Rozdział 28: Niespodzianka

207 15 1
                                    

Kakashi siedział w fotelu i wpatrywał się ślepo w przestrzeń. Był jakby nieobecny. Nie takiej reakcji się po nim spodziewała.

- Kakashi...? - szepnęła. Czarne oczy spojrzały na nią. - Dobrze się czujesz?

Porkęcił twierdząco głową, a na jego twarzy zawitał szeroki uśmiech, był on doskonale widoczny gdyż w domu Kakashi poruszał się bez maski. Czuł się przy niej oraz Eri tak swobodnie, że musiały mu przypominać o jej założeniu za każdym razem gdy opuszczał dom. Prace w domu nadal trwały, jednak obecność Gaia lub Mirai nie robiły już na nikim żadnego wrażenia.

- To niesamowite! - krzyknął, podbiegł do Makoto, podniósł ją i obkręcił się wokół własnej osi. - Będę tatą!

- Będziesz, będziesz! - pisnęła.

Do salonu przybiegła Eri słysząc uniesione głosy. Nie musiała pytać co się stało. Zrozumiała. Od razu podbiegła do nich i przytuliła się. Rodzinna sielanka trwała aż ktoś nie zapukał do drzwi. Kakashi wyswobodził się z uścisku swoich dwóch kobiet i ruszył do drzwi, zakładając uprzednio maskę na twarz.
Gdy je otworzył jego twarzy ukazał się uśmiechnięty Rock Lee wraz z Chojim.

- Co tam chłopcy?

- Witaj Kakashi. - zaczął Choji. - Przyśliśmy zapytać czy nie potrzebujecie jakiejś pomocy w zorganizowaniu imprezy?

- Imprezy? Nie rozumiem.

- Czyli Makoto nic Ci jeszcze nie mówiła. - zaśmiał się Lee. - Robicie parapetówe!

Kakashi miał oczy wielkości talerzy. PARAPETÓWA!?

- O cześć chłopaki! - zawołała Makoto znajdując się na korytarzu. - Jak tam?

- Dziewczyny przygotowywują jedzenie. A my wpadliśmy się spytać czy nie potrzebujestz jakiejś pomocy. Wiem od Ino, że ma zaraz tutaj wpaść by udekorować wszystko na imprezę.

- Poważnie?

- Przed chwilą byliśmy w kwiaciarni. Szykowała się do wyjścia. - powiedział Lee pocierając się w zastanowieniu po brodzie.

- No to pewnie każda para rąk się przyda. Wchodźcie.

Kakashi nadal stał przy drzwiach. Makoto zatrzymała się i cofnęła po niego , w tym czasie chłopcy udali się do salonu witając uradowaną Eri.

- Kochanie...

- Nic mi nie mówiłaś. - jego głos był jakby smutny.

- Jesteś zły?

- Nie o to chodzi. Nie mam nic przeciwko, ale chciałbym wiedzieć kiedy planujemy jakąś imprezę. Bo to teraz nasz dom i nasze decyzje. Już nie decydujesz sama...

- Przepraszam. Nie sądziłam, że Cię to rozzłości.

- Nie rozumiesz. - powiedział wymijając ją i ruszając do salonu.
Gdy rozmawiał z Chojim ton jego głosu był już zupełnie inny. Makoto wiedziała, że Kakashi był zawiedziony i bolało ją to. Nie zdążyła nawet odwrócić się na pięcie, gdy usłyszała kolejne pukanie do drzwi. Ino wraz z Saiem przyniesili ogromne ilości kwiatów, serpentyn oraz innych dekoracji potrzebnych do udekorowania salonu na parapetówkę.

Powietrze w pokoju było tak gęste, że można by je kroić nożem. Przyjaciele jednak udawali, że nic nie zauważyli. Jednak Makoto była smutna, a Kakashi jakby poirytowany.

- Kakashi, co się stało? - zapytał Gai gdy oboje znaleźli się w kuchni.

- Nic. Wszystko dobrze. - mruknął. - Proszę przekaż Makoto, że na chwilę wychodzę.

Wyszedł zanim Gai zdążył cokolwiek powiedzieć.
Gdy szedł ulicami Wioski zastanawiał się nad swoim zachowaniem. Czy naprawdę powinien być zły? Czy Makoto postąpiła niesłusznie?
Wprawdzie zaprosiła znajomych bez jego wiedzy, ale czy to jest aż taka tragedia?
Po chwili znalazł się na cmentarzu. Kierował  kroki do grobu swojego ojca.

- Cześć tato. - powiedział siadając na zimnej ziemi. - Wiesz trochę się zmieniło. Zaręczyłem się. Będę też tatą. Makoto jest w ciąży. - uśmiechnął się pod nosem. - Zamieszkaliśmy w naszym starym rodzinnym domu. Nieco go odnowiłem. Przyjaciele bardzo mi w tym pomogli. A dzisiaj dowiedziałem się, że robimy z tej okazji parapetówe i zezłościłem się. Makoto nic mi nie mówiła. Dopiero co dowiedziałem się, że zostanę ojcem, a chwilę potem wszyscy zwalili mi się na głowę. Obecnie dekorują dom. Czy powinienem być zły? Makoto chciała by to była niespodzianka...a ja jestem po prostu zawiedzony, że nic mi nie powiedziała. Bo w końcu to nasz dom, nasze decyzje...sam nie wiem. Szkoda, że mi nie doradzisz. Chyba powinienem tam wrócić i potem wyjaśnić jej, dlaczego byłem zły. Prawodpodobnie boję się odrzucenia. Makoto przez długi czas radziła sobie sama, decydowała sama...i no bo wiesz...ja chcę być częścią jej życia. Nie chcę by robiła wszystko sama, by decydowała zawsze sama. Teraz to nasze życie. Myślisz, że zrozumie?

- Zrozumie. Tylko wal prosto z mostu. - doradził mu głos dochodzący zza jego pleców. 

Kakashi szybko odwrócił głowę,  Shikamaru uśmiechał się do niego lekko.

- To Ty...

- To ja. Wybacz, ale nieco podsłuchałem. Przechodziłem obok i zdziwiłem się, że tu jesteś.

- Też nie przechodziłeś obok bez powodu. -Kakashi kiwnął głową w stronę papierosa znajdującego się w ręcę Nary.

- Ta... -jego głos był jakby rozmażony. - Wiesz...to czasem pomaga. Niby nie odpowiedzą, ale monolog pomaga oczyścić umysł, a rozwiązanie przychodzi samo.

- Jakieś problemy?

- Nie. Zwykła codzienność. Znowu będę ojcem. Trzeba się tym chwalić. - uśmiechnął się.

- Ja będę nim po raz pierwszy...

- Nieprawda. - mruknął Nara. - Będziesz nim po raz drugi.

- Co masz na myśli? - Kakashiego zaskoczyły jego słowa.

- Pomogłeś Makoto wychować Eri.  Byłeś dla niej jak ojciec, którego nigdy nie miała. Może zabrzmi to głupio, ale jest ona tak samo moją jak i Twoją córką.

Shikamaru sam był w szoku, że to powiedział. Nigdy nie dopuszczał do siebie tej wiadomości. Nie akceptował Kakashiego w życiu swojej córki, ale w końcu coś do niego dotarło. Cieszył go fakt, że to właśnie Kakashi był częścią życia Eri. Nie mógłby sobie wyobrazić lepszego zastępcy.

- Kiedyś byłem Twoją prawą ręką, doradcą Hokage. W tym samym czasie Ty pełniłeś znacznie ważniejszą służbę i to właśnie w moim iminiu. I wiesz, dotarło do mnie, że powinienem Ci podziękować.

Kakashi wpatrywał się w bruneta nie do końca wiedząc co powiedzieć. Nie spodziewał się usłyszeć takich słów, nie od Shikamaru. Do tej pory myślał, że Nara go nienawidził. Ale jak widać mylił się.
Kakashi wstał z ziemi i poszedł do Shikamaru. Nara wyciągnął w jego stronę dłoń, a Kakashi bez wahania ją uścisnął.

- To już trzecia niespodzianka tego dnia. - przyznał.

- Mam nadzieję, że miła.

Kakashi tylko pokiwał głową na te słowa. Oboje ruszyli do wyjścia z cmentarza żegnając się w myślach ze zmarłymi. Szli ramię w ramię, jak równy z równym. Obojgu przypomniały się czasy, gdy jeden mógł liczyć na drugiego w stu prozentach. Dotarło do nich, że przyszedł czas by wrócić do starych nawyków.

Stara miłość nie rdzewieje || Shikamaru x OC x KakashiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz