Przez jakiś czas Taecyeon nie czuł szczególnej różnicy po ich jednoczącym wieczorze. Minjun wpuszczał go do siebie do domu i czasami sprawy załatwiał twarzą w twarz, a nie poprzez Chansunga, ale poza tym nie czuł żadnej większej bliskości czy swobody. Pewne było, że Minjun zachowywał się jakby nie doszło między nimi do żadnego spotkania; jakby Taecyeon prawie nie zgubił portfela, nie spał w jego domu, a Minjun nie wymienił jego zamków następnego dnia. Na dodatek zostawiając sobie klucz do jego domu.
Wywoływało to u Taecyeona śmiech. Za każdym razem uśmiechał się gdy tylko miał wrażenie, że Minjun ze wstydu zapadnie się pod ziemię na wspomnienie ich wypadu do arkady. Chciał dać mu już spokój, żeby nie przesadzić i nie stracić wszystkiego, co sobie zbudował, ale chęć spędzenia czasu z nim była silniejsza. W końcu tydzień posłuszeństwa trwał nadal.
Kiedy niemal zaspał do pracy we wtorek na własną zmianę, następnego dnia postanowił wykorzystać Minjuna do budzenia siebie. Sam nie wiedział, czy spodziewał się go ze śniadaniem do łóżka, ale gdy w środę rano usłyszał tylko swój dzwonek, trochę się zawiódł.
- Nie śpisz? To dobrze - powitał go Minjun. - Mogę się już rozłączyć.
- Dzień dobry, Minjun - odparł Taecyeon niewzruszony. - Ja też się cieszę, że słyszę twój głos. Nie, jeszcze nic nie jadłem, dlaczego pytasz?
Minjun westchnął. Nigdy nie miał humoru na takie rozmowy.
- Tylko żartuję - dodał Taecyeon lekko zmieszany, kiedy Minjun nie odezwał się więcej. - Jesteś w pracy?
- Ta - mruknął. - Jadę z sekretarzem Hwangiem i przeglądam listę gości na imprezę służbową. Tą, na którą uparłeś się pójść - podkreślił. - Lepiej żebyś zrobił tam dobre wrażenie i nie przyznawał się, że cokolwiek nas łączy.
- A łączy? - wciął mu się w słowo z nadzieją, po prostu nie potrafiąc się powstrzymać. - Minjun...
Minjun ostro zakończył, mówiąc, że jest już na miejscu. Taecyeon nie protestował, w myślach sobie obiecując, że odwiedzi go wieczorem i w ten sposób dokończy poranną rozmowę.
Tak naprawdę Minjun nawet nie był blisko miejsca docelowego.
- Może powinienem iść do kościoła, jak myślisz, sekretarzu Hwang? - zagadnął lekko, oglądając mijane budynki. - Myślisz, że ingerencja boska może tu pomóc?
- Panie Kim, tutaj nawet Budda nie pomoże - odrzekł szczerze. - Jeśli mogę dać panu radę, tutaj zadziała tylko kompromis albo separacja, nic innego. Przecież może pan z nim iść na ustępstwa, prawda? Pamiętam jak do tego doszło, że wybieracie się oboje w przyszły piątek... Więc jeśli robi pan coś dla niego, on też powinien ustąpić, czyż nie?
Minjun musiał się nad tym zastanowić. Zignorował fakt, że to głównie wina Chansunga i dlatego teraz Minjun honorowo spełniał zachcianki nieustępliwego Taecyeona. Pewnie gdyby poprosił go o coś, Taecyeon postarałby się tak samo jak na innych polach, przynajmniej w miarę swoich możliwości. Problem w tym, że Minjun nie myślał jeszcze czego mógłby chcieć od Taecyeona; on nie naciskał ani na spotkania, ani na poznanie się. Resztę mógłby sam sobie kupić czy zorganizować. Co mógł zaoferować mu Taecyeon aby to cierpienie było bardziej znośne?
Nie dało się ukryć, że w swoich działaniach Minjun był uparty i nieugięty i niestety taki sam był w uczuciach. Zrzucał je zawsze na drugi tor, w przeciwieństwie do Taecyeona, co doprowadziło do tego konfliktu charakterów. Ale przecież Minjun też miał swoje dobre strony; obowiązkowy i opanowany, odpowiedzialny i elegancki, a przy tym inteligentny i szarmancki. Minjun był typem człowieka, z którym nie chce się zadzierać żeby nie poznać jego gniewu, bo pod maską obojętności zawsze może kryć się prawdziwy wulkan. Łatwo zawierał nowe znajomości, kontakty biznesowe, lubił rozmawiać z kobietami. To absolutnie nie jego wina, że na jego drodze znalazł się Ok Taecyeon, jak tsunami uderzające w jego silny, stały grunt.
CZYTASZ
𝕴'𝖑𝖑 𝖇𝖊 𝖇𝖆𝖈𝖐 ✨ 2PM Taeckay
FanfictionKim Minjun - zdefiniowałby się jako zmęczony monotonią biznesmen, który mimo wszystko lubi solidny grunt, jaki trzyma pod nogami. Ok Taecyeon natomiast nie widzi w swojej codzienności nic, co chciałby zmienić; podoba mu się praca mechanika, siłownia...