Pogoda była paskudna. Na ulicach Konohagakure nie było żywej duszy. Woda lała się z nieba jakby ktoś otworzył kuchenny kran. Niebo było szare, zachmurzone. Chmury nie miały już swojego uroku.
- Chmury...- prychnęła pod nosem i skręciła w prawo.
Chciała jak najszybciej znaleść się na miejscu. Nie pamiętała kiedy ostatni raz była tak przemoczona. Nawet kurtka przylegała do jej ciała.
Kichnęła.- Jeszcze tego mi brakowało.
Po 20 minutach była na miejscu. Weszła do szpitala i udała się na 3 piętro. Skręciła dwa razy w lewo, stanęła przed drzwiami, zapukała, usłyszała krótkie "wejść" i zniknęła za drzwiami.
*
- Mama, słyszysz mnie? - Eri złapała Makoto za rękę, liczyła na to, że jej matka w końcu jakoś zareaguje. Nic. Westchnęła.
- Nie martw się. - powiedział Kakashi głaszcząc Eri po głowie. Było mu ciężko. Próbował ją wspierać, gdy sam był w rozsypce.
Przysunął sobie krzesełko i usiadł tuż obok Eri.- To już 2 tygodnie. - szepnęła. - Co jeśli...- zawachała się.
- Nawet tak nie myśl. Twoja matka jes silna. Washi utrzymuje ją przy życiu. Poziom jej chakry ciągle wzrasta. Ta technika była wyczerpująca, als już niedługo Makoto do nas wróci.
Sam sobie nie wierzył. Sakura mówiła, że stan Makoto nieco się poprawił, als nie była w stanie powiedzieć co dalej. Sama nie była pewna czy Makoto kiedyś z tego wyjdzie. Pozostawała im jedynie nadzieja.
*
- Jesteś pewna?- Tak. - powiedziała Sakura z lekkim uśmiechem na twarzy. - Nie ma co do tego żadynch wątpliwości.
- Świetnie...- ironia była wręcz namacalna.
- Powiesz mu, prawda?
Cisza. Sakura nie dostała swojej odpowiedzi. Po zaledwie 10 sekundach została zupełnie sama.
*
- Na nas już czas. - szepnął Kakashi do zasypiającej Eri. - Przyjdziemy jutro.
Eri kiwnęła jedynie głową. Kakashi wziął ją na ręce, zerknął ostatni raz na Makoto i opuścił salę.
*
Stała na tarasie widokowym szpitala i podziwiała chumry. Na szczęście przestało już padać. Promienie słońca przyjemnie łaskotały jej twarz. Stała przed ogromnym dylematem. Jeszcze pół roku temu cieszyła by się jak głupia z tej jakże cudownej wiadomości, lecz teraz...
Teraz nie była pewna czy w ogóle powinna.Nagle wpadła jej do głowy pewba myśl. Weszła z powrotem do szpitala i udała się na 1 piętro. Uchyliła lekko drzwi jednej z sali, a gdy zobaczyła, że nie było w niej żadnych odwiedzających, weszła do środka.
Usiadła na jednym z dwóch krzesełek znajdujących się przy łóżku Makoto.
Ciemnozielone oczy wpatrywały się w bladą twarz, którą okalały półkrótkie kręcone włosy.- Nigdy bym nie przypuszczała, że wybierze właśnie Ciebie. - szepnęła. - Aczkolwiek powinnam była się tego spodziewać. Jesteśmy do siebie trochę podobne.
Makoto wyglądała jak szmaciana lalka. Jedynie ruchy klatki piersiowej i ciche pikanie maszyn zdradzało, że jeszcze żyła.
- Nie do końca wiem, dlaczego tutaj przyszłam. Byłam u Sakury. Dowiedziałam się czegoś bardzo ważnego i nie wiem co dalej robić. - pociągnęła nosem. - No i przeziębienie mam jak w banku. - burknęła. Opuściła głowę marszcząc brwi. - Nie winię Cię za to co się stało i jednocześnie nienawidze. Sama tego nie rozumiem. Bardziej niż na Ciebie, jestem zła na niego, choć powinno być odwrotnie. To Ty ukryłaś prawdę. Chociaż gdybyś mu powiedziała byłabyś teraz na moim miejscu, a ja pewnie nienawidziłabym Cię za to. Nie wiem co o tym myśleć. Czuję się tak jakbym była na zastępstwo. On dalej Cię kocha...
Na dworze błysnęła błyskawica. Znowu się rozpadało.
- Powiedział mi to jakieś 3 dni temu. Jak mam się zachować? Grać jakby nic się nie stało? Twoja córka jest teoretycznie następcą Shikamaru. Bękartem, ale jest starsza od przybranego brata. Jeśli Shikamaru zapragnie to da jej nazwisko. Ale Ty pewnie się na to nie zgodzisz. Widzisz jakie to skomplikowne? Powinniśmy spędzać razem święta? Teoretycznie jesteśmy rodziną, która znowu się powiększy....tak jestem w ciąży. Dlatego byłam u Sakury. Urodzę kolejnego członka klanu Nara. Kolejnego małego lenia i geniusza. Makoto...ja...
Zamilkła. Nie wiedziała co ma jej powiedzieć. Nie wiedziała dlaczego jej to wszystko mówiła. Nie miała pewności, że Makoto cokolwiek usłyszała. Jednak coś kazało jej mówić.
- Twoja córka jest wspaniała. Jest śliczna, mądra, utalentowana. Nie myśl sobie, że pałam do niej nienawiścią. Przecież to tylko dziecko. Niczym nie zawiniła. Właściwie nikt nie zawinił. Ale ta niewiedza, ta tajemnica...jak z tym żyć? Mój mąż ma nieślubne dziecko...zaakceptowałabym to gdybym wiedziała...gdyby nic was już nie łączyło. Ale nadal łączy. Ja wiem, że Ty też go kochasz. Jesteś z Kakashim i nigdy go nie zdradzisz, bo jego również kochasz...ale wydaje mi się, że Ciebie i Shikamaru łączy coś, czego nikt inny oorócz was nie zrozumie. Wiesz...ta ciąża wcale mnie nie cieszy. A przecież powinna, jednak boje się, że on nie będzie chciał tego dziecka. Co jeśli mnie zostawi? Nie chcę by zostawał ze względu na dziecko...nie planowałam tej ciąży. Co jeśli odejdzie...? Ja go nadal kocham.
Po jej policzkach popłynęły łzy. Oparła łokcie na łóżku i wsparła głowę na swoich dłoniach. Ciche łkanie, przeszło w szloch.
- Jak odejdzie to spiore mu jego leniwe dupsko...- odpowiedział cichy głosik.
Temari podniosła zdziwona głowę. Spojrzała na Makoto. Niebieskie oczy wpatrywały się w zielone.
- Obudziłaś się! - prawie, że krzyknęła.
Ku zdziwieniu Makoto, Temari rzuciła jej się na szyję.
- Wiem, że nabroiłam, ale proszę nie duś mnie.
- Przepraszam! - pisknęła odsuwając się od Makoto i przecierając dłonią zapłakane oczy. - Biegne po Sakure!
Makoto została sama. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszystko białe. Sterylne. Szpital.
- Pięknie. - sapnęła. Drapało ją w gardle. Jeszcze nigdy nie czuła takiego pragnienia.
Po zaledwie kilku minutach do sali wbiegła Sakura, Shizune oraz Temari. Sakura zrobiła swoje czary mary by sprawdzić jej stan, a następnie opowiedziała co wiedziała.
- Kakashi wszystko Ci opowie. Zaraz tu będzie.
I rzeczywiście. Szarowłosy w niesamowicie krótkim czasie znalazł się w szpitalu. Makoto dziękowoła w duchu, że nie zabrał ze sobą Eri. Wiedziała, że jej córka czuwała nad nią każdego dnia. Zasłużyła więc na odpoczynek.
Kakashi dobiegł do łóżka i od razu wziął Makoto w swoje ramiona. Poczuła znajomy zapach i przymknęła powieki. Dom.- Nareszcie. Baka! Bałem się.
- Przepraszam. - szepnęła. - Ale przynajmniej was ocaliłam.
- Zostawimy was. - powiedziała Sakura kierując się do wyjścia. Shizune i Temari podążyły za nią.
- Temari, zaczekaj! - zawołała Makoto.
Zdziwiona Temari stanęła w miejscu. Makoto przywołała ją gestem do łóżka. Złapała blondynkę za rękę i spojrzała jej głęboko w oczy.
- Leć do domu i powiedz mu. Będzie w niebowzięty.
Temari uśmiechnęła się do niej ciepło, ścisnęła jej dłoń, po czym ruszyła w stronę drzwi. Słowa Makoto dały jej nadzieje. Nie widzała w kobiecie swojego rywala. Znała już przeszłość swojego męża i musiała sobie z tym poradzić. Oboje muszą nad tym popracować. Spojrzała przez ramię na Makoto oraz Kakashiego. Na ich twarzach malowało się szczęście.
- Dziękuje. - szepnęła i opuściła salę zostawiając zakochanych zupełnie samych.
CZYTASZ
Stara miłość nie rdzewieje || Shikamaru x OC x Kakashi
RomanceMakoto wraca do domu po 13 latach. Została do tego dosłownie zmuszona, gdyż jak wiadomo Siódmy Hokage jest uparty i nie toleruje odmowy. Tym bardziej gdy chodzi o jego przyjaciół. Dziewczyna wraca na stare śmieci pełna obaw. Nikt oprócz Szóstego Hok...