Od tych feralnych wydarzeń minęło kilka miesięcy, już niedługo miał być koniec roku szkolnego, a ja byłam wkurwiona, że Sfinks jeszcze nic nie zaczął mówić o Blaisie. Od śmierci jego dziwki, zaczął być jeszcze bardziej toksyczny, niż był wcześniej. Uwalił połowę klasy z hiszpańskiego, przez co każda dziewczyna musiała iść do niego na poprawy, które odbywały się od razu po lekcjach. Wiele dziewczyn miało tego dosyć i poszły ze wszystkiemu do dyrekcji, która wszystko przekazała wyżej. Z tego, co się dowiedziałam, mieli go wywalić ze szkoły, a co za tym szło, mój jakże wspaniały plan miał pójść, się jebać.
A co się działo w domu? Wszystko i nic, moja relacja z Shawnem nie poprawiła się, a nawet pogorszyła. To wszystko było za sprawą Aleca, który zakolegował się z większością osób. Z większością, bo oczywiście "Państwo S" mieli do niego jakieś "ale". Simon ze mną nie gadał, chyba że prosił mnie o popilnowanie Lily, kiedy opiekunki nie mogły przyjechać. Zgadzałam się, bo nie mogłam dopuścić do pozbycia się wszystkich ludzkich odruchów.
Co do mojego brata i do tego, jak się czuł, to nie było tragicznie. Nie załamał się aż tak, jak się bałam, a z tego, co mówił mi Brudny Pies, to nie miał żadnych samobójczych myśli i nie migał się od żadnych akcji. Zachowywał się normalnie, jakby nic złego się nie wydarzyło.
― Aniołku? ― spojrzałam na Aleca, który w samych dresowych spodniach, wszedł do mojego pokoju. Od kiedy zobaczył, że zajmowałam się Lily, zaczął mnie tak nazywać. ― Masz ochotę jechać na przejażdżkę? ― chyba zapomniałam wspomnieć, że Alec, jako jedyny zlitował się nade mną i zaczął mnie uczyć, prowadzić samochód oraz motocykl.
― Paul coś ode mnie chciał. ― mruknęłam, zakładając bluzę. ― Jak to nie będzie nic ważnego, to mogę jechać. ― chłopak poszedł ze mną do biura Demona, który kazał mi jechać i zabrać hajs za dragi od dilerów.
Razem z Alecem wsiedliśmy na nasze motocykle, po czym ruszyliśmy pod odpowiedni adres. Droga nie była zbyt długa, więc już po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Odebraniu hajsu za dragi zawsze wyglądało tak samo: zaczynało się od wyzwisk, a na samym końcu dilerzy błagali o to, aby dać im jeszcze czas na zebranie reszty pieniędzy. Co się działo w trakcie wszystkiego, to nie muszę chyba tłumaczyć. Grożenie śmiercią ich i ich rodzin było standardem.
Kiedy odwieźliśmy pieniądze szefowi, pojechaliśmy na przedmieścia, aby trochę pojeździć. Lubiłam to robić, czułam się wtedy wolna, żadne konsekwencje nie mogły mnie dopaść, a przynajmniej w teorii. Czasami się ścigaliśmy po ulicach, co później kończyło się ucieczką przed policją, ale na szczęście za każdym razem udawało nam się zwiać, nie zdradzając, gdzie mieszkaliśmy.
Jeśli chodzi o moje relacje z zielonookim, to były znakomite! Mało, kiedy się w czymś nie zgadzaliśmy, ale nigdy nie miałam takich awantur, jak z Shawnem lub Simonem. Może to miało związek, z tym że mieliśmy podobne charaktery i w dodatku on też był kiedyś dręczony w szkole.
Co do Gwen i Toma, to powoli się zaaklimatyzowali w naszym domu, chłopaki już nie patrzyli na nich aż taką pogardą, jak wcześniej, a to wszystko za sprawą Willa, który złapał z Tomem wspólny język. Często spędzali ze sobą czas, za to blondynka zaprzyjaźniła się z Nickiem, któremu pomagała, kiedy wrócił do domu. Przez jakiś czas chłopak jeździł na wózku inwalidzkim, ale to tylko dlatego, że miał połamane nogi i lewą rękę. Oprócz tego, wstrząs mózgu i krótkotrwałą amnezję, która powoli zaczynała mijać. Cieszyłam się, że wszystko wracało do normy, musiałam się jeszcze pozbyć Blaisa, ale z tym był większy problem.
― Jedziemy na obiad? Głodny jestem. ― powiedział chłopak, kiedy zatrzymałam się obok niego. Na potwierdzenie jego słów, poklepał się po brzuchu, a pomimo że miał kask na głowie, wiedziałam, że patrzył na mnie uśmiechnięty.
CZYTASZ
OWCA ZMIENI SIĘ W WILKA
Teen FictionII CZĘŚĆ! Gdy czarnowłosa wróciła do domu, nie mogła ukryć szczęścia, że znów mogła patrzeć na te "zakazane mordy". Tyle z nimi przeżyła, byli dla niej, jak rodzina. Poprawka, oni byli jej rodziną. Kochali, dbali, troszczyli się o nią. Mimo tego, co...