Rozdział 42 - "Jest ich więcej?"

826 64 5
                                    

Larissa:

Przerośnięty stwór momentalnie nas zauważył. Zaczął się w nas wpatrywać jakby analizował, czy jesteśmy dobrym jedzeniem.

- Odsuń się. - rozkazuje cicho.

- Mhm. - mruczy Noelle.

Wykonała moje polecenie robiąc kilka kroków w tył. Teraz czuje dwie pary oczy na sobie. Jedną z nich jest szatynka, a drugą ten gigant. Rozejrzałam się po otoczeniu. Jest to dość duże pomieszczenie. Co za tym idzie, że ten potwór może się swobodnie poruszać. Mały strumyczek może nam obu utrudnić walkę. W szczególności mi. Podejrzewam, że on zanurzyłby tylko kostke w wodzie. Wróciłam wzrokiem na wroga. Nie ułatwia mi fakt, że nic o nim nie wiem. To nowy stwór. Nie znam jego czułych punktów, zdolności albo zwinność. Wszystko muszę postawić na praktyke. Uczenie się na błędach. Najpierw sprawdzę jak bardzo jest wytrzymały. Myśląc o tym schyliłam się i korzystając z piorunów, które Diablo nie był w stanie mi odebrać bardzo szybko znalazłam się obok giganta. Wymierzyłam solidne uderzenie z pięści prosto w jego kilku centymetrowe żebra. Przez siłe uderzenia rozniósł się huk i nic poza tym. Zaskoczona spojrzałam na stwora. Stoi jak gdyby nigdy nic. Mało kto jest w stanie przeżyć taki cios. Zanim do końca dotarło do mnie jak bardzo wytrzymały jest mój przeciwnik, on podniósł rękę i z ogromną szybkością przywalił mi w brzuch. Przez siłę uderzenia odleciałam w ściane. Wraz z dotknięciem twardej powierzchni syknęłam z bólu. Dosłownie wbiłam się w skałe. Kiedy upadłam na tyłek kilka odłamków twardej ściany zleciało na dół. Przed oczami trochę mi pociemniało i przez chwilę miałam problem ze złapaniem oddechu. Na szczęście jestem przyzwyczajona do takich uderzeń. Szybko doszłam do siebie, po czym spojrzałam na wroga.

- No dobra Koksie. Skoro chcesz się zabawić na poważnie to niech tak będzie. - mówię wycierając strumyk krwi wypływający z moich ust.

Wstałam z lekkim trudem. Tak go zacznę nazywac. Koks. Zaczął wydawać z siebie dźwięki jakby się śmiał. Bez chwili czekania sięgnęłam po kluczyk. Dalej co nastąpiło to już wszyscy wiedzą. Pojawiła się Kosa Śmierci. Jak zwykle, zwarta i gotowa do zabijania. Czując przepływającą moc zaczęłam atak. Pierwszy cios został zablokowany przez wielgachną rękę. Jednak udało mi się uderzyć go rękojeścią. Za wiele to nie zrobiło, ale dzięki temu wie, że tak łatwo się nie podda. Wątpie by miał jakikolwiek rozum.

- Noelle. - wołam ją podczas walki. - Co wiesz na jego temat? - pytam unikając jednocześnie ciosu.

- Był to kiedyś meżczyzna. Kulturysta. Bardzo przesadzał ze sterydami. - opowiada.

Tak Zaraz zadziałała na chłopaka uzależnionego od sterydów? Aż ciężko mi w to uwierzyć.

- Najprawdopodobniej schował się w tej jaskini jak Zaraza zaczęła go zmieniać. Z innymi musi być tak samo. - wyznaje.

- Chcesz mi powiedzieć, że jest ich więcej? - dopytuje nie spuszczając Koksa z oczu.

- Skoro tak się na nim skończyła zbyt duża dawka sterydów, to musi być ich więcej. Przecież przed Zarazą wiele osób miało podobne problemy. - stwierdza.

Muszę się z nią zgodzić. Jeśli każdy podobny przypadek chowa się w jaskiniach to nie dziwi mnie to, że ich nie spotkałam. Bardzo też możliwe, że całkiem niedawno ludzi z owym problemem to spotkało. Pomimo walki przyjrzałam się bardziej Koksowi. Jego historia tłumaczy ten nadmiar mięśni.

- Jakieś czułe punkty? Cokolwiek, Noelle. - wtrącam szybko.

- Nie wydaje mi się bym wiedziała coś na ten temat. Nie fatygowałam się do walki z nim. Wiem tylko, że jest bardzo hałaśliwy. - odpowiada po chwili namysłu.

Kiedy już chciałam przeklnąć na zerową pomoc Koksowi udało się wytrącić Kose z mojej dłoni. Pofrunęła trochę dalej od nas głucho uderzając o ziemie. Z zaskoczeniem spojrzałam na broń. Jakoś ostatnio tracę umiejętności. Powróciłam wzrokiem na stwora. Zobaczyłam tylko dwie ręcę złączone ze sobą i lecące w moją stronę. W geście obrony podniosłam ramiona i zgięłam je nad głową. Dzięki temu uderzenie nie zostało wymierzone w moją głowe. Zablokowałam cios ramionami, ale siła była tak silna, że wbiłam się w ziemie. Normalnie pod moimi stopami gleba się złamała. Ścisnęłam zęby czując większy nacisk. Mimo wszystko trzymam się w owej pozycji. Wiem też, że tak długo nie dam rady, więc by się uwolnić uderzyłam giganta w brzuch. Tym razem, poza głośnym hukiem, udało mi się go odsunąć od siebie na dobre kilka metrów. Mogę złapać oddech i przemyśleć kilka spraw. Skoro Kosa jest zbyt duża by go jakoś skaleczyć muszę sięgnąć po coś mniejszego. Wyciągnęłam nóż z buta. Ponownie przeanalizowałam wroga i w tym momencie wpadłam na pewien pomysł. Nie jestem do końca pewna czy to coś da, ale nie zaszkodzi spróbować. Kiedy Koks znowu znalazł się obok mnie postanowiłam sprawdzić owy pomysł. Uniknęłam jego atakującej ręki i rozcięłam jedną z kilkunastu żył na ręcę. Odskoczyłam od niego by móc zobaczyć co to da. Krew leci po jego ramieniu intensywniej niż u normalnego człowieka. Podejrzewam, że do takiej kupy mięcha serce pompuje więcej krwi. Właśnie! Serce! Na pewno je posiada. Jeśli je przebije to najzwyczajniej w świecie umrze. Zerknęłam na swój nóż. Tym nie wbije się zbytnio głęboko w tę napakowaną klatę... ale Kosa tak. Szybko spojrzałam na narzędzie. Leży za stwore i w obecnej chwili nie mam jak tam się dostać.

- Noelle! Rzuć mi Kose! - rozkazuje.

Dźwięk szurania czymś po podłodze dał mi znać, że szatynka się ruszyła by wykonać mój rozkaz. Widząc jak Koks się do mnie zbliżą mogę stwierdzić, że to na mnie skupił całą swoją uwagę. Rozpoczęłam walkę, ale tylko dla tego by w pewnym momencie wykorzstać chwilę i zmienić swoje ułożenie. Tak też się stało. Wykonałam cięcię w okolicach brzucha, po czym odsunęłam się od niego.

- Teraz. - informuje.

Noelle rzuciła mi Kose. Złapałam ją bez najmniejszego problemu. Schowałam nóż i całkowicie skupiłam się na wrogu. Widzę po nim zdenerwowanie. Muszę tylko wybrać dobry moment. Wtedy kiedy nie będzie w stanie obronić miejsc w okolicach serca. Ponowiłam walke, a wróg nawet nie zaprotestował. Z chęcią się dołączył. Staram się dotrzeć do jego klatki piersiowej, ale on jakby to rozumiał, ponieważ broni to miejsce o wiele bardziej niż wcześniej. Walka trwa już jakiś czas. Ani ja, ani Koks nie mamy zamiaru się poddać. Nie jesteśmy ranni tylko poobijani. Jednak cierpliwość się opłaca. Nastała chwila gdzie mam okazje go wykończyć. Znalazłam się za jego plecami i w momencie kiedy zaczął się odwracać w moją stronę szybko zmieniłam swoją pozycje. Przeszłam przez jego wielgachną rękę i wtedy zrobiłam to co chciałam od samego początku. Wbiłam Kose centralnie w jego serce. Koks zaczął krzyczeć i momentalnie tracić siły. Po chwili padł na ziemie. Wyciągnęłam broń, a krew z jego ciała zaczęła tryskać jak z fontanny. Odsunęłam się by się nie ubrudzić. Jest tak jak myślałam. Jego ciało potrzebuje o wiele więcej krwi. To logiczne. Czuje lekkie zmęczenie i nawet mam przyśpieszony oddech.

- Załatwione. Wracamy. - oznajmiam po chwili.

Już nie będzie upierdliwy dla Noelle. Jak znajdę chwilę czasu to będę musiała zapisać go w notatniku. Od razu ruszyłyśmy się z miejsca. Pora wracać do chłopaków. W między czasie schowałam Kose. Szybko wróciłyśmy do poprzedniej jaskini. Anthony, jak i Rocko widząc nas szeroko otworzyli oczy.

- Gdzie ty byłaś? - pyta popielatowłosy.

- Długo was nie było. - wtrąca blondyn.

- Później wam powiem. - puściłam im oczko. - A teraz, Noelle. Wywiąż się z umowy. - zwracam się do dziewczyny.

- Ależ oczywiście. Zamknijcie oczy. - uśmiechnęła się.

Wykonaliśmy jej polecenie. Wiem, że tak to działa, więc nie mam strachu, że szatynka coś wymyśli. W pewnym momencie poczułam czujeś wargi na swoim policzku.

- Dziękuje. - szepcze Noelle.

Otworzyłam oczy, ale zamiast zobaczyć szatynke ujrzałam czerwone niebo. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Jesteśmy w Limbo.

Dzierżycielka Diablo LilithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz