Rozdział XXIX/2

1K 152 15
                                    

Nowy Jork,
NY, USA.

              W poniedziałkowy poranek byłam lekko poddenerwowana. Miałam przed sobą pierwszy dzień w nowej pracy. W prawdzie sprzedawanie pieczywa nie było czymś skomplikowanym, ale lubiłam robić wszystko najlepiej jak potrafiłam. Kilka minut po ósmej byłam gotowa do wyjścia. Alan i Eryk zbierali się na trening, także na dziewiątą. Musieli pokonać sporą odległość na Queens. Pożegnaliśmy się i wyruszyliśmy w swoje strony. Trzy minuty później byłam na miejscu.

- Dzień dobry- powiedziałam zaraz po wejściu do środka. Za blatem stała młoda dziewczyna. Mogła mieć nie więcej niż dwadzieścia dwa lata- Jestem Zuzanna, mam dzisiaj zacząć pracę. 

- Dzień dobry- odpowiedziała bez emocji- Dziadek czeka na Panią na zapleczu.

- Oczywiście. Dziękuję. Którędy mam iść?- Dziewczyna wskazała mi dłonią drzwi od zaplecza. Kiwnęłam głową i podeszłam, od razu pukając. Usłyszałam zaproszenie do wejścia- Dzień dobry.

- Witam Pani Zuzanno- starszy pan posłał mi uśmiech- Proszę usiąść.

- Dziękuję. Widziałam Pana wnuczkę. Rzeczywiście jest bardzo młoda.

- Tak. Hanna ma dwadzieścia lat.

- Jest o rok starsza od mojego brata- zauważyłam.

- Dobrze, to przejdźmy do umowy. Proszę przeczytać i podpisać- mężczyzna położył dwie kartki koło mnie. Wzięłam je do ręki i zaczęłam czytać. Całość była w języku polskim. Nie było w niej nic szczególnego. Po chwili ją podpisałam i oddałam Panu Alanowi- Dziękuję dziecko. Od dziewiątej możesz zacząć pracę. Hanna Cię we wszystko wprowadzi. 

- Super, bardzo dziękuję za szansę- wstałam z krzesła, Mężczyzna pokiwał głową, a ja wyszłam z pokoju. Wróciłam na sklep. W lokalu ustawiła się kolejka kilku osób. Stanęłam z boku przypatrując się pracy jaką wykonywała Hanna. Kilka minut później wszyscy klienci byli obsłużeni- Czy możesz mnie wprowadzić w pracę?

- Będę szczera. Mówiłam dziadkowi, że nie potrzebujemy pomocy w piekarni- zaczęła Hanna. Poczułam jej niechęć- Ale on się uparł.

- Posłuchaj Hanno. Nie mam zamiaru nikomu tutaj zagrażać, a tym bardziej robić cokolwiek poza dziadkiem. Trzy dni temu przyjechałam do Stanów, a ta praca to dla mnie zbawienie. Nie mam pieniędzy, bo wszystko co miałam wydałam na podróż. Dlatego proszę Cię nie stawiaj mnie w takiej sytuacji. Nie chcę się z Tobą kłócić, ale jeżeli mnie do tego zmusisz to nie pozostanę bierna- w czasie mojego wywodu obserwowałam  reakcję dziewczyny. Zastanawiałam się dlaczego czuje do mnie niechęć. Przecież mnie nie znała.

- Pracowała tutaj taka kobieta jak Ty. Emigrantka z Polski i usiłowała rozkochać w sobie dziadka- powstrzymałam się, żeby nie parsknąć śmiechem. Hanna pomyślała, że czyham na jej spadek. 

- Hanno, mogę Cię zapewnić, że Twój dziadek przypomina mi mojego. Poza tym nie jest w moim przedziale wiekowym. Ja lubię mężczyzn w innym wieku.

- Nie kłamiesz?

- Skądże- pokręciłam głową.

- To jakich facetów lubisz?- wypaliła z uśmiechem na twarzy.

- Szybko przechodzisz do konkretów- zaśmiałam się głośno.

- Załóż fartuch i stań za ladą. Będziemy rozmawiać w gotowości do pracy- pokiwałam głową i zrobiłam to o czym mówiła Hanna- To jak z tymi facetami?

- Ogólnie rzecz biorąc to lubię... Stanowczych, trochę apodyktycznych i męskich facetów- zaczęłam opowiadać, a przed moimi oczami stanął Raven. Szybko odrzuciłam te obrazy.

W spirali kłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz