Rozdział 9

5K 207 9
                                    

Chciałam porozmawiać z Nickiem o tym przeklętym artykule, ale nie mogłam się do niego dodzwonić, więc po wystukaniu nazwy jego firmy i odnalezieniu w ten sposób adresu wsiadłam w samochód i skierowałam się pod adres.

Jestem w trakcie przemierzania kolejnych nowojorskich drapaczy chmur, kiedy jestem na miejscu parkuje samochód i idę kieruje się dk wejścia. 

Wchodzę do nowoczesnego biurowca urządzonego podobnie jak moeszkanie Nicka w minimalistycznym i surowym stylu.

Podchodzę do recepcji.

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - mówi recepcjonistka, której głos przypomina mój transplatator

- Dzień dobry ja do pana Nicolasa Collinsa

- Pani godność - mówi wpisując coś do komputera

- Jane Bronw - wypowiadam, a ona unosi wzrok z monitora i patrzy na mnie

- Proszę iść do windy na 17 piętro. Korutarzem prosto i powinna pani znaleść gabinet prezesa

Wchodzę do metalowej puszki, wciskam odpowiedni guzik, a po dojechaniu pod właściwe pietro przemierzam korytarz według wskazuwek recepcjonistki

Muszę stwierdzić, że dziwnie się czułam idąc i czując na sobie dziwnie spojżania niektórych ludzi, głównie kobiet choć nie mam pojęcia o co im chodziło.

- Przepraszam czy była pani umówiona- słyszę  kiedy docieram do oszklonej części.

- Nie, ale ja tylko na moment

- Przykro mi, ale prezes nie przyjmuję nie umówinonych wizyt. - mówi swoim chłodnym oficjalnym tonem.

- Proszę panią ja tylko na chwilę

- Dobrze - wzdycha, łamiąc się pod moim wzrokiem niczym kot ze Shreka - Może uda się coś zrobić. Jak się pani nazywa?

- Jane Bronw

Kobieta podnosi słuchawkę 

- Panie Prezesie. Ma pan gościa, Pani Jane Brown, Oczywiście, panie prezesie

Odkłada słuchawkę

- Proszę usiąść, za chwilę może pani wejść.

Siadma na jednej z czarnych foteli, a sekretarka, asystenka nie wiem kim jest wrwca do swoich zajęć.

Zerkam na zegarek, który wskazuję za pieć trzynastką i poprawiam torebkę na kolanach.

- Może pani wejść - mówi kobieta wskaując na drzwi, ze złotą tabczką,

Prezes Collins Company
Nicolas Collins


Otwieram drzwi i od razu dochodzi do mnie zapach męskich perfum, które pamiętam z ostatniego spotkania z tym przystojnym dupkiem.

Powoli idę w głąb pomieszczenia widząc właściciela tego miejsca. Stoi do mnie tyłem patrząc na panoramę miasta.

- Cześć - odzywam się

Ugh czemu on zawsze tak dobrze wygląda ma jakiś specjalmy sprey czy coś ja czasami żeby doprowadzić sie do pożadku muszę ponad godzinę siedzieć w łazience.

- Witaj Jane - posyła mi swój uśmiech ukazując szereg białych zębow - Napijesz się czegoś? - pyta wskazując na średniej wielkości sofie

- Może wody - zajmuję miejsce naprzeciw niego

- Adeline przynieś mi szklanke wody i kawę - mówi przez interkom chłodnym i oficjalnym tonem

- Oczywiście panie prezesie

Zajmuję miejsce naprzeciwko mnie

- Co Cię do mnie sprowadza? - pyta bacznie mnie obserwując

- Chyba się domyślasz dlaczego do ciebie przyszłam.

- Chodzi o ten artykuł. Przepraszam Cię nie sądziłem, że bedą pisać o tobie. Dzwoniłem do redakcji tego szmatławca napiszą specjalne przeprosiny dla Ciebie.

- Dziękuję, nigdy nie byłam w takiej sytuacji i nie dokońca wiem jak się zachować, wiec wolałam to wyjaśnić.

- Nie martw się dlatego masz mnie, a teraz jeśli pozwolisz zaproszę Cię na przeprosinową kawę

- Chetnie się zgodzę - uśmiecham się do niego

Po rozmowie z Nickiem i kawie postanowiłam pojechać do kancelari mamy, dzieciaki są na miesięcznych wakacjach u cioci Mey i wuja Scotta, więc pewnie siedzi teraz nad papierami.

Wchodzę do budynku i z uśmiechem na ustach wędruję do recepcji gdzie urzęduje promieniująca uśmiechem na twarzy około trzydziestoletnia włoszka.

- Dzień dobry Francesca

- Witaj Jane - mówi z delikatnym uśmiechem

- Mama u siebie? - pytam zabierajac niesfirny kosmyk z twarzy

- Tak, ale przyszedł do niej jakiś mężczyzna nijaki Johny Foster

Mam wrażenie, że moja akcja serca dramatycznie przyszpiesza

- Kiedy?

- Chwilę temu. Jane coś się dzieje? - widzę w jej oczach zdezorientowanie

- Weź moje rzeczy - kładę na blat torebkę i idę w kierunku gabinetu mamy

Przez uchylone drzwi słychać podniesione głosy.

- Czego chcesz? Nie masz czego tutaj szukać - slyszę głos mamy 

- Porozmawiać

- Nie mamy o czym

- Mamy.

- Ciekawe o czym przypominam sobie

- A ja tak. Może o Jane i o tym jak ją wychowałaś

- Jane jest bardoz dobrze wychowana jakiś zastrzeżenia- podnosi głos

- Tak. Jak ją wychowałaś! Zachowuję się jak dziwka!! Wyskoczyła mu do łóżka dla kasy - słyszę krzyki ojca, a w mouch gardle formuje się niewyobrażalna gula

- Coś ty powiedział - otwieram drzwi i patrzę na niego w niedowierzaniu

- To co słyszałaś - patrzy na mnie z pogardą - Nie tak Cię wychowałem

- Nie tak mnie wychowałeś - śmieje się mu prosto w twarz - Teraz to ty mnie wychowałeś. Jesteś śmieszny. - patrzę na biego z nienawiścią- Przyjeżadzasz tu po sześciu latach, po sześciu pieprzonych latach!! I co myślisz...., że będziesz mi mówić jak mam żyć, że będziesz mnie krytykować. Oo nie! Tak nie będzie. Stanełyśmy na nogi ułożylismy sobie życie, a ty śmiesz mieć jakieś prawa do mnie. Twoja żonka też Ci wyskoczyła do łóżka za kasę?! Co też! Że jesteś taki obeznany

- Jane spokojnie - słyszę głos mojej mmay

- Nie, nie spokojnie. Koniec z tym spokojnie. Czekałam sześć cholernych lat, że powiedzieć temu skurwielowi co o nim myśle. To ja pomagałam i byłam przy mamie po porodzie  Bruna i twoim wyzbyciu się odpowiedzialności. To ja wspierałam mame kiedy spierdoliłeś do Atlanty, byłam wtedy kiedy mnie potrzebowali. A ty gdzie byłeś!! No gdzie kyrwa byłeś. Pieprzyłeś dziewczyny, które mogły by być twoimi córkami, pamiętasz Christine moją koleżankę, z którą miałeś romans jak miała szesnaście lat. Pamietasz!?! Ty śmiesz nazywać jeszcze mnie, mnie dziwką. Bo co?! Bo zobaczyłeś gazetę?! Bo twoja cholerna żonka popsuję sobie reputację u kosmetyczki. A nawet jeśli bym mu wyskoczyła do łóżka to tylko i wyłącznie moja sprawa tobie gówno do tego. Mam do ciebie jedną rzecz. Wypierdalaj z tego miejscs miasta i naszego życia i nigdy w życiu nie chce Cię tu widzieć- cedzę przez zęby, ocierając łzy, którę spłynęły.

- Dowidzenia - słyszę tylko jego cierpki ton, bo łzy zamazują mi widok

- Już dobrze Jane. - wtulam się w moją mamę - Jego już nie ma. - masuję moję plecy. - Jestem przy tobie kochanie....

Cześć I : Dupek, a jednak Kocha Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz