Rozdział 15

4.8K 160 6
                                    

- W końcu w domu. - mówie kiedy parkuje na pojeździe domu. - Rose wstawaj. - szturacham ją kiedy widzę, że śpi z wtulonym z nią psiakiem

- Jeszcze pięć minut. - mruczy wtulając się w Happy'ego

- Rose, jesteśmy miejscu. Choć, położysz się do łóżka.

- Co? Już jesteśmy - rozgląda się zdezorientowanym wzrokiem - Idę do łóżka. - Otwiera drzwi

- Masz klucze - podaje je jej i zabieram szczeniaka.

Rose wchodzi do domu, a ja wjeżdzam do garażu. Zamykam bramę i puszczam małego do ogrodu.

Cisza i dźwięk świerszczy to jedyne co słyszę. Pocieram dłońmi o ramiena starając się choć o odronine ciepła.

Przecieram oczy i ziewam ze zmęczenia. Wstaję z schodów i wołam szczeniaka. Biorę z kuchni miseczkę i po przejzeniu lodówki kroje szczeniakowi trochę wedliny na talerz. Uprawniam się, że Rose, zamknęła drzwi i idę na górę.

Nalewam w łazience wody i kładę wszystko w kącie pokoju gdzie rozścielam koc.

Zamykam drzwi od pokoju ściągam buty rzucając je gdzieś w kąt. Sciągam spodenki i skarpetki. Przesuwam przyjaciólke na drugi koniec łóżka i kładę się obok niej. 

Jednak nie dane jest mi odpłynąć do krainy snu, bo słyszę uporczywe skumlenie pod łóżkiem. Otwieram jedno oko. 

- No choć maluchu - przemawiam do zwierzaka i biorę go na łóżko - No już przestań i spać - mówię kiedy liże mnie po dłoni. 

Happy wtula się we mnie, a ja w końcu odpływam w kaine Morfeusza. 

Następnego dnia budzi mnie coś mokrego... na twarzy. Kiedy mrużę oczy widzę zadowolonego psiaka siedzącego na moim brzuchu. 

- Dlaczego ty mnie budzisz? - zadaje mu pytanie, ale on tylko drepcze po mnie swoimi małymi łapkami. - Chcesz iść na spacer? - jak mi się chce wstawać. Wyczujcie ten sarkazm. 

Zerkam na zegarek na szafce nocnej o cholera. Jest piąta dwadzieścia. Chyba właśnie teraz uświadomiłam sobie, że to będzie wyglądać tak codzienne. 

Dobra Jane nie bądź taką pesymistką, przynajmniej nauczysz się wczesnego wstawania. Mówi mi głos z tyłu głowy. 

No nic jak trzeba to trzeba. 

Wstaje z łóżka próbując nie budzić Rose i idę do łazienki. Po załatwieniu porannej toalety. Wyciągam z szafy luźne dresy i białą koszulkę z dekoltem w łudke. Włosy wiąże w niedbałego koka i schodzę na dół, a tuż za mną szczeniak. 

Zabieram z wieszaka bluzę i wychodzę na taras, Happy biegnie przed siebie, ja staram się dobudzić. 

Nie mam pojęcia ile stoję na oparta o ścianę, a robi mi się zimno. Niby mamy środek lipca, a dla mnie poranki nadal są chłodne jak w maju. 

Postanawiam wziąść prysznic, kieruje się do schodów jednak odwracam się w kierunku drzwi słysząc dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. 

Otwieram oczy że zdumienia widząc to co widzę. 

- Mamo... - wykrztuszam z siebie widząc postać mojej mamy namiętnie całującą się w jakimś mężczyzną. 

Na dźwięk mojego głosu obydwoje odskakują od siebie jak poparzeni. 

- Yyy.. Jane nie wiedziałam, że już przyjechałaś. - mówi wyraźnie zmieszana - Może was przedstawię. To jest Brian mój znajomy ze studiów, o którym Ci wspominałam. - wskazuję na mężczyznę obok niej - Brian to moja córka Jane. 

- Miło mi Cię poznać Jane, szkoda, że w tak niekomfortowych okolicznościach.  

- Mi również miło Pana poznać - uśmiecham się życzliwie w stronę mężczyzny 

- To ja może będę już szedł. - odzywa się przerywając ciszę i coraz bardziej gęstniejącą atmosferę. - Do zobaczenia później. - kieruję slowa do mojej mamy - Do widzenia Jane 

- Do widzenia panu

Mężczyzna znika za drewnianą powłoką drzwi. A ja wpatruje się w moją mamę. 

- Skarbie nie patrzą się tak na mnie. Mi też należy się coś od życia. 

- A czy ja coś mówie - absolutnie nie mam jej za złe, że się z kimś spotyka, ale raczej nie spodziewałam się, że dowiem się o tym w takich okolicznościach - Napijesz się czegoś? - proponuję kierując się do kuchni 

- Nie dziękuję, pójdę się położyć. -pewnie ktoś ją nieźle wykończył tej nocy - Jane?! - aż podskakuje na jej podniesiony ton głosu i w ostatniej chwili łapie szklankę, która wyślizgnęła mi się w dłoniach 

- Tak mamo? - Oo już wiem co chce. Myślę kiedy widzę ją wpatrującą się w szczeniaka na schodach 

- Kto to? - mróży oczy

- Yyy.. No to jest pies - mówię uśmiechając się w jej stronę 

- Przecież wiem, że to jest pies. Ale co ten pies tu robi. 

- Znalazłam go zaplontanego w krzakach. Może zostać proszę? - teraz czuję się jak pięciolatka proszącą mamę o pieska - Jest grzeczny, będę się nim zajmować. - robię chyba najlepszą minę jaką mogę w tej sytuacji zrobić. 

- Och no dobrze. - przybijam sobie piątkę w myślach - To jak się wabi? - pyta głaszcząc go po małym pyszczku

- Happy 

- No to Happy bądź grzeczny, a ja idę spać. Jane pamiętaj, że masz dziś jechać po Abby i Bruna. 

- Dobrze

Kilka godzin później wukopana najedzona i gotowa na kolrjną podróż tym razem do oddalonego o kilks godzin małego miasteczna na południe od Nowego Jorku.

Moja mama jechała na rozprawę, a ja wraz z moim małym towarzyszem jesteśmy w drodze do farmy mojego wujostwa.

Odwiozlam Rose do jej mieszkania i byłam tak dpbrym człowiekiem, że pomogłam jej zataszczyć jej walizki przez cztery piętra bez windy, której jeszcze nie naprawili, bo jakoś nie wyobrażałam sobie jej z tymi walizkami. 

- To jak Happy gotowy na kolejną podróż - przemawiam do szczeniaka siedzącego na fotelu obok mnie. 

Na moje pytanie Happy jedyne szczęka zaczyna merdać swoim małym ogonkiem. 

Cześć I : Dupek, a jednak Kocha Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz