To był ten dzień! Dzień, w którym miało się to wszystko zakończyć, a morderca mojego braciszka i przyjaciela, miał zapłacić za to, co zrobił. Byłam podekscytowana i od samego rana uśmiech nie schodził mi z twarzy. Wstałam bardzo wcześnie, zrobiłam wszystkim śniadanie i posprzątałam w domu. Pozwoliłam sobie nawet zajrzeć do pokoju Simona, aby sprawdzić, czy Lily jeszcze spała. Siedziała w swoim łóżeczku i bawiła się misiem, z którym zawsze spała. Po cichu do niej podeszłam i wzięłam ją na ręce. Musiałam ją przewinąć i ubrać, ale szybko się z tym uwinęłam. Wyszłam z pokoju mojego eks chłopaka i poszłam do salonu, gdzie było już większość osób.
― Ty się dobrze czujesz Moore? ― zapytał mnie Dylan, witając się ze mną buziakiem w policzek. ― Zajmujesz się dzieckiem, zrobiłaś wszystkim śniadanie i jeszcze posprzątałaś w domu, co jest? ― pokręciłam głową ze śmiechem.
― Dzisiaj w końcu moje życie wróci do normy, cieszę się z tego i proszę, nie psuj mi dobrego humorku, dobrze? ― kiwnął głową i poszedł w swoją stronę. ― Myślisz, że tatuś szybko zauważy, że Cię nie ma? ― zadałam pytanie małej, która tylko zaczęła się śmiać i ciągać mnie za włosy. Nie minęło dużo czasu, a Simon zbiegł po schodach i zaczął się drzeć, że ukradli mu dziecko. ― Nie drzyj się, ja ją ukradłam. ― powiedziałam, podchodząc do niego.
― Co się z Tobą dzieje? Jesteś za miła, chcesz czegoś? ― zaprzeczyłam, kiwając głową. ― To o co chodzi? Rzadko zgadzałaś się nią opiekować, a teraz z własnej woli się nią zajmujesz?
― Bo mnie o to nie prosiłeś, tylko kazałeś. ― powiedziałam poważnie. ― Gdybyś za pierwszym razem naprawdę mnie poprosił, to byśmy uniknęli tych wszystkich incydentów. ― powiedziałam, a on westchnął, przyznając mi rację i również przeprosił za wszystko. ― Podobna jest do Ciebie. ― przyznałam. ― Macie takie same oczy. ― chłopak się uśmiechnął i zabrał córkę. ― Czemu tak spanikowałeś? Przecież wiesz, że w tym domu nikt nie ma złych zamiarów, co do niej ani do Ciebie.
― Paul już wstał? ― kiwnęłam głową. ― Chodź do niego, musimy porozmawiać. ― uniosłam brew. ― Od razu powiem, że nie robiłem tego z własnej woli. ― zaciekawiona i jednocześnie przerażona poszłam za chłopakiem do biura Paula, który czyścił swoją ulubioną broń. ― Muszę się Wam do czegoś przyznać. ― powiedział na wstępie. ― To ja Cię postrzeliłem rok temu. ― odsunęłam się od chłopaka, jednocześnie zabierając mu dziecko. Dlaczego tak? Paul od razu wycelował w niego bronią, nie chciałam, aby zginęła. ― Zanim strzelisz, to nie zrobiłem tego z własnej woli. To wszystko było planem Blaisa, znalazł mnie, już wtedy spotykałem się z matką Lily. Groził nam, co miałem zrobić?
― On zamordował jej matkę? ― kiwnął głową, mówiąc, że przeciąż jej hamulce w samochodzie. Mimo że zrobił wszystko, co mu kazał, on i tak ją zabił. Blaise nie miał żadnych skrupułów, był wariatem, który powinien zginąć, na leczenie było już zdecydowanie za późno.
― Nie zabijaj go. ― powiedziałam. ― To nie jego wina, był w potrzasku. Nie miał wyboru, sama nie wiem, jakbym się zachowała, gdyby chodziło o kogoś z Was. Dobrze wiesz. Czemu nie powiedziałeś tego wcześniej?
― Cały czas byłem obserwowany. Nie mogłem nic zrobić, groził, że zamorduje Lily, to tylko dziecko, nic nikomu nie zawiniło. ― westchnął. ― Wiem, że moje przeprosiny nic nie dają i nie liczę tutaj na wybaczenie, ale na zrozumienie. Chciałbym, aby Lily miała normalne życie, nie takie jak ja, więc jeśli masz zamiar mnie zabić, to proszę, oddajcie ją rodzinie, która tego dopilnuje. ― spojrzałam na Paula, cały czas celował do chłopaka, ale widziałam po jego minie, że walczył sam ze sobą.
― Do końca dnia masz się wynieść stąd i opuścić kraj. ― powiedział, chowając broń. ― Zabierz córkę i zapewnij jej normalne życie, ale nigdy się z nami nie kontaktuj, a tym bardziej nie zbliżaj się do nas. W innym wypadku od razu wpakuje Ci kulkę w łeb. ― chłopak pokiwał głową i znów zabrał swoje dziecko i wyszedł z pomieszczenia. ― Szykuj się, jedziemy za pół godziny.
CZYTASZ
OWCA ZMIENI SIĘ W WILKA
Novela JuvenilII CZĘŚĆ! Gdy czarnowłosa wróciła do domu, nie mogła ukryć szczęścia, że znów mogła patrzeć na te "zakazane mordy". Tyle z nimi przeżyła, byli dla niej, jak rodzina. Poprawka, oni byli jej rodziną. Kochali, dbali, troszczyli się o nią. Mimo tego, co...