Rozdział 14

5.3K 183 20
                                    

Nasz wspólny wypad wyszedł nawet nieźle, obie świetnie się bawiliśmy. Nie spodziewałam się, że będzie tak dobrze. Pominę fakt, że jakiś dziecian wpadł we mnie z watą cukrową i przez resztę dnia cała się lepilam. Peter wygladał się uroczo kiedy starał się zmyć z mnie wate, nawet chciał wrócić za mną do domu, żebym się przebrała, ale zaprotestowalam przecież nic takiego się nie stało.

Teraz, obie wiedzimy na werandzie popijając czerwone wino przy zachodzie słońca. 

- Jak sądzisz, z kim mam iść na wesele Milen? Mam do wyboru Marka albo Jaroda - zadaje mi pytanie przyjaciółka 

- No wiesz... Ja ich kompletnie nie rozróżniam, ale wydaje mi się, że znacznie lepiej bawiłaś się z Jarodem. 

- Masz rację, następnym razem zapytam. A ty kogo zabierzesz, pamiętaj Milen mnie zabije jeśli Cię nie będzie, w końcu obiecałaś jej swoje wokalne wykonanie na jej weselu. 

- Ale to było w wieku sześciu lat, nie miałam pojęcia, że to zapamięta. 

- Znasz ją na tyle, że powinnaś wiedzieć, że zawsze pamięta to czego nie ma. 

- Eh... Coś wymyślę najwyżej zabiorę psa twojej mamy jako przyzwoitke. 

- Ginger jest zbyt uparty i leniwy na te fuche. Może zabierz kogoś z roku, może Jacka - kiedy przypomina mi o Jacku od razu przypomina mi się tamto zdarzenie.

- Nie wiem, nie rozmawiałam z nim od ostatniej imprezy. - mam nadzieję, że nie będzie drożyć tego tematu, bo nic jej nie mówiłam

- Powinnaś z nim pogadać, chłopak zakochał się w tobie po uszy daj mu szanse, ale pamiętaj ja jestem w TeamNick.

- Dobra skoro jesteś w TeamNick - robie cudzysłów w powietrzu - to dlaczego pcharz mnie w ręce Jacka. - mówie z wyrzutem.

- Bo wiem, że w suptelny sposób powiesz mu, że nic z tego nie będzie. - mruga w moją stronę. 

- Zastanowie się - mówie pi chwili. - Idę spać. Dobranoc. - wstaje z leżaka zabierając ze sobą kieliszek.

- Dobranoc i żeby Ci się mój ulubieniec przyśnił. - kręcę głową na słowa na jej słowa.

- Wariatka, ale i tak Cię kocham- przytulam się do niej

- Ja ciebie też lampucero, ale zapamiętaj sobie, że jestem pierwszą druchną i matką chrzestną waszych przyszlych dzieci. - krzyczy kiedy już jestem w środku. 

Już nic nie mówię tylko kręcę głową na pomyśli tego rudzielca. 

Biorę szybki prysznic i wręcz rzucam się na łóżko odpływając w krainę Morfeusza...

▪︎▪︎▪︎▪︎▪︎▪︎

Kolejnego dnia budzę się o świcie skoro świt z ogromem nowej energi. Mam taką ochotę się biegać i skakać, że szybko ubieram się w spodenki i bluzkę ma ramiążkach i idę pobiegać do pobliskiego lasu.

Zostawiam Rose tylko kartkę, że poszłam biegać. Wkładam słuchawki i płynę wzdłuż leśnej ścieżki. 

Zastrzymuje się kiedy brakuje mi. Siadam na trawie i biorę głębokie wdechy.

Cześć I : Dupek, a jednak Kocha Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz