrując się ich ćwiczeniom. Z początku tylko biegali, a potem zaczęli różne ćwiczenia. Tempo było bardzo szybkie, a trenerzy nie mieli zamiaru folgować. Alan wykonywał każde ćwiczenie bardzo dokładnie, był najlepszy ze wszystkich. Wiedziałam, że treningi są ciężkie, ale nie spodziewałam się, że tak bardzo. Uderzanie w tarcze i łapki, pompki, przysiady... Mogłam się założyć, że nie dałabym rady nawet przez kwadrans. 

W spirali kłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz