🥀Chapter 4🥀

1.6K 65 3
                                    

Dzisiejszy dzień był dla Eight zbawieniem, oazą w której mogła się zatrzymać. Niedziela. Dziewczyna nie poszła na śniadanie, gdyż była pogrążona w dość głębokim śnie. Od dnia, w którym jej jasny nadgarstek zdobił znak The Umbrella Academy nie spała prawie w ogóle myśląc o tym jak ich ojciec mógł zrobić coś tak obrzydliwego, oznaczyć ich. Ten znak był teraz dla niej przypomnieniem. Przypomnieniem, że nigdy nie była, nie jest i nie będzie normalną nastolatką. Przypomnieniem o tym gdzie jest i do kogo należy. Naznaczył ich jak jakieś zwierzęta. Dziewczyna oczywiście przeżywała to najbardziej z całego jej rodzeństwa. Na przykład Klaus zignorował temat i cieszył się, że w tak młodym wieku posiada tatuaż. Brunetce jednak nie było dane dłużej pospać, gdyż w całym domu uruchomił się alarm. Pomimo tego, że dziewczyna nie musiała wstawać z łóżka i tak to zrobiła. Ten alarm oznaczał wezwanie na jakąś akcję, misję. Wszyscy po chwili stali już w holu i opuścili dom. Całej tej sytuacji Eight oraz Vanya przyglądały się ze schodów, gdyż nigdy nie pozwalano im uczęszczać w akcji razem z ich rodzeństwem. Dziewczyny ubrały się i ruszyły do salonu. Usiadły na kanapie i zaczęły rozmawiać. Ich konwersację przerwała ich mama, która akurat sprzątała. Widać było, że szkoda jej brunetek. Próbowała umilić im poranek, więc zaprosiła je do kuchni i podała im pucharki lodów. Eight uwielbiała bakaliowe, za to Vanya preferowała czekoladowe. Kiedy dziewczynki zjadły swój deser, do domu wróciło ich rodzeństwo wraz z ojcem. Numer Siedem od razu zaczęła o wszystko wypytywać, w przeciwieństwie do Eight, która uważała, że niedorzeczne jest trzymanie ich tutaj skoro w niczym nie mogą uczestniczyć. Nie była ciekawa co się stało i co kto zrobił, więc wyszła z kuchni i wróciła na kanapę w salonie. Rozłożyła się na niej i oglądała swoje zadbane paznokcie.
- Co ty tak sama? - zapytał Klaus, który przyszedł po chwili i usiadł obok swojej siostry.
- Nie ciekawi mnie co kto zrobił na tej misji skoro ja nie mogę nawet w niej uczestniczyć. - odparła leniwie brunetka.
- Zawsze mnie ciekawiło dlaczego ojczulek nie chcę cię brać na nasze misję. Przecież twoja niewidzialność mogłaby się nam przydać.
- Też jestem tego zdania.
- Oj jakaś ty skromna. - westchnął chłopak, a Eight obdarzyła go chwilowym spojrzeniem z uśmiechem na ustach. Kiedy Numer Cztery opuścił salon, opuściła go i brązowooka. Zaczęła przemierzać akademię bez jakiegokolwiek celu. Chodziła przyciemnionymi korytarzami, które oświetlały tylko nieliczne lampy i światło słoneczne, wchodzące do domu przez odsłonięte okna. W jednym z korytarzy spotkała mamę, która czyściła ramki obrazów.
- Cześć mamo. - powiedziała, a kobieta odpowiedziała jej miłym uśmiechem. Jak brunetka uznała, że to co robi nie ma sensu, postanowiła iść do swojego pokoju. Łapała już za klamkę do drzwi kiedy naszła ją dziwna ochota zajrzenia do Allison. Przesunęła się trochę w lewo i lekko zapukała, po chwili otworzyła drzwi. Jej siostra właśnie siedziała na łóżku wraz z Lutherem.
- Co tam, Eight? - zapytała, a blondyn, który siedział na przeciwko niej przewrócił teatralnie oczami.
- A nic. Tak tylko przyszłam - odparła - To ja nie przeszkadzam. - westchnęła i wyszła z pokoju dziewczyny. Wiedziała od dłuższego czasu, że Allison i Luther mają się ku sobie. Tak na prawdę nikt w tym domu nie był żadnym rodzeństwem. Po prostu mieszkali razem pod jednym dachem lecz wszyscy traktowali siebie jako rodzinę. Brunetka położyła się leniwie na swoim łóżku i patrzyła się w sufit. Miała chwilę dla siebie i w ogóle nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Leżała tak przez dłuższy czas nie odrywając wzroku od białego sufitu, tak jakby było coś na nim bardzo interesującego. Kiedy wybiła godzina obiadu wszyscy zjawili się przy stole oprócz ich ojca. Skoro jego nie było, dzieci spokojnie mogły wymieniać między sobą zdania.
- Dlaczego go nie ma?
- Może coś się stało?
- To pierwsza taka sytuacja. Zawsze przychodził.
- Ciekawe dlaczego go nie ma.
- Gdzie jest Vanya? - wtrąciła się Eight w wymianę pytań pomiędzy resztą rodzeństwa. Każda osoba spojrzała w jej stronę, a później na miejsce gdzie zawsze siedziała ich siostra. Wszyscy byli zdziwieni obecną sytuacją. Po raz pierwszy ojciec nie przyszedł na wspólny posiłek, a na dodatek nie było też ich siostry. Każdy był ciekawy co się dzieję. Z domu zniknęli Reginald, Pogo, Grace oraz Vanya. Rodzeństwo nie miało pojęcia co robić.
- A jeśli coś im się stało? - powiedziała w pewnym momencie Allison.
- Szczerze w to wątpię ale ciekawe gdzie oni są. - odparł Five.
- Jak myślicie, a może ktoś ich porwał? - zapytał Klaus na co wszyscy przewrócili teatralnie oczami. - No co?
- Daj spokój Klaus. - powiedział Luther. Numer Jeden. Zawsze pierwszy do wszystkiego. Eight nie lubiła go. Strasznie ją irytował. Po chwili zrezygnowali z poszukiwań i wszyscy poszli do salonu. Siedzieli tak przez kilka minut czekając na to, aż ktoś wróci i doczekali się. Do salonu wszedł ich ojciec.
- Co wy tu robicie? Idźcie do pokoi. - powiedział Reginald. Wszyscy zdziwieni wstali z miejsc, na których siedzieli i ruszyli do swoich pokoi, tak jak nakazał im ojciec. Tylko jedna osoba nie ruszyła się z miejsca. Wstała i stanęła sztywno przed Sir Reginaldem. Była to Eight. Brunetka stała i nie miała zamiaru się ruszać dopóki nie dostanie odpowiedzi na swoje pytanie.
- Gdzie jest Vanya? - spytała patrząc się w oczy swojego ojca.
- Idź do pokoju Numerze Osiem.
- Nie ruszę się stąd dopóki mi nie odpowiesz na moje pytanie. - Reginald westchnął głośno.
- Numer Siedem odpoczywa i radzę jej nie ruszać. Teraz idź do pokoju.
- To nie Numer Siedem tylko Vanya. - odparła brązowooka i poszła do swojego pokoju. Zdezorientowana oparła się o swoje drzwi i zamknęła je na klucz.

-----------------
Hejka
Kolejny rozdział tej książki i mam nadzieję, że się podobał.

*906 słów.

Eight Hargreeves | Ta co sprawia kłopotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz