Rozdział 17

4.2K 157 4
                                    


- Jestem! - słysze krzyk przyjaciółki z dółu, kiedy jestem w pokoju Bruna. - Gdzie ty jesteś! Jane!

Zostawiam brata w pokoju, prosząc go aby  postkładał ubrania na przebranie.

- Rose masz szczęście, że mojej mamy nie ma w domu. Wiesz co myśli o twoim darciu. - mówie schodząc ze schodów.

- A moja wina, że nigdzie Cię nir widzę jak pukam.

- Słońce zacznijmy od tego, że ty nie pukasz, ty wchodzisz jak do siebie.

- No fakt.

- Jak chcesz coś zjeść to w luchni jest sernik, ja idę na górę.

- Spoko. Idę jeść.

Wracam na górę gdzie Abby wychodzi ze swojego pokoju z torbą.

- Masz wszystko gotowe? - pytam, na co kiwa głową- klapki kąpielówki, czepek, ręcznik - wymieniam starając powiedzieć wszystko co potrzeba

- Tak, mam wszystko. - przerywa mi. - Rosse przyszła? - kiwam głową i odbieram od niej torbę.

- To dobrze, zejdź na dół, a ja idę do Bruna.

- Poskładałem! - chwali się kiedy przekraczam próg pokoju.

- Świetnie, teraz podaj mi torbę i będziemy chować - mówie, układajac ubrania w kupkę - Przynieś klapki, dobrze - proszę go pakując torbę.

Chwilę później torba jest spakowana, a ja schodzę na dół dwoma torbami basen.

- Pakować się do auta - mówie ze schodów taszcząc ich torby - Weźcie psa! - mówie zan nimi

Rodzeństwo skierowało się do wyjścia, a ja weszłam do kuchni, w ktorej zastałam przyjaciółkę bacznie przyglądającą się bukietowi kwiatów.

- Stara od kogo dostałaś te kwiaty? - atakuje mnie przyjaciółka od progu kuchni - Facet ma gest.

- Też to zauważyłam - mówię zabierając kluczyki od auta. - Dobra choć, muszę zawieść dzieciaki na basen.

- Mogę na wynos - podnosi opakowanie z sernikiem w środku - Okres mam, podziele się

- No dobra, weź - wdycham, na co rudzielec z uśmiechem wzija z blatu pudełko.

Zamykam dom, sprawdzam pasy u dzieciaków chowam do bagażnika torby i wyjeżdzam z domu.

Droga na basen zajmuje nam półgodziny i całe szczęście udalo nam się ominąć nadcohdzące korki.

Parkuję pod budynkiem basenu, wychodzimy całą piatką z samochodu, gdzie na schodach czeka na nas, instruktor pływania i ratownik Martin.

Moje nastoletnie marzenie, przystojny opalony hiszpan. Niestety starszy o dziesięć lat, a dodatkowo zaobrączkował się z jedną z ratowniczek.

- Witam moich ulubionych małych pływaków. Piątka - kuca i dzieciaki przybijają mu piatki i wchodzą do środka - Cześć dziewczyny - wita się z nami - Daj wezme tę torby - podaję mu torby - Co tam u was? - zagaduje

- Tak jak zwykle, beznadziejnie do dupy - odpowiada przyjaciółka trzymająca na rękach szczeniaka.

- Co się stało z twoim optymizmem?

- Wyparował - odzywa się - Ale za to Jane ma nowego przyjaciela - wskazuję na szczeniaka.

- Pogłaskałbym go, ale przez alergie się wstrzymam.

- Odebrać ich o trzeciej. - pytam

- Tak, jakbyś się spóźniła to zaczekam z nimi.

- Dzięki, cześć Milen - uśmiecham się widząc drobną blondynkę - małżonke Martina

Cześć I : Dupek, a jednak Kocha Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz