Rozdział 11: Czas.

299 25 16
                                    

Mijał kolejny słoneczny dzień w Konosze. Makoto siedziała sama w domu i czytała książke. Jej córka była na treningu w domu Nara. Minęło parę dni odkąd ograła Shikadaia, ale nadal nie mogła poradzić sobie z Shikamaru. Z racji tego, że młoda Sorasai była uparta jak jej matka, chodziła do domu rodziny Nara codziennie starając się pokonać starszego Narę. Cel był jasny, jednak trudny do wykonania. Shikamaru widząc potencjał córki, nie oszczędzał jej. Eri musiała się głowić nad każdym ruchem. Raz nawet próbowała ograć swojego ojca z pomocą Shikadaia, ale i to jej się nie udało.
Shikamaru meldował się co jakiś czas u Makoto. Opowiadał o treningach i o tym jak Eri uparcie stara się z nim wygrać. Zapewniał też, że Temari polubiła Eri i nic nie podejrzewała.
Makoto bardzo to cieszyło. Żałowała jedynie, że nie mogła powiedzieć córce prawdy o jej ojcu.
Siedząc w domu bardzo jej się nudziło. Dwa dni wcześniej spędziła czas z Saiem gdyż otrzymali zgłoszenie o dość podejrzanej sprawie. Ale jak się okazało sprawia nie była wcale poważna, więc po pięciu godzinach wróciła do domu. Myślała o spotkaniu z dziewczynami, jednak wiedząc jak bardzo są zajęte nie chciała im przeszkadzać.
Spojrzała na zegar wiszący na ścienie na przeciwko niej. Było późne popołudnie. Wiedziała, że Eri zostanie u Shikamaru do wieczora. Musiała więc znaleść sobie jakieś zajęcie. Wstała z kanapy, zabrała z szafy szarą bluzę i wyszła z domu.
Nie miała planu gdzie tak właściwie idzie, nogi same ją niosły.

- Cmentarz...- wyszeptała przechodzą koło bramy.

Jednak zanim na niego weszła, udała się do kwiaciarni Ino.
Makoto kupiła cztery białe lilie, a oprócz tego pogawędziła nieco z Ino. Następnie wróciła pod bramę cmentarza.
Pierwszy nagrobek do jakiego podeszła, należał do Asumy.

- Hej Asuma Sensei. Dawno mnie nie było, no nie? - położyła kwiat na nagrobku. - Widziałam ostatnio Kurenai oraz Mirai. Twój król wyrósł na piękną pannę. Z tego co słyszałam jest też świetnym Shinobi, więc masz powody do dumy. 

Uśmiechnęła się pod nosem i poszła kawałek dalej.

-Nara Shikaku. Pierwszy Nara, którego poznałam. Mam nadzieję, że jest Ci dobrze po drugiej stronie.

Tutaj także zostawiła kwiat i poszła do kolejnego nagrobka.
Wpatrywała się w płytę z wyrytym imieniem. Ta osoba odeszła zdecydowanie za wcześnie. Podobnie z resztą jak i pozostali, których już odwiedziła. Jednak ta osoba nie zdążyła nawet dobrze zasmakować życia.
Makoto usiadła na trawie przed nagrobkiem. W dłoniach nadal trzymała obie lilie.

- Pewnie mnie obserwujesz i się zastanawiasz co to ja odwalałam przez ostatnie 13 lat, co nie? Wiele się wydarzyło, ale jestem pewna, że Ty to wiesz. Zapewne patrzysz na mnie co jakiś czas i łapiesz się za głowe. Tak jak na jednej z misji. Pamiętasz Neji? - Makoto prowadziła swój monolog, a łzy spływały jej po policzkach. - Pamiętam, że byłeś na mnie zły, ale potem nagle zaczęliśmy się dogadywać. To był dla mnie zaszczyt walczyć z Tobą ramię w ramię w Czwartej Wielkiej Wojnie Shinobi. Naprawdę. I dlatego tak bardzo Cię przepraszam, że wtedy nie zdążyłam...ale Tyś głupi, po co się tam pchałeś!?

- Makoto?

Kiedy się odwróciła, ujrzała Tenten. Brązowooka przypatrywała jej się uważnie, nieco zmartwiona.

- Och, Tenten. To Ty. - powiedziała Makoto przecierając szybko oczy. - Przyszłam odwiedzić parę grobów i tak jakoś się stało, że zostałam tu nieco dłużej. Wiesz jaka z Nejiego jest gaduła.

Makoto odwróciła głowę z powrotem w stronę nagrobka, a uśmiechająca się pod nosem Tenten przysiadła koło niej na trawie.

- Wszystko gra? - zapytała Tenten zgarniając z nagrobka suche liście.

Stara miłość nie rdzewieje || Shikamaru x OC x KakashiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz