,,Artefakty mają płeć?"
- Tak, pójdę sama. Potem przyjdę i dam znać jak poszło - westchnęłam cicho w słuchawkę, poprawiając materiał szaty w lustrze.
- Tylko jeśli nie wyjdzie to się nie załamuj... mówiłaś, że to artefakt wybiera ciebie, a nie ty jego, więc może po prostu twój jeszcze cię nie znalazł - stwierdził Peter, a ja usłyszałam jak poprawia się na łóżku.
- Ale nie rozumiesz. To jest chyba czwarte podejście - usiadłam ciężko w fotelu przy biurku i zaczęłam się kręcić na boki.
- Będziesz próbować do skutku, dasz sobie radę - pocieszał mnie, gdy ja nerwowo stukałam paznokciami o biurko.
Dzisiaj w końcu tata postanowił mnie zabrać do nowego sanktuarium, co oznaczało kolejne podejście do znalezienia mojego artefaktu. Niestety nie jest to takie proste. Nie mogę sobie wziąć, którego chcę, bo oczywiście wszystko musi mieć swoje zasady. To dość irytujące.
- Sara, jesteś gotowa? - zapytał mnie tata, wchodząc do pokoju.
- Tak, już... Pete, potem zadzwonię. Muszę już lecieć - powiedziałam; wywróciłam oczami i wstałam, naciągając lekko materiał.
- Rozmawiasz z Parkerem? - zapytał mnie tata, a ja kiwnęłam głową.
- Jasne, trzymam kciuki. Do później - powiedział chłopak, kończąc połączenie.
Spojrzałam ponownie w lustro, poprawiając włosy i westchnęłam cicho.
- Wiesz, że artefakty nie patrzą na wygląd? One nawet oczu nie mają - stwierdził mój tata.
- "Wyglądasz ślicznie córeczko, nie musisz się tyle poprawiać" dzięki tato, to miłe - powiedziałam, zerkając na niego - stresuję się po prostu, dobra?
- Rozumiem cię, ale twój stres jest bezpodstawny - westchnął cicho - zbierajmy się już.
...
Stanęłam przed wielkim budynkiem, który na pierwszy rzut oka nie wyróżniał się szczególnie na tle innych. Jedynie posiadał przy dachu charakterystyczne okrągłe okno. Tata położył dłoń na moim ramieniu i uśmiechnął się do mnie lekko. Rozejrzałam się wokół i powolnym krokiem ruszyłam do środka. Otworzyłam wielkie drzwi, a przed moimi oczami pojawiły się wielkie schody. Weszłam nimi niepewnie do góry, gdzie znajdowało się coś na wzór muzeum. Różnorodne artefakty były ułożone na odpowiednio przygotowanych miejscach. Część z nich była na ścianach, inne za to w szklanych gablotach. Oglądałam każdy z osobna z uwagą, czekając aż może któryś się ruszy, lub zrobi cokolwiek. Po paru godzinach spojrzałam smutno na tatę. Nic, żadnej reakcji. Westchnęłam, przeklinając się w myślach, że nie wzięłam ze sobą telefonu. Wtedy bym mogła zadzwonić do Petera, lub cokolwiek.
- To nie ma sensu - poprawiłam włosy, powoli kierując się do wyjścia.
- Poczekaj Sara, może jeszcze cię któryś nie zauważył? - powiedział tata, jednak w jego głosie słyszalne było zwątpienie.
- To nie ma sensu - powtórzyłam.
Po chwili poczułam jak coś oplata mnie w pasie i przytrzymuje. Złapałam się za czoło i odwróciłam, przekonana, że były to ramiona taty. Jednak za mną nikt nie stał, co mnie bardzo zdziwiło. Dalej czułam uścisk, a jakaś siła ciągnęła mnie do środka.
- Tato, to nie czas na żarty. Nie musisz mnie wciągać. Nic tu nie ma dla mnie. Po prostu się nie nadaję, tyle - spojrzałam na górę gdzie stał tata.
- To nie ja... lepiej spójrz w dół - odpowiedział.
Wywróciłam oczami i spojrzałam w dół, po czym pisnęłam w zaskoczeniu. W pasie oplotła mnie krwisto czerwona, długa szarfa. Po chwili mnie puściła i wsunęła na moje ramię, klepiąc lekko mój polik. Zachichotałam, przyglądając się jej. Po chwili znacznie się skróciła i owinęła wokół mojego nadgarstka.
- Co to jest? - zapytałam, uśmiechając się szeroko i oglądałam kawałek materiału z każdej strony.
- Tak zwana Trzecia Ręka - powiedział, powoli podchodząc - jak widziałaś zmienia długość i żyje własnym życiem. Jeśli nauczysz się z nią współpracować może być potężną bronią.
Szarfa zaczęła się wydłużać, sunąc wzdłuż mojego ramienia. Po chwili oplotła moje włosy, związując je w wysoką kitkę. Poprawiłam ją lekko i spojrzałam na tatę, który przyglądał mi się z dumą wypisaną na twarzy.
- Teraz możesz nazywać się mistrzynią - powiedział spokojnie, a ja szybko się w niego wtuliłam. Nie musiałam czekać długo, żeby zamknął mnie w uścisku.
Poczułam jak szarfa się przesuwa, jednak dalej trzymała moje włosy. Spojrzałam do góry. Materiał drapał się o brodę mojego rodzica, na co zareagowałam cichym śmiechem.
...
Usiadłam na łóżku, lekko stukając paliczkiem w czerwony materiał, który dalej trzymał moje włosy. Sięgnęłam telefon, podciągając nogi i oparłam się o poduszki. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam, było wybranie numeru. Po dwóch sygnałach w słuchawce rozniósł się przyjemny dla mojego ucha głos.
- Już wróciłaś do domu? I jak? - zapytał szybko Peter.
- Tak, jak chcesz to przyjdź - powiedziałam, próbując brzmieć tajemniczo.
- Zaraz będę, ale udało ci się? - dopytał, a w tle słychać było, że się przemieszcza.
Westchnęłam cicho w odpowiedzi.- Jestem już w drodze - powiedział, rozłączając się, na co zareagowałam cichym śmiechem.
Po niespełna piętnastu minutach usłyszałam pukanie w okno. Szybko poderwałam się z miejsca i otworzyłam je, wpuszczając chłopaka do środka. Poprawiłam kitkę, uśmiechając się dumnie. Brunet zamrugał parę razy.
- Zmieniłaś fryzurę? - zapytał, spoglądając na moje włosy.
- Nie tylko - zaśmiałam się cicho, wyciągając do przodu dłoń, a szarfa puściła moje włosy wydłużając się, po czym oplotła mój nadgarstek - tadam!~
- To jest ten cały artefakt, o którym mówiłaś? - zapytał, ja energicznie pokiwałam głową - mówiłem, że dasz radę... jak to się nazywa?
- Trzecia Ręka... chociaż jak dla mnie brzmi zbyt poważnie - pogładziłam lekko szarfę palcem, a ta się rozszerzyła, jakby rozkładając.
- To ją nazwij... lub go - zrobił przerwę - artefakty mają płeć?
- Nie, ale Trzecia Ręka jest jak imię, więc raczej nie mogę tego nazwać - stwierdziłam, lekko drapiąc szarfę.
Peter wzruszył ramionami, po czym objął mnie w pasie, opierając głowę o moje ramię. Spojrzałam na niego, uśmiechając się szeroko, co chłopak odwzajemnił. Poczułam jak przyjemne ciepło powoli się roznosi po moim ciele, a serce przyśpieszyło lekko rytmu. Uwielbiam uczucie towarzyszące najdrobniejszym czułostką ze strony bruneta. Lekko cmoknęłam jego czoło.
- Może nie imię, ale możesz dać temu przezwisko - stwierdził, łapiąc moją dłoń, na której znajdowała się szarfa - Szarfek na przykład.
- Szarfek - zaśmiałam się cicho, a materiał lekko podniósł się jednym z końców i jakby pokiwał, na co Peter parsknął śmiechem - no to Szarfek.
Szarfa rozciągnęła się oplatając mój nadgarstek i ten Petera. Chłopak splótł nasze palce, opuszczając dłonie. Delikatnie przyłożyłam swoje wargi do tych jego. Dosłownie ułamek sekundy później usłyszałam jak otwierają się drzwi, a po chwili słyszalne było chrząkanie mojego taty. Zacisnęłam usta, odsuwając się lekko. Peter momentalnie się spiął.
- Skoro już przywitałeś się z moją córką, to może teraz przywitasz się ze mną, hm?

CZYTASZ
Czarodziejka | Peter Parker
FanfictionSara Strange to córką byłego chirurga i aktualnego mistrza sztuk mistycznych Stephena Strange. Po latach wraca do Queens, gdzie jej tata ma rozpocząć budowę nowego sanktuarium. Zostawiła tam przyjaciela, którego dobrze pamięta. Ale czy on pamięta ją...