Pozdrawiam wszystkich zakatarzonych. Przepraszam, że rozdział jest tak późno, bo moim zdaniem powinien być już w czwartek, ale mój mózg nie funkcjonuje i fatalnie współpracuje.
Ps. Macie pomysł jak szybko wyzdorwieć?
- Wstajemy skarbie - szepcze do jej ucha dłonią sunąć po jej gładkim udzie - Pora wstawać
- Proszę jeszcze pięć minut - mówi zaspanym głosem bardziej wtulając sie w mój tors
- Dobrze, ale ja wstaję
- Ale poczekaj ze mną jesteś taki ciepły. - odwraca się w moja stronę - Zjemy razem śniadanie?
- Oczywiście kochanie, dla ciebie wszystko. - całuję ją w czoło i przysuwam do siebie
- Jesteś wspaniały, ale okey muszę wstać. Mam dzisiaj w oracy kocioł przyjeżdżają jacyś kontrahentci z Michigan i pan Harris strasznie się stresuje, co również mi się udziela. - mruczy swoim słodkim głosem
Jemy razem śniadanie, a potem podwórze ją do pracy, ubrała tą niebieską sukienkę wygladała tak cudownie, że miałem ochotę nie wypuszczać jej z samochodu.
Jadę prosto do firmy, gdzie podobnie co moja dziewczyna mam ważne spotkanie, ale w stosunku do niej potrafię opanować nerwy.
- Witam pana panie Davis - witam się z mężczyzną uściskiem dłoni i zapraszam do swojego gabinetu. - Czy napije się pan czegoś?
- Chętnie proszę kawę. Może przejdziemy do rzeczy. Ma pan umowę?
- Oczywiście proszę spocząć, już pokazuje.
Całe szczęście, że wszystkie warunki umowy mu odpowiadały i mogliśmy ją od razu podpisać. Żegnam się z nim i wracam do papierów przedemną.
Proszę Gwen o filiżankę mocnej kawy, bo przyda się. Zerkam na zdjęcie moje i Jane na, kiedy dwa miesiące temu kiedy zabrałem ją do Londynu. Była tak zachwycona i szczęśliwa.
Wracam do pracy i w miedzy czasie muszę wrócić do domu po prapiery.
- Tak słucham - odbieram telefon
- Nick? Tu Rose. Jane znikneła. Dom wygląda jak pobojowisko. Bruno i Abby są przerażenieni. Na podłodze jest krew. - słyszę spnikowany głos dziewczyny, a ja mam wrażenie jakby coś uciskało mi klatkę piersiową i miało ją zmiażdzyć.
- Niczego nie ruszaj. Zaraz tam będę. - rzucam krótko i wybiegam z domu.
Nie, nie to nie prawda. Rozmawiałem z nią wieczorem. Była w pracy. Cieszyła sie. Była taka radosna. Jeśli cos jej sie stanie nic mnie nie powtrzyma zabić każdego kto jest odpowiedzialny za jej krzywdę.
- No odbierz ten pierprzony telefon. - warcze wciskajac gaz do dechy.
- Witam Cię drogi przyjac...
- Ray nue teraz musisz mi pomóc. Zabierz swoich chłopaków i jedźcie do domu mojej dziewczyny zaraz wyśle Ci adres.
- Wow jasne, ale co się stało?
- Nie wiem. Sam nic nie wiem jedźcie na miejsce ja tam zaraz będę
Wysylam mu adres i kilka minut później jestem na miejscu. Gdzie już stoi radiowóz, a na ulicy zebrała siŕ grupka ludzi.
- Nick gdzie Jane? - słyszę pytanie Bruna, który kiedy tylko mnie widzi przyrula się do mnie. - Dlaczrgo nie wraca?
- Ej kolego, nie płacz. Jane wróci. Poczekaj zaraz przyjdę. - stawiam go na ziemi, a jakaś starsza kobieta zajmuję się nim .
- Co się stało, Rose?
- Nie wiem, dzwoniła do mnie, że mam odebrać dzieciaki od opiekunki, bo musi coś odebrać. Jak tylko przyjechałam zobaczyłam porozrzucane krzesła, a na podłodze była krew. Nick gdzie ona jest.
- Gdzie jest jej mama?
- Rozmawia z policją, ona też nie wie co sie mogło stać.
- Rosalie uspokoj się. Histeria to ostatnie czego potrzebujemy. - rzucam i kieruję się do policjanta
- Dziękuję to wszystko. Będziemy panią informować jeśli będą postepy w sprawie
- Dziękuję, proszę ją znaleść
- Pani Brown, wiadomo już coś. - podchodzę do matki Jane
- Nie Nick, niestety. Jane zniknęła bez śladu. Boże co jeśli stanie się coś złego. Nie mogę jej stracić.
- Spokojnie, znajdziemy ją. Zaraz tu będzie mój znajomy z komisarz będzie musiała pani z nim porozmawiać. Może będzie pani pamietać.
Chryste mówię kiedy wchodzę do środka domu. Porozwalane krzesła, rowalony stolik krew na schodach.
Jane gdzie ty jesteś?
CZYTASZ
Cześć I : Dupek, a jednak Kocha
Romance.Już chciałam otworzyć drzwi, ale w ostatnim momencie ktoś wjechał na ostatnie miejsce I uderzyłam się drzwiami w głowę - Kurwa człowieki pojebało Cię do końca - krzyknęłam wychodząc z auta - To nie była moja wina- kierowca wyszedł z auta o Jezu t...