Te dwa dni, to była jakaś masakra. Całymi dniami i nocami przygotowywaliśmy się do tego wielkiego dnia, a ja coraz bardziej żałowałam, że Paul aż tak bardzo mi ufał. Może gdyby było inaczej, właśnie bym była w swoim rodzinnym domu z paczką chipsów i winem, oglądając seriale. Jednak do rzeczy, po objaśnieniu wszystkiego przez O.G, zaczął mówić o ogólnym zarysie planu. Każdy z nas został przydzielony do danej grupy, która miała swoje zadanie. Jechaliśmy w czterech opancerzonych samochodach po pięć osób. Dwa oddziały miały jechać z przodu, dwa z tyłu. Ostatni oddział to były cztery osoby w helikopterze, którzy musieli nas o wszystkim informować z góry. Niby nic skomplikowanego, w końcu to tylko transport i w teorii wszystko miało pójść gładko. Każdy z nas tak sądził, ale nasi O.G kazali się przygotować na każdą ewentualność. Od czasu napadu na komisariat, policja zaczęła być bardziej czujna, sprawdzali wszystkich, kto wydał im się podejrzany. Cały komisariat przeniósł się do siedziby Interpolu, który również znajdował się w naszym mieście. A nie oszukujmy się, marne szanse, że stamtąd odbilibyśmy kogokolwiek.
― Gotowa? ― zapytał mój brat. Kiwnęłam głową i wróciłam wzrokiem do broni, którą musiałam sobie odpowiednio dobrać. ― Pomóc Ci? ― zapytał ze śmiechem, a ja kolejny raz kiwnęłam głową. ― Nie denerwuj się, to akcja, jak każda inna. Nic się złego nie stanie. ― spojrzałam na Ala z uśmiechem. ― Po tym wszystkim, nauczymy Cię prowadzić i załatwimy prawko bez egzaminów.
― Uważaj na siebie. ― powiedziałam. ― Czemu Was rozdzielili? Zawsze pracowaliście razem. ― wzruszył ramionami. ― Gdzie Jeff?
― Przygotowuje się do akcji. ― kiwnęłam głową. ― Mam nadzieję, że to, że nas rozdzieli, nie przyniesie nam pecha. ― wypalił. ― Pamiętasz, jak pojechaliśmy na inne obozy? ― potwierdziłam. ― Każdy z nas wrócił ze złamanymi kończynami.
― Nie myśl o tym Ali. ― przytuliłam brata. ― Będzie dobrze, Ty będziesz ubezpieczał nas z góry, a Jeff będzie w aucie obok mnie. ― Szybko, łatwo z happy endem. ― chłopak mocniej mnie do siebie docisnął. ― Chodźmy już, pewnie reszta jest gotowa. ― chłopak wziął broń dla siebie i wyszliśmy z magazynu.
Poszliśmy do garażu, gdzie większość osób już była. Brakowało tylko naszych szefów, którzy nie jechali z nami. Mieliśmy się wykazać sami, jednak na moje, po prostu się bali Sfinksa, ale co się dziwić, on mógł się ich pozbyć jedynym kiwnięciem palca. Podeszłam do Jeffa, który rozmawiał z Willem o planie i realizacji go, w razie jakiegokolwiek ataku. Co do Gwen i Toma, oni na ten czas mieli być przesłuchiwani przez Demona i Psa.
― Nie rozkojarz się siostro i słuchaj Willa. ― powiedział nagle Jeff. ― Jak będziesz trzymać się planu, wszystko pójdzie gładko. ― kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się lekko. Widziałam po twarzach moich braci, że mają złe przeczucia albo po prostu się boją. Sama zaczęłam się bać, ale nie o swoje życie, a o ich. Nie mogłam stracić nikogo bliskiego.
Po kilku minutach, dostaliśmy rozkaz, aby ruszać, więc każdy wsiadł do aut i helikoptera. W aucie, w którym ja siedziałam, szefem był William, jego zastępcą był Jeremi, typ od Brudnego Psa. Oprócz tej dwójki i mnie był jeszcze Dylan i facet, który pilnował mnie na testach. W kolejnym aucie szefem był Jeff, a zastępcą był Simon, dwie pozostałe osoby to Heather, Cameron i jakiś młody chłopak, którego nigdy na oczy nie widziałam. My jechaliśmy z tyłu, w autach z przodu jechał Shawn, trzech typów od Brudnego Psa i Lucy. Na szczęście tam szefami byli ludzie z kliki moich braci, bo w innym wypadku bałabym się o przyjaciółkę. Co do ostatniego auta, był tam Brandon, Charlie i znowu trzech typów od Psa. W helikopterze był mój drugi brat, Nick, Philip i znowu jakiś typ z drugiej kliki.
― Wszyscy gotowi? ― zapytał William, a każdy z nas kiwnął głową. ― Pamiętajcie, co macie robić, nic nie może być ,na odpierdol. ― auta, w których siedzieliśmy, miały małe działka, przy których siedziałam ja i Dylan. Kierowcą był facet od testów, zastępca był na górnym działku, a Will kontaktował się z resztą.
CZYTASZ
OWCA ZMIENI SIĘ W WILKA
Teen FictionII CZĘŚĆ! Gdy czarnowłosa wróciła do domu, nie mogła ukryć szczęścia, że znów mogła patrzeć na te "zakazane mordy". Tyle z nimi przeżyła, byli dla niej, jak rodzina. Poprawka, oni byli jej rodziną. Kochali, dbali, troszczyli się o nią. Mimo tego, co...