Niedziela dla Taecyeona nie była zwyczajnym dniem, bo oznaczała zawsze to samo: leczenie kataru albo kaca, czyli niezależnie od tego, które mu dolegało, równało się to z wizytą w restauracji.
Najczęściej chodził tam sam, gdy już po południu wstał z łóżka, chociaż czasami do towarzystwa brał przyjaciół. Tego dnia musiał ogarnąć nie tylko siebie, ale i Wooyounga, swojego wieloletniego, dobrego przyjaciela.
Przetarł oczy i gwałtownym ruchem pociągnął kołdrę aby wyswobodzić ją spod jego ciężaru. Wooyoung mruknął coś, co brzmiało podobnie jak "Jiweon-ah", za co tylko Taecyeon uderzył go otwartą dłonią w nagie plecy. Zaraz zerwał się i wyprostował niemal na postawę wojskową, gdy swoje dłonie odrzucił do tyłu w pozycji podobnej do spoczynku.
- Nie jesteś Jiweon - rzucił, ledwo widząc przez sklejone snem powieki. - Cholera, Taec, pomyliłem łóżka.
- Ale przed czy po zaliczeniu laski z klubu? - odparł kąśliwie, wstając z łóżka i rzucając poduszką w Wooyounga. Zaraz po tym zaczął sprzątać po poprzednim wieczorze.
Rzucił Wooyoungowi swoją koszulkę, widząc, że przynajmniej miał na sobie bokserki. Domyślił się, że w środku nocy wyszedł do łazienki i pomylił pokoje, co oznaczało, że gdzieś nadal była wkurzona Jiweon - choć równie dobrze mogła mieć każde inne imię. Z Wooyoungiem i jego pamięcią po alkoholu bywało różnie.
Ratunkowe butelki wody zajmowały część podłogi, przynajmniej tą, po której już się nie dało chodzić. Taecyeon niemal siłą musiał wypchnąć Wooyounga z pokoju aby znalazł swoją wybrankę i odprowadził ją do domu, a sam musiał zająć się jednym z najbardziej żmudnych zadań; poszukiwaniem telefonu.
Słyszał jakieś pospieszne rozmowy w pokoju gościnnym, ale nie zastanawiał się nawet dlaczego wrócili do jego domu, a nie właśnie do Janga. Może kierowca taksówki miał ich dość, a może - co gorsza - właściciel klubu tak nakazał. Jeśli tak, Taecyeon nie miał nic przeciwko, bo i tak bez sensu byłoby się kłócić. Junho zawsze wiedział, co robić.
- Daj mi swój telefon - poprosił Taecyeon, wieszając się na drzwiach. Wooyoung niepostrzeżenie przymknął je, a Taecyeon nie zwracał nawet uwagi na widoczne kątem oka nagie plecy dziewczyny. Prawdę mówiąc, denerwowało go, że przyjaciel cały czas sprowadza sobie kobiety, o których zapomina na następny dzień. Sam nie był święty, ale przynajmniej jeśli ktoś wpadał mu w oko, zostawał z nim minimum kilka tygodni.
- Po co ci? - mruknął, macając się po kieszeniach.
- Nie mogę znaleźć mojego.
Wooyoung spróbował zostawić po sobie pomieszczenie w większym porządku, a Taecyeon przestał się tym już interesować. Wybrał swój numer, słysząc dzwonek w kuchni. Nie musiał nawet wysilać się z poszukiwaniami, bo urządzenie smutno leżało na blacie. Ciężko zgarnął je, odblokowując ekran i o mało nie upuszczając na ziemię.
Drzwi zatrzasnęły się, a Wooyoung zjawił się znowu w kuchni przez pytający wyraz Taecyeona. Jiweon nigdzie nie było, dlatego Taeyong nie pytał, choć zrobiło mu się jej trochę żal. Wydawała się całkiem przyjemna i pewnie nie zasługiwała na takie traktowanie. Ale z drugiej strony, to był jego przyjaciel, a nie on, więc nie mógł odpowiadać za to, co robił. Jeśli kazał dziewczynie wrócić, miał chociaż nadzieję, że dał jej pieniądze na taksówkę.
- Coś ty taki blady? - zagadnął stawiając wodę na kawę. - Wyglądasz co najmniej jakbyś ducha zobaczył. Dzwonił Nichkhun o pieniądze czy...?
- Moi rodzice. - Wyprany z emocji Taecyeon nie przejął się tym, raczej zmieszał. Jeśli dzwonili do niego rodzice, to znaczy, że mieli ważny powód, zwłaszcza jeśli dobijali się od sobotniego wieczoru dobrze znając zwyczaje syna.
Wooyoung zaczął się śmiać, za co Taecyeon miał ochotę rzucić w niego którymś telefonem. Poczuł się jakby pozostałości wczorajszej nocy zniknęły; zaczął się denerwować, wyobrażając sobie wszystko co najgorsze.
Ale przecież był dorosły. Miał własny zakład samochodowy, mieszkanie, rzadko wpadał w kłopoty, bo miał dobre znajomości. W teorii nie groziło mu nic, ale to nie wyjaśniało wcale tylu nieodebranych połączeń.
- Tylko mi nie mów, że będziesz miał rodzeństwo - palnął Wooyoung. Nie przejął się specjalnie strachem przyjaciela.
- Chyba nie chcę do nich oddzwaniać.
Wooyoung zalał dwie kawy i wyglądało na to, że zaraz poszuka portfela i kluczyków w drodze na śniadanie. Taecyeon westchnął. Nie mógł odwlekać tej rozmowy. Zaraz znów poczuł wibracje i gdy spojrzał na ekran, przypadkiem opluł się kawą.
- Cholera. Cholera! - wyjąkał między atakami kaszlu. - Chodzi o małżeństwo. Zaaranżowali mi je.
680 słów.
CZYTASZ
𝕴'𝖑𝖑 𝖇𝖊 𝖇𝖆𝖈𝖐 ✨ 2PM Taeckay
FanfictionKim Minjun - zdefiniowałby się jako zmęczony monotonią biznesmen, który mimo wszystko lubi solidny grunt, jaki trzyma pod nogami. Ok Taecyeon natomiast nie widzi w swojej codzienności nic, co chciałby zmienić; podoba mu się praca mechanika, siłownia...