Rozdział XLVI/2

1.2K 145 31
                                    

Nowy Jork, NY.
USA.

- Rzucaj Zuza, teraz Twoja kolej! - krzyknęła Patrycja. Polubiłam ją bardzo szybko. Znałyśmy się od godziny, ale zdążyła sobie zaskarbić moją sympatię. Miała zupełnie inny charakter niż Emila i Joumana, ale polubiłam każdą z nich. Grałyśmy w kręgle i piłyśmy wino. To był wspaniały wieczór.

- Strącam wszystkie, patrzcie!- rzuciłam kulę i po chwili wszystkie kręgle zostały strącone. Pisnęłam szczęśliwa.

            Ja, Patrycja i Emilia wygrałyśmy rundę. Wróciłam do stolika i dopiłam swój kieliszek. Zanim zdążyłam sobie nalać kolejny, podeszło do nas trzech mężczyzn. Widziałam, że od jakiegoś czasu patrzyli w naszym kierunku. 

- Cześć- powiedział wysoki blondyn. Był wysoki i dobrze zbudowany- Jestem Jay, a to moi koledzy Max i Bruce. Możemy się dosiąść?

- Jasne, że możecie- rozradowany głos Doroty dał mi pewność, że jeden z nich wpadł jej w oko. Nie miałam nic przeciwko temu, żeby siedzieli z nami. Doris przedstawiła każdą z nas. Drugi z nich, Max usiadł koło Sandy. Było widać, że wpadła mu w oko.

               Zaczęliśmy rozmawiać. Szybko się okazało, że mężczyźni są maklerami. Zupełnie się na tym nie znałam, ale na moje szczęście rozmowa nie toczyła się na temat giełdy. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. 

- Czym się zajmujesz Zuza?- zapytał Bruce. Miałam nadzieję, że nie jest to początek podrywu.

- Pracuję w piekarni na Brooklynie- odparłam szybko.

- Na prawdę? 

- Tak. Dlaczego tak Cię to dziwi?

- Moja żona prowadzi cukiernię, na Manhattanie- uśmiechnął się Bruce. Kamień spadł mi z serca, kiedy powiedział mi, że ma żonę.

- Zbieg okoliczności- odpowiedziałam tym samym- Jesteś na męskim wieczorze z kumplami?

- Dokładnie. Jay podpisał lukratywną umowę i przyszliśmy to uczcić. Jedyny jestem żonaty. Lubię takie wypady.

- Każdy potrzebuje czasu dla siebie. 

- Fakt. 

- Uśmiech!- Joumana stała niedaleko od stołu trzymając w dłoni aparat.

- Jesteś mężatką?- kontynuował Bruce.

- Nie. W związku też nie jestem, ale sama też nie. To skomplikowane- odpowiedziałam.

- Czasem tak bywa. 

             Kilkanaście minut później, widziałam, że Sandy była mocno zajęta rozmową z Maxem, a Doris z Jay'em. Ja kontynuowałam konwersację z moim rozmówcą, był w porządku. 

- Natychmiast stąd wychodzisz- ostry głos Ravena rozbrzmiał koło mojego ucha. Byłam zaskoczona jego obecnością. Popatrzyłam na niego- Wstań.

- Co Ty tutaj robisz?- zapytałam szybko.

- Wstań Zuza- wydał jasny rozkaz. Widziałam po jego twarzy, że nie żartował. Wykonałam jego polecenie- Wychodzimy. Sandy muszę z nią porozmawiać. Pójdę do Ciebie.

- Uspokój się Raven- delikatny głos San, sugerował, że Raven był zły, a ona chciała go uspokoić.

- Nie muszę się uspakajać- odpowiedział. Złapał mnie za dłoń, a drugą ręką wziął moją kurtkę. 

- Przepraszam....- wydukałam zażenowana do siedzących przy stole. Raven ruszył do wyjścia, a ja za nim- Nie ciągnij mnie tak, to boli.

- Ubierz się, pójdziemy do mieszkania Sandy.

W spirali kłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz