W Spirali Tajemnic- Rozdział XXV/2

1.1K 158 10
                                    

Nowy Jork,
Nowy Jork, USA.

               Kiedy wylądowaliśmy na płycie lotniska w Nowym Jorku, odetchnęłam z ulgą. Byłam niewyspana, głodna, bolała mnie głowa i miałam mdłości. Latanie samolotami było czymś okropnym i nie chciałam robić tego zbyt często.Jedyne o czym marzyłam to położyć się spać. Było po godzinie dziewiętnastej czasu amerykańskiego czyli po godzinie czwartej czasu polskiego. Głośno westchnęłam i zabrałam bagaż podręczny.

- Raven będzie czekał w hali przylotów- powiedział Eryk. Jęknęłam cicho. Pollard był ostatnią osobą, którą chciałam widzieć w tamtym momencie.

            Kwadrans później byliśmy w hali przylotów. Eryk i Alan skierowali się pod taśmę z bagażami, a ja poszłam do łazienki. Chciałam się uczesać i nałożyć odrobinę korektora pod oczy, żeby poczuć się lepiej oraz odrobinę tuszu. Chwilę później byłam gotowa. Wróciłam do chłopaków, czekając z nimi na bagaże. Niedługo później taśma ruszyła, powoli wypluwając walizki.

- Alan zrób coś...- jęczałam, czekając na walizki. Czas oczekiwania na nie mocno się dłużył. Oparłam się o jego ramię przymykając oczy- Nie mam już siły.

- Za moment będziemy mieć wszystkie bagaże i pojedziemy do mieszkania- mówił brat. 

- Są- Eryk wskazał na taśmę bagażową. Zaczęliśmy zabierać swoje walizki, ale nie zdążyliśmy tego zrobić ani za pierwszym ani za drugim razem. Każdy miał po trzy duże sztuki. Cała operacja trwała prawie dziesięć minut.

- Chodźmy stąd, bo nie wytrzymam- marudziłam jak małe dziecko.

- Narzekasz jak stara baba- rzucił Eryk. Popatrzyłam na niego gniewnie- Niedługo będziemy w domu.

            Postanowiłam przestać narzekać i wytrzymać jeszcze kilkadziesiąt minut. Popchnęłam wózek z bagażami, ruszając na moimi towarzyszami. Chwilę później zamajaczyła mi z daleka sylwetka Ravena. Stał niedaleko wyjścia. Im bliżej byliśmy tym wyraźniej go widziałam, co było dla mnie niezbyt dobre. Pollard wyglądał... Bosko, jak zawsze. Potargane włosy, męski zarost i te usta... Miał na sobie czarną skórzaną kurtkę, pod nią białą koszulkę. Czarne jeansy lekko obciskały jego umięśnione uda. Przełknęłam ciężko ślinę. Po podróży wyglądałam żałośnie, czując się mało komfortowo.

- Raven!- Alan podniósł do góry rękę. Pollard lekko się uśmiechnął i ruszył w naszym kierunku.

- Witajcie w USA- odezwał się swoim zachrypniętym głosem. Każdemu z nas podał dłoń- Zuza.

- Cześć- wysiliłam się na słaby uśmiech. Nie chciałam się z nikim kłócić na początku, ale nie miałam zamiaru zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. 

- Wziąłem klubowego busa, żeby wszystko się zmieściło. Mam też dla każdego z was coś do jedzenia, tak jak prosiłeś Eric- Raven wymawiał imię Florkowicza po angielsku. 

- Jestem Twoim dłużnikiem- rzucił Eryk z szerokim uśmiechem- Prowadź do auta.

              Pollard pokiwał głową i wskazał na wyjście. Auto stało bardzo blisko wejścia do terminala. Duży bus oklejony klubowymi naklejkami, rzucał się w oczy. Podeszliśmy pod auto i zaczęliśmy pakować walizki do auta. Pierwszą wrzuciłam szybko, ale z drugą z nich zaczęłam się szarpać.

- Pomogę Ci- głos Pollarda rozbrzmiał blisko mojego ucha, a po chwili zapach perfum. Chwycił ciężki przedmiot, tak jakby ważyła dwa kilo. Zaraz potem drugą. 

- Dzięki, są dość ciężkie- odpowiedziałam. Mężczyzna pokiwał głową.

- Wsiadajcie. Za pół godziny powinniśmy być na miejscu. Wasze mieszkanie jest na Lincoln Road- mówił Raven- Do klubu jest jakieś dwadzieścia minut jazdy autem, na Queens. 

W spirali kłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz