Po podpisaniu dokumentów małżonkowie zdecydowali rozejść się, jakby do niczego między nimi nie doszło.
Taecyeon prawie nie słuchał szczegółów współpracy. Nie było mu to bardzo konieczne jeśli wszystkimi zmianami mieli zająć się Minjun i jego sekretarz, a on miał prowadzić zakład tak jak wcześniej. Przez całe spotkanie obserwował Minjuna; jego sztywne i sztuczne gesty, ledwie dostrzegalne drgnienia powiek, opanowanie i koncentrację. Wydawał się być wykuty z kamienia - tak samo twardy, trwały i zimny.
Nie trzeba było wiele by dostrzec, że Taecyeon stanowił jego absolutne przeciwieństwo. Czasem roztrzepany, raczej spontaniczny, otwarty i odważny człowiek. Chyba nikt, z wyjątkiem rodziców Taecyeona, nie mógłby mu nic zarzucić, dlatego już wiedział, że Minjun znajdzie w nim mnóstwo wad, jeśli był taki sam jak oni.
Kiedy wszystko zostało zakończone, rodzice pogratulowali sobie nawzajem - oczywiście rozbudowania firmy. Minjun wyszedł, a Taecyeon zaraz za nim. Z jakiegoś powodu nie chciał jeszcze zostawiać Kima samego.
- Minjun, zaczekaj - zawołał spokojnie, widząc, że ten już chce zamówić taksówkę. - Odwiozę cię.
Minjun chwilę mierzył go wzrokiem, ale zaraz zrezygnowany schował telefon i w ciszy potaknął. Zajmując miejsce pasażera wydawał się w tamtym momencie najnieszcześliwszą osobą na świecie.
- Skoro mąż kupuje mieszkanie, a żona meble... - zaczął Taecyeon niepewnie. - To składamy się na agencję mieszkaniową czy...?
- Daj spokój - uciął Minjun. Taecyeon szybko zauważył, że nie lubi żartować, choć mogło to równie dobrze być wywołane całą sytuacją i związanym z nią napięciem. On nie spodziewał się niczego szczególnego i sam siebie zdziwił spokojem, z jakim zaakceptował małżeństwo. - To wcale nie jest śmieszne. Wiem, że tak jest najlepiej dla naszych interesów, ale... Boże, mężczyzna, dlaczego mężczyzna?
- Aż tak ci przeszkadzam? - odparł, udając urażonego. - Co ci się we mnie nie podoba? Powiem ci coś wprost, Minjun. Wydajesz się spoko facetem, ale od początku masz do mnie problem. Co ty na to, żeby to zaakceptować? I tak tego nie zmienimy. Poddaj się.
- Ty niczego nie rozumiesz. - Kim powoli wypuścił powietrze z płuc aby pozbyć się napięcia. - Małżeństwo jest czymś nierozwiązalnym. Jest na całe życie. To są interesy i odpowiedzialność. Nie wydaje mi się żebyś był na to gotowy.
Taecyeon nie dał nic po sobie poznać, ale urażony mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. Wyszedł do Minjuna z sercem na dłoni, a ten zachowywał się jakby był jedynym pokrzywdzonym.
- Zawsze można wziąć rozwód - stwierdził. - Małżeństwo nie jest na całe życie. To dwudziesty pierwszy wiek. Jeśli nasze firmy będą wystarczające i będą w stanie istnieć niezależnie, wystarczy nam jeden dokument.
- Czy ty w ogóle nie słuchałeś? - fuknął już widocznie zdenerwowany. - Nie będziemy inwestować w nasze firmy oddzielnie, ale zamierzamy je połączyć. Twój zakład zostanie jeszcze bardziej rozbudowany, do kilku punktów w Seulu, bo będziesz działać pod szyldem Hyundaia. Tego nie będzie można rozdzielić. Jeśli odejdziesz, wykupisz filię albo zostaniesz z niczym
Taecyeon czuł jak bieleją mu knykcie na kierownicy.
- Więc jeśli nie zamierzasz się postarać i będziesz chciał wziąć rozwód, założymy sprawę, oddasz mi część pieniędzy, a ja oddam tobie firmę. Sam ją założyłem, bez pomocy rodziców. Myślisz, że będzie mi potrzebna pomoc męża?
Taecyeon w taki sposób zaakcentował ostatnie słowo, jakby chciał powstrzymać komentarz na temat rosnącego ego Minjuna. Jego natomiast jakby ta wiadomość zadowoliła i resztę drogi, całe szczęście znajomej Taecyeonowi, przebyli w ciszy. Gdy zatrzymał się na podjeździe, znów zdecydował się odezwać.
- Daj mi swój numer.
- Po co? - odparł niemądrze Taecyeon. Minjun wyglądał przez chwilę, jakby poślubił dwunastolatka i musiał udzielać mu odpowiedzi na podstawowe pytania.
Niemal machinalnie zacząłby dyktować, po czym stwierdził jednak, że woli sam się wpisać, więc sięgnął dłonią w stronę Minjuna. Kim niechętnie podał mu telefon.
Po wpisaniu swojego numeru pozwolił mu odejść, a Minjun nie raczył nawet się pożegnać. Zaczekał chwilę, a gdy tamten wszedł już do domu, przypomniał sobie o Wooyoungu. Postanowił zadzwonić do niego, chociaż był pewien, że przyjaciel i tak mu nie uwierzy w to, co się wydarzyło.
- O, to ty. - Wooyoung udał znudzony ton, ale odebrał w przeciągu sekundy, jakby tylko czekał na to połączenie ze zniecierpliwieniem. - Jak tam nowa pani Ok?
- Nie ma żadnej pani Ok - rzekł zgodnie z prawdą. - Kim Minjun jest mężczyzną i dzisiaj został moim mężem.
Wooyoung odsunął nieco słuchawkę od ucha i przez kilkanaście sekund nie mówił nic. W tle natomiast dało się usłyszeć czyjś mocny śmiech i Taecyeon wiedział już, że jego przyjaciel czas oczekiwania spędził z Junho; teraz Lee nie potrafił powstrzymać odruchu, niemal krzycząc, że stary Taecyeon sobie na to zasłużył.
- Ale przecież... Taecyeon, znamy się od dziecka... ty nie lecisz na facetów, prawda?
Taecyeon westchnął, chyba powoli rozumiejąc rozgoryczenie Minjuna. Nie spodziewał się po swoim najlepszym przyjacielu, że w poważnej sytuacji zacznie sobie z niego żartować. Może nie zwróciłby nawet na to uwagi, gdyby nie pomyślał od razu o Minjunie i jego świecie walącym się przez mężczyznę, który do niego wkroczył.
- A od kiedy w małżeństwie chodzi o miłość? Jasne, że nie lecę. Ale i ja, i moi starzy, i starzy Minjuna lecą na kasę.
Był to argument, z jakim ciężko wygrać, dlatego niemal wyobrażał sobie jak Wooyoung powoli kiwa głową. Junho pewnie dalej śmiał się w najlepsze albo wyszedł żeby zrobić sobie kolejnego drinka. A Taecyeon był zrozpaczony.
- Mam pomysł - wypalił Jang. Taecyeona przeszył nieprzyjemny dreszcz. Nie lubił takich pomysłów, nieważne, co jego przyjaciel miał na myśli. Znał ten ton. - Przyjdź z tym twoim kochasiem w weekend do klubu, co? Chętnie go poznamy, a i on pewnie ciekaw jest twoich znajomych.
CZYTASZ
𝕴'𝖑𝖑 𝖇𝖊 𝖇𝖆𝖈𝖐 ✨ 2PM Taeckay
FanfictionKim Minjun - zdefiniowałby się jako zmęczony monotonią biznesmen, który mimo wszystko lubi solidny grunt, jaki trzyma pod nogami. Ok Taecyeon natomiast nie widzi w swojej codzienności nic, co chciałby zmienić; podoba mu się praca mechanika, siłownia...