,,Nie było widać mi gaci?"
Moja relacja z Peterem po sobocie stała się... Dość słodko-zabawną. W prawdzie w szkole Liz go wielokrotnie porywała, ale nie byłam nawet zazdrosna. Chłopak co wieczór jak kładł się spać pisał mi dobranoc i niezasypiał dopóki mu nie odpisałam. Tak samo rano pisał cześć i życzył miłego dnia. Za każdym razem gdy był z Liz i mnie zauważył, uśmiechał się ciepło i mi machał, a ja odwzajemniałam gest. Co zabawne Ned myślał, że jest taki szczęśliwy, bo w końcu mógł się zbliżyć do Liz, a tak naprawdę Peter codziennie wysyła mi wiadomość, w której odlicza do dnia, w którym nie będzie już związany z Liz. Było po nim widać, że to najdłuższy tydzień w jego życiu. Chodził cały czas podekscytowany i gdy tylko miał okazje zerkał w moją stronę. Nie było to jednostronne. Sama czułam się jakbym chodziła po chmurach. Na widok każdej jego wiadomości uśmiechałam się jak głupia do sera. Było trochę wrażenie jakbyśmy byli Romeo i Julią. Liz była odpowiednikiem rodzin, a my mimo jej istnienia cały czas myśleliśmy tylko o sobie. Tyle, że w tej historii nikt nie umrze, a ja z Peterem po prostu czekamy.
Gdy nastąpił dzień Homecomingu cała szkoła zdawała się o wiele bardziej podekscytowana i rozkojarzona. Ja i Peter nie byliśmy inni, ale cieszyliśmy się z innego powodu. Za każdym razem gdy ktoś mówił o balu posyłaliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenie, po czym wybuchaliśmy śmiechem. Śmiechem nie rozbawienia, a szczęścia.
Zajęcia się w końcu skończyły i wszyscy rozeszli się w mgieniu oka. Nawet odwołali dzisiaj uczniom koze, żeby mogli się przygotować na wieczór. Razem z tłumem wychodziłam ze szkoły gdy nagle ktoś pociągnął mnie do tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam Petera. Uśmiechnełam się, a chłopak zaczął mnie ciągnąć w przeciwną stronę. Posłałam mu pytające spojrzenie, ale chłopak uśmiechnął się tylko szerzej. W końcu doszliśmy w jakiś zaułek korytarza, który był totalnie pustu.- Czemu mnie tu zaciągnąłeś? - zapytałam.
Chłopak bez słowa się do mnie przytulił, chowając głowę w zagłębieniu mojej szyi. Objęłam chłopaka i odwróciłam głowę w jego kierunku. Uśmiechał się szeroko i miał zamknięte oczy. Wyglądał strasznie uroczo. Do tego zaprowadził mnie w jakiś zaułek tylko, żeby móc się do mnie przytulić.
- Wiem, że mówiłaś, że w tym roku nie idziesz na Homecoming, ale przyjdź - wyszeptał wprost do mojego ucha - proszę.
- Po co? - zapytałam.
- Tak po prostu - powiedział, podnosząc głowę - dla mnie.
- Nie mam wyjścia? - zaśmiałam się, a chłopak przytaknął - dobra, skoro mam przyjść to musimy iść.
- Jeszcze chwilka - powiedział i ucałował kącik moich ust - możemy iść.
Zrobiłam się czerwona i ruszyłam za Peterem w stronę wyjścia. Brunet cały czas uśmiechał się szeroko.
Gdy wróciłam do domu od razu poszłam do pokoju. Wyjęłam tą sukienkę co miałam ostatnio. Założyłam ją i poszłam do łazienki, żeby się wyczesać. Po ułożeniu jako tako włosów, nałożyłam makijarz. Napisałam do Mishelle, że jednak idę na Homecoming. Dziewczyna po jakimś czasie przyszła.
Ostatecznie około jakiejś dziewiętnastej dotarłyśmy na miejsce, w którym miał się odbyć bal. W tym roku impreza zdawała się o wiele bardziej ogarnięta. Muzykę słychać było nawet na zewnątrz. Razem z MJ usiadłam przy jednym ze stolików. Po jakimś czasie na salę wszedł Ned. Pomachałam do chłopaka.- Z tego co pamiętam mówiłaś, że nie idziesz na Homecoming - powiedział Ned, siadając obok nas.
- Żadne z nas nie miało w tum roku przyjść - odpowiedziałam, śmiejąc się.
- No, ale muszę wspierać przyjaciela - powiedział Ned - Przecież to jego pierwsza randka, do tego pierwsza dziewczyna i kto wie? Może pierwszy pocałunek?

CZYTASZ
Czarodziejka | Peter Parker
FanfictionSara Strange to córką byłego chirurga i aktualnego mistrza sztuk mistycznych Stephena Strange. Po latach wraca do Queens, gdzie jej tata ma rozpocząć budowę nowego sanktuarium. Zostawiła tam przyjaciela, którego dobrze pamięta. Ale czy on pamięta ją...