TOM
Nie widziałem Carly, od kiedy uratowali ją i Harrisona. Dla dobra mojego, Gwen i jej, nie próbowałem się już z czarnowłosą kontaktować. Nie miałem zamiaru jej skrzywdzić, ale dostałem taki rozkaz. Na szczęście jako szef kliki miałem o tyle dobrze, że mogłem robić, co chciałem. A nie mogłem pozwolić, aby ktokolwiek zrobił jej krzywdę. Jeśli chodzi o moją siostrę, to po tym wszystkim zaczęła się dziwnie zachowywać. Znikała każdego dnia, nie mówiąc o tym nikomu, a gdy pytałem, gdzie była, darła się na mnie. W dzień urodzin Carly chciałem jej zrobić paczkę i wysłać jej prezent. Gwen jednak stwierdziła, że to zły pomysł, bo gdy jej nowi znajomi to zobaczą, wywalą wszystko, bo pomyślą, że to nadajniki. Dałem za wygraną i cały dzień spędziłem na przygotowaniu akcji dla chłopaków. W nocy, Gwen ubrana w czarny kombinezon na motocykl weszła do salonu i oznajmiła, że nie jedzie na żadne akcje, bo musi coś załatwić. Poszła do garażu, wsiadła na swój motocykl i pojechała w stronę lasu.
Nie wiedząc czemu, miałem złe przeczucia. Ona wiele razy tam jeździła, kiedy musiała ochłonąć, przemyśleć parę rzeczy, Rok wcześniej bawiliśmy się na urodzinach Carly, to był tydzień przed naszym wyjazdem z naszego rodzinnego miasteczka. Pamiętałem, jak było jej ciężko, kiedy dowiedziała się, o tym, czym się zajmowałem. Nie mogła znieść myśli, że jej ukochany starszy braciszek mordował ludzi. Jednak z czasem zdecydowała, że też chce w to wejść, bo samemu nie da mi zginąć. Przeszła każdy próg inicjacji z trudnością, ale mimo wszystko udało jej się to. Jednak najgorsze było dla niej upozorowanie swojej śmierci. Nie mogłem pozwolić, aby coś zagrażało Carly i jeszcze bardziej mojej siostrze, zwłaszcza że Dagger nic nie wiedziało o blondynce.
Może bliźniacy nic by jej nie zrobili, bo ją zawsze lubili. Dziewczyny spędzały z nimi sporo czasu, zwłaszcza w domu Pani Moore, która była wspaniałą kobietą. Nie mówiąc już o tym, jaką wspaniałą lekarką była. Zawsze, gdy chciałem zwolnienie z czegoś albo ktokolwiek z mojej rodziny potrzebował jakichś badań, ona to załatwiała. Żałowałem, że nie mogłem nic zrobić, aby ją uratować, szef innej kliki rozkazał swoim ludziom zabić matkę Carly, bo bliźniacy powybijali ich ludzi.
Jednak wracając do urodzin Carly, ja zostałem w siedzibie, a chłopaków wysłałem na kilka luźnych akcji. Byłem pewny, że bliźniacy, jak i reszta przyjaciół czarnowłosej, świętują jej urodziny, więc była mała szansa, że pójdzie coś nie tak. Mojej siostry nie było już ponad cztery godziny, a ja coraz bardziej zaczynałem się martwić. Nie odbierała telefonu, nawet przez lokalizację nie mogłem jej namierzyć, bo cwaniara ją wyłączyła. Kiedy miałem jechać jej poszukać, dziewczyna wpadła do mojego biura zapłakana.
― Co się stało? ― zapytałem przerażony. Dziewczyna wtuliła się we mnie i jeszcze bardziej się rozpłakała. ― Gwen, ktoś Cię zaatakował?
― Nie, ale... ― urwała i znów się we mnie wtuliła. ― Carly, ona.... ― zacząłem kręcić głową. ― Nie żyje. ― dokończyła. ― Byłam w lesie za miastem. Siedziałam na drzewie, z daleka widziałam wielką polanę, tam Carly miała imprezę urodzinową. ― cały czas szlochała. ― Patrzyłam na fajerwerki, ale nagle usłyszałam huk. Ktoś niedaleko mnie stał ze snajperką, strzelił do niej.
― Jesteś pewna, że nie żyje? ― zapytałem. ― Może ją uratują. ― wzruszyła ramionami. ― Widziałaś, chociaż kto to?
― Nie, ale to na pewno facet. ― pociągnęła nosem. ― Ale to nikt od nas, bo jak mnie zauważył, to uciekł. ― uniosłem brew. ― Nie strzelił, bo ja celowałam do niego. Nie zdążyłam oddać strzału, ręce mi się trzęsły. Byłam przerażona, ja ją wciąż kocham, ona...
― Uratują ją. ― powiedziałem pewnie. ― Zobaczysz. ― pocałowałem ją w czubek głowy. ― Znajdziemy tego faceta i odpłacimy mu za to. Nieważne kto to był, zapłaci za to.
Mijały dni, nie miałem żadnych informacji o śmierci czarnowłosej, dlatego byłem pewny, że przeżyła ten postrzał i miała się dobrze. Nie widywałem jej na mieście, a z tego co się dowiedziałem, wypisała się ze szkoły. Nie dostałem jednak informacji o tym, gdzie się przeniosła. Nie miałam też pewności, że mieszkała cały czas w tym mieście, ale wystarczyło mi to, że żyła i prawdopodobnie miała się dobrze.
Pewnego dnia poszedłem z Gwen do klubu, bo chciałem, aby się rozerwała. Od tamtego dnia, zamknęła się w sobie, co strasznie mnie wkurzało. Rozumiałem, że ją kochała, ale przecież była żywa. Po kilku godzinach, spotkałem kilka dziewczyn, które miały zamiar się zabawić. Były młode, miały może tyle lat, ile moja siostra, więc dla mnie było to idealne. Zaprosiły nas do loży, gdzie siedziało trzech chłopaków i Carly. Kamień spadł mi z serca, tak samo, jak Gwen, która się na nią rzuciła. Mnie zdziwiło to, że zmieniła towarzystwo, a obok niej nie było Simona ani nawet Shawna. Później okazało się, że oni wszyscy chodzili do jednej klasy, gdzie później chciała się przepisać blondynka. Była pełnoletnia, więc miałem mało do gadania, jednak mimo to, chciałem mieć pewność, że będzie tam bezpieczna, bo siostrzeniec bossa Dagger uczył w tej szkole, a żeby było jeszcze ciekawiej, miał być jej wychowawcą.
Nie zdziwiło mnie to, że czarnowłosa się wkurzyła, kiedy nas zobaczyła. Zraniliśmy ją oboje, a ona tak szybko nie zapomina, a o wybaczeniu też nie było mowy. Od jej porwania zmieniła się, nie ubierała się ciągle na czarno i była bardziej komunikatywna i pewna siebie. Cieszyłem się z tego, bo nie chciałem, aby miała takie relacje, jak z ludźmi z naszej starej szkoły.
Miałem tylko nadzieję, że Gwen nie zrobi niczego głupiego, nie chciałbym jej odbijać z rąk Paula, zwłaszcza po tym, co zrobili tym dzieciakom. Nie znałem dokładnej przyczyny, ale nie obchodziło mnie to. Davis był mściwy i za byle wybryk torturował, i zabijał. Nieważne czy to jego ludzie, czy nie.
#######
Naprawdę myśleliście, że w tej części będzie ten sam strzelec? 🤣
Przypominam, że na 1000 gwiazdek robię maraton!
CZYTASZ
OWCA ZMIENI SIĘ W WILKA
Teen FictionII CZĘŚĆ! Gdy czarnowłosa wróciła do domu, nie mogła ukryć szczęścia, że znów mogła patrzeć na te "zakazane mordy". Tyle z nimi przeżyła, byli dla niej, jak rodzina. Poprawka, oni byli jej rodziną. Kochali, dbali, troszczyli się o nią. Mimo tego, co...