Rozdział 19

4.3K 166 6
                                    

Wychodzimy z mojego domu i kierujemy się do zaparkowanego na ulicy wozu, od którego wszystko się zaczęło. Czarne camaro i pomijając to, że wpadłam do szpitala nie żałuję tego zdarzenia, bo po co żałować tego co już się stało?

- Dziękuję - mówie kiedy Nick otwiera mi drzwi.

- Bardzo proszę

Zapinam pasy, a Nick wchodzi do auta.

- To gdzie jedziemy?

- Niespodzianka. Nie lubisz ich? - pyta widząc moją kwaśną mine

- Tak, jakoś nie jestem przekonana do życia w niewiedzy.

- To ta niespodzianka będzie jedną z lepszych jakie Ci pokaże.

- Dziękuję - odzywam się po chwili

- Za co? - pyta wyraźnie zbity z tropu.

- Dziękuję za kwiaty.

- Nie ma za co. Zawsze lepiej rozpocząć dzień z zapachem świeżych róż.

- W zupełności masz rację. - zgadzam sie z nim w zupełności i przemilcze fakt narzekania mojej mamy.

W pewnym momencie zatrzymujemy się na jednej z ulic.

- Zanim dotrzemy na miejsce muszę zakryć Ci oczy.

- Mam nadzieję, że nie chcesz wywieść mnie do lasu - żartuje, co dozwajemnia delikatnym śmiechem.

Wyciąga z marynarki granatowy materiały pasek.

- Odrócić się - prosi, co wykonuje.

Odgarnia moje włosy z czoła, a miękki materiał odziewa moje oczy.

- Gotowe, możemy jechać dalej. - odpowiada, a ja poprawiam się i ruszamy dalej.

- Tylko nie podglądaj

- Postaram się - mówię z uśmiechem

Niewiem ile jeszcze jedziemy, ale jestem skłonna stwierdzić, przez chwilę staliśmy w korku.

- Jesteśmy na miejscu - mówi, przerywając moje myśli.

Staram się wymacać pas, co nieudolnie prawie mi sie udaje,prawe, bo przy okazji położyłam dłoń na jego udzie i to chyba dość blisko jego krocza, bo usłyszałam jak wciąga powietrze. A ja po raz kolejny tego dnia spaliłam buraka.

- Pomogę Ci - mówi i słyszę kliknięcie odpietego pasa.

Ściągam pas. Biorę w dłoń torebkę.

- Dziękuję - mówię, kiedy Nick podaję mi dłoń, abym mogła wyjść z auta.

- A teraz mam do ciebie jedną prośbę.

- Jaką?

- Zaufaj mi. - przez moje ciało przechodzą miliony dreszczy, kiedy szepce mi do ucha.

- Dobrze. - mówie

Nick obbejmuje mnie w talii i prowadzi niewiem gdzie.

- A teraz uważaj schody. - informuje mu i powoli je pokonujemy - Ostrożnie - łapie mnie kiedy potykam się - Okey, teraz idziemy prosto.

Resztą drogi do punktu docelowego w akompaniamencie śmiechu, bo albo to ja jestem taką niezdarą, albo to jego towarzystwo wpłyna na mnie tak, że potykam się o własne nogi.

- Jesteśmy na miejscu. - mówi zabierając dłoń ze swojej talii

Czuję jak odwiązuje przepaske.

Mrugam kilkakrotnie przyzywajając się do światła.

- Wow

- Podoba Ci się? - pyta, a jego dłoń znów ląduje na mojej talii

- Tu jest pięknie, mieszkam tu tyle lat, jeszcze nie wiedziałam tego miasta z takiej wysokości.

- Czyli podoba Ci się.

- Jeszcze się pytasz. Tu jest niesamowicie

Widok Nowego Jorku o tej godzinie jest niedopisania. Wręcz zapiera dech w pieśniach. Zakochałam się. Widok tak cudownego zachodu słońca...Nigdy go nie widziałam z takiej perspektywy.

- Cieszę się, że Ci się spodobało, chciałem Ci pokazac widok zachodzącego słońca. Niespodzianka chyba Ci się spodobała.

- Bardzo, jest cudowna.

- A teraz zapraszam Cię. - kieruję wzrok tam gdzie pokazuję i nie wiem co powiedzieć.

Stolik przykryty białym obrusem nakryty dla dwóh osób.

- Niespodziewałam się po tobie kolacji o zachodzie słońca na dachu.

- Widzisz nie jestem taki przeiwdywalny.

- Nawet bym tak nie pomyślała

Podchodzimy do stolika, Nick jak na dżentelmena przystało przysuwa za mną krzesło.

- Napijesz się wina? - kiwam głową, a on wstaję i nalewa mi do kieliszka białe wino.

- Nick, a tak właściwie to gdzie myj jesteśmy? - pytam odstawiając kieliszek.

- Na dachu, mojego domu

- Zawsze mysłałam, że na takich dachach są baseny, a tu - rozgladam się i widzę szary wypaczynek na drewnianym podeście, wokół krawędzi dachu są rośliny i lapki. - mile mnie zaskoczyłeś.

- Dziękuję, zamiast pływania wole siłownię.

- Zauważyłam myśle

- Dzięki

- Co? - mówię zaskoczona - powiedziałam to nagłos.

- Tak, ale to był miły komplement.

Kilka minut później, stoi przed nami kolacja, którą są poledwiczki z suszonymi śliwkami.

Po pysznej kolacji i kilka lampek wina później siedzimy razem w salonie przy palącym się kominku, a ja czuję, że alkohol w moich żyłach wyraźnie zaczął się ujawniać.

- Oh to było świetnie - wycieram kąciki oczu o tuszu, bo zaraz pękne ze śmiechu.

- Pięknie się uśmiechasz. - kieruję swój wzrok na jego twarz gdzie błąka się zawadiacki uśmiech.

- Um...dziękuję ty również ślicznie się uśmiechasz - mam rację, za dużo wypiłam.

Chcę wziąść kolejny łyk wina, ale mój dzisiejszy towarzysz odbiera mi go i odstawia na stolik.

- Jesteś taka piękna - zbliża swoją twarz do mojej i muska moje wargi. - I wyjątkowa.

- Dzięki, ty również. - delikatnie go całuję

- Jesteś niesamowita - kręci głową, czuję jego dużą ciepłą dłoń na moim udzie. - Każda inna skakałaby przedemną jak tresowany piesek. - kąsa moją wargę i wplata swoją dłoń w moje włosy.

- Ale ja nie jestem jak każda.

- I to jest właśnie najlepsze. - wpija się w moje usta i namiętnie całuje co odwzajemniam....


Resztę pozostawie waszej wyobraźni🙃😉

Cześć I : Dupek, a jednak Kocha Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz