PAUL
Przed południem Carly wyciągnęła mnie z domu, mówiąc, że chciała spędzić ze mną czas. Prawdę mówiąc, miałem dużo roboty, ale nie umiałem jej odmówić. Po tym, co się stało, bałem się, że zamknie się w sobie. Nie mógłbym na to patrzeć, za dużo czasu z nią spędziłem. Była mi bliska, co każdy dobrze wiedział. Nazywanie jej "córeczką" weszło mi w nawyk, ale nie mogłem ukryć, że czasami zachowywałem się, jak ojciec zgrai tych debili. Reszta miała całkowity zakaz nazywania mnie "tatuśkiem". Byłem ich szefem, musieli mieć do mnie szacunek i nie mogli sobie za dużo pozwalać. Jedynie ta jedna dziewczynka miała u mnie jakieś przywileje, od samego początku starała się przestrzegać moich zasad i nie sprawiać kłopotów, a poza tym, nie była członkiem gangu.
Wracając do tego dnia, czarnowłosa wyciągnęła mnie do parku. Spacerowaliśmy jakieś dwie, trzy godziny. Kiedy mieliśmy iść powoli do domu, ona poprosiła, abyśmy jeszcze gdzieś zaszli. Zdziwiłem się, gdy weszła do sklepu z garniturami, poszedłem za nią, całkowicie nie rozumiejąc jej zachowania. Po kilkunastu minutach wepchnęła mnie do przymierzalni, z wybranym przez nią, garniturem i kazała mi się w to ubrać. Pomyślałem, że jeśli to zrobię, to zaoszczędzimy sobie trochę czasu i wrócimy do domu. Tego dnia były moje urodziny, chciałem wieczorem odpocząć, może pojechać na jakąś imprezę. Nie wierzyłem w to, że pozostali pamiętali, a nawet jeśli, to złożyliby mi tylko życzenia i wrócili do swoich spraw. Nikt nie był przyzwyczajony do świętowania, zwłaszcza ja. Od kiedy pamiętałem, to sam świętowałem swoje urodziny albo wcale tego nie robiłem. Miałem swoje zobowiązania i nie mogłem sobie pozwolić na dłuższą przerwę. Mimo wszystko nie narzekałem, zawsze mogłem trafić gorzej.
― Ubrałeś już? ― westchnąłem i otworzyłem drzwi od przymierzalni. Oczy Carly zaświeciły się, zaczęła się uśmiechać, jakby zobaczyła ósmy cud świata. Pokręciłem tylko głową i chciałem przebrać się w swoje ciuchy. ― Nie, chodź chwilę. ― złapała mnie za rękę i zaciągnęła do jakiegoś manekina. ― Myślisz, że bardziej pasowałaby Ci ta koszula? ― spojrzałem na nią wymownie. ― przyjrzyj się, a ja pójdę się zapytać, czy mają w twoim rozmiarze. ― czułem się głupio w tym stroju, chciałem jak najszybciej się przebrać, jednak gdy się odwróciłem, Carly stała przy kasie i za coś płaciła. ― Możemy iść do domu. ― uśmiechnęła się niewinnie, trzymała torbę, w której były moje ubrania.
Całą drogę robiłem jej kazania, że nie powinna mi nic kupować. Ona nic sobie z tego nie robiła, co mnie wkurwiało. W końcu to wszystko nie było tanie, a ona nie pracowała. Miała wyznaczoną sumę pieniędzy na jakiś okres i musiało jej wystarczyć. Kiedy doszliśmy do domu, powiedziała, że to prezent urodzinowy. Zorganizowali mi urodziny, byli wszyscy domownicy, bliźniacy i szefowie pozostałych klik z miasta, z którymi zacząłem się lepiej dogadywać. Nie oszukujmy się, wcześniej nie byliśmy w najlepszych stosunkach. Byłem w szoku, inaczej tego nazwać nie mogłem. Wiedziałem, że to zasługa Carly, gdyby nie pojawiła się w naszym życiu, wszystko potoczyłoby się inaczej.
Cała ta "impreza" trwała do czwartej rano. Ci, co zostali, zaczęli sprzątać, ale kazałem im iść spać, bo miałem dla nich robotę. Sam posprzątałem wszystko i poszedłem do swojego biura. W końcu przebrałem się w normalne ubrania i zacząłem prace. Sen musiał poczekać do kolejnej nocy.
####
Mam napisane jakieś 14 rozdziałów i każdy ma poniżej 630 słów. Piszecie w komentarzach jeśli chcecie dłuższe, to jak wrócę do domu ( jakoś pod koniec lipca) to poprawię te trzy, które wstawiłam oraz kolejne. Jednak to się łączy z tym, że dopiero w sierpniu książka będzie "normalnie funkcjonować".
Bardzo proszę, aby każdy, kto dotrwał do tego momentu, aby wypowiedział się w komentarzu.
CZYTASZ
OWCA ZMIENI SIĘ W WILKA
Teen FictionII CZĘŚĆ! Gdy czarnowłosa wróciła do domu, nie mogła ukryć szczęścia, że znów mogła patrzeć na te "zakazane mordy". Tyle z nimi przeżyła, byli dla niej, jak rodzina. Poprawka, oni byli jej rodziną. Kochali, dbali, troszczyli się o nią. Mimo tego, co...