Rozdział 19: Mamą być.

259 22 1
                                    

Niespodziewała się aż takiego bólu. Powtarzała sobie, że każda z kobiet, która mówiła jej o bólach porodowych po prostu wszystko koloryzuje by ją nastraszyć. Myliła się.
Leżała właśnie na łóżku szpitalnym i wiła się z bólu.
Przeklęte pielęgniaki! Mówiły, że podały jej znieczulenie! Przeklęty lekarz, którego nadal nie było na sali!
Gdyby została w Konoha, poród odebrała by pewnie Sakura, ale tutaj w Wiosce Mgły musiała liczyć na profesjonalizm tutujeszych lekarzy.

Poród trwał 15 godzin. Makoto byka wycieńczona jak jeszcze nigdy wcześniej w swoim całym życiu. Leżała na sali i czekała aż pielęgniarki pokażą jej jej dziecko.
Cieszyła się, że w trakcie porodu nie wysadziła całego szpitala.

Po jakimś czasie przyszła pielęgniarka z małym zawiniątkiem na rękach. Makoto podniosła się na poduchach i ułożyła wygodnie.
Starsza kobieta delikatnie ułożyła zawiniątko na rękach Makoto.

Dziewczynka w jej ramionach wyglądała cudownie. Na główce miała garstkę czarnych włosów, jej nosek był malutki i uroczy, a gdy otworzyła swoje oczęta, Makoto zaniemówiła. Piękne niebieskie oczy patrzyły na nią jakby zainteresowane, ale i znużone. Przypomniał jej się Shikamaru. "Gdybyś tylko mógł ją zobaczyć", pomyślała, a w jej oczach zaszkliły się łzy.

- Masz prześliczną córeczkę. Jak jej dasz na imię?

Makoto przez długi czas myślała o imieniu zaczynającym się na "Shika" jednak szybko porzuciła ten pomysł. To było zbyt ryzykowne.

- Eri. - szepnęła, patrząc na ziewającego niemowlaka rozczulająco.

- Eri? - powtórzyła pielęgniarka.

- Tak. Błogosławione szczęście.

***

- Cudowna! - krzyknęła matka Makoto.

Jej rodzina przyjechała parę dni po porodzie by poznać nowego członka rodziny Sorasai.

***

Makoto siedziała przy kołysce i wpatrywała się w śpiącą Eri.
Dziewczynka miała już 5 miesięcy, ale Makoto dalej niewierzyła, że ma w domu taki skarb.

- Jesteś najpiękniejszym bobasem ba świecie. - szepnęła głaszcząc Eri po jej malutkiej główce. - Jestem pewna, że Twój tatuś kochałby Cię tak samo mocno jak ja.

Posmutniała. Mimo iż miął ponad rok, to nadal nie mogła o nim zapomnieć.

Pewnego dnia gdy ona była w kuchni i obserwowała jak Eri spokojnie bawi się na dywanie, wydarzyło się coś niesamowitego. Eri miała zaledwie rok. Zaczęła głośno płakać gdy coś nie poszło po jej myśli, a gdy Makoto do niej podeszła by sprawdzić co się stało, zaniemówiła.

- Mama. - wykrztusiło z siebie dzieciątko wpatrując się swoimi dużymi niebieskimi oczami w swoją matkę.

Dla Makoto był to jeden z najcudowniejszych dni w jej życiu.

Lata mijały, a Eri coraz bardziej przypominała swojego ojca. Była bystra, ale leniwa. Wybuchowa jak matka, ale jakby spokojna. Kumulowały się w niej same sprzeczności.

Gdy Eri miała 6 lat, zaczęła grać w Shogi. Nie dlatego, że Makoto kupiła jej tę grę. Nawet by jej to do głowy nie przyszło.
Kiedy były na rynku, Eri oddaliła się od matki w stronę ławeczek, na których starsi panowie grali właśnie w tę grę.
Makoto była przerażona gdy zauważyła, że jej dziecko zniknęło. Potem nieźle się zdziwiľa gdy zobaczyła jak Eri siedzi ze starszymi panami i gra właśnie w Shogi.
"A niech Cię, Shikamaru", warknęła w myślach.

Eri zaczęła treningi w wieku 4 lat gdyż techniki Makoto zaczęły dawać się we znaki.
Wtedy Makoto poprosiła także o pomoc Kakashiego.
Wiedziała jak obchodzić się ze swoją mocą, jednak wolała spytać swojego mistrza o pomoc.
Kakashi zjawił się już parę dni po tym jak wysłała do niego list.
Nakrzyczała wtedy na niego, je praca Hokage jest ważniejsza i mógł najpierw odpisać, ale on machnął tylko ręką i zabrał się do pracy.

Pamiętała pierwsze treningi, pierwsze zwycięstwa, pierwsze upadki, łzy oraz uśmiechy swojej córki. Pamiętała wszystko i była też w stanie zrobić wszystko by nic nigdy nie zagroziło jej błogosławionemu przez los szczęściu.

- Mamo...

Usłyszała w oddali.

- Mamo...

Wokół niej panował ciemność, ale rozpoznawała ten głos.

- Mamo...

To Eri do nie mówiła. A więc nic jej się nie stało! Była bezpieczna!
Makoto kamień spadł z serca.

Nie wiedziała tylko gdzie ona była. Dlaczego na około było tak ciemno? Dlaczego nie widziała Eri? Jej głos dochodził jakby z oddali. Makoto tego nie rozumiała.

- Obudź się, proszę.

"Obudź się?", zdziwiła się Makoto, "Dlaczego śpię?"

Poczuła ucisk na prawej dłoni.

- Proszę. Kocham Cię. Obudź się.

"ERI, KOCHANIE, ZARAZ SIĘ OBUDZĘ. NIE MARTW SIĘ, WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE! ROZUMIESZ?"

Ale Eri jej nie odpowiedziała.

"JUŻ WSTAJĘ! POCZEKAJ CHWILKĘ! NIC MI NIE JEST!"

- Eri. - usłyszała głos Kakshiego. - Musimy wracać do domu. Wrócimy jutro.

"JAK TO JUTRO!? GDZIE JA JESTEM?"

- Mama ma zu wspaniałą opiekę. Sakura obiecała, że później do niej zajży.

- Do jutra, mamo.

Dotyk jaki czuła na prawej dłoni zniknął. Eri już do niej nie mówiła. Została sama w ciemnościach, a wokół niej panował przygnębiająca cisza.

Stara miłość nie rdzewieje || Shikamaru x OC x KakashiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz