-11-

1.9K 80 66
                                    

  ,,Nie wypada tak mówić w obecności damy"

  Wczoraj się rozpakowałam, a potem wszyscy poszliśmy zjeść kolacje i później spać.
Obudził mnie krzyk Tony'ego, który nadzierał się, że mamy wstawać jeśli chcemy przed wyjściem zjeść. Poszłam do łazienki i obmyłam twarz. Ubrałam się w czarne spodenki z wysokim stanem i koszulkę z napisem
Some people need high-five
In the face
With a chair
Wyszłam z pokoju. Tony nadal się nadzierał, bo nie wszyscy wyszli. Przywitałam się z nim i poszłam na śniadanie. W stołówce siedział już Buck, Steve i Sam. Dosiadłam się do nich.

- Ranne ptaszki? - zapytałam z szerokim uśmiechem.

- Ty się ze mnie nabijasz? - zapytał Sam.

- Ja? Się z kogoś nabijam? Nie, no coś ty - odpowiedziałam sarkastycznie przeglądając menu śniadaniowe - zamówiliście już coś?

- Nie, kelner jeszcze nie przyszedł. Wołamy go od kilku minut - powiedział trochę już poddenerwowany Steve.

- To do zamówienia dopiszcie dużą porcję jajecznicy z kiełbasą i sok winogronowy - powiedziałam odkładając menu z uśmiechem na twarzy.

- Jasne, ale najpierw musi przyjść ten zasrany kelner - wysyczał przez zęby blondyn.

- Ejejej, język staruszku. Nie wypada tak mówić w obecności damy. - powiedziałam grożąc palcem .

- Sam, widzisz gdzieś tu jakąś damę? - zapytał rozglądając się Bucky.

- Nie. Widzę tylko nastolatkę z za dużym ego - powiedział Sam uśmiechając się złośliwie.

- Ej! - szturchnęłam czarnoskórego.

- Mówię tylko prawdę - wzruszył ramionami Sam.

- Dobra, jak uda wam się dostać do kelnera i coś zamówić to dzwońcie, ja idę do Peter'a - powiedziałam wstając.

- Miłość rośnie wokół nas! - zaśpiewał Bucky.

- Nie bądź taki do przodu staruszku, bo cię z tyłu zgwałcą - powiedziałam z podłym uśmiechem idąc do wyjścia.

  Doszłam do apartamentu. Tony nadal nadzierał się, bo parę osób nadal nie wyszło z pokoi. Tym razem jednak dopominał, żeby założyć stroje kąpielowe, bo po śniadaniu idziemy na spacer, a potem na plażę, więc weszłam do pokoju i otworzyłam walizkę w poszukiwaniu kąpielowek. Wyjęłam wszystko i włożyłam ponownie. W pokoju rozległo się pukanie.

- Wejść! - rozkazałam przerzucając zawartość walizki.

- Cześć - przywitał się ze mną Peter.

- Hej, Pete - powiedziałam głosem bliźniaczek z Lśnienia odwracając powoli głowę w sposób, który wywołał dreszcze na skórze bruneta - widziałeś moje stroje kąpielowe?

- Heh - przełknął głośno ślinę - Jedne leżą obok ciebie - wskazał palcem na strój w pajęczynę.

- Tak, wiem. Gdzie reszta? - zapytałam obracając się przodem do Parker'a.

- Skąd mam wiedzieć? - zapytał przedłużając znacznie s na początku skąd.

- Pete, Pete... Pete - zaklaskałam w dłonie, za każdym wypowiedzianym Pete - cóż mam zrobić skoro nie umiesz kłamać?

- Umiem. Jakbym nie umiał to, by cała szkoła wiedziała kim jest Spider-man - odpowiedział pewniej.

- Ale mnie nie jesteś w stanie oszukać. Za bardzo cię znam - powiedziałam, stając zaraz przed jego twarzą - jak kłamiesz twój wrok lata po całym pomieszczeniu, byle nie w twarz osoby, którą oszukujesz. Maskujesz jąkanie. I najważniejsze nie jesteś w stanie skłamać mi w twarz gdy jest ona milimetry od twojej. Patrzysz mi wtedy w oczy, a gdy to robisz nie jesteś w stanie kłamać, bo masz jakieś zasady moralności.

- Jak ty..?

- Normalnie. Znam cię na wylot Parker. Wiem jak zachowujesz się w określonej sytuacji, więc w większości przypadków gdy kłamiesz jestem obok, by pomóc - powiedziałam uśmiechając się promieniście - Ale skończmy ten wywód. Gdzie są moje stroje kąpielowe?

- Eh... Gdy szłaś na śniadanie Ned ci je wziął, bo uznał, że będzie zabawnie zobaczyć twoją reakcję - odpowiedział mi Peter wymijająco.

- Peter... ja się pytam gdzie są, a nie kto je zabrał.

- One... Ned zaniósł je do siebie i schował pod łóżko - powiedział gryząc dolną wargę ze zdenerwowania.

- Dzięki - powiedziałam całując go w policzek i odsuwając się.

- Ned mnie zabije - powiedział, a na jego twarzy pojawiły się rumieńce.

- Nie martw się. Nie zdąży - powiedziałam z dość psychicznym uśmiechem - Najpierw ja go ukatrupie - wyszłam z pokoju.

- Ej, Tony - szturchnęłam starszego w ramię - Ned wychodził z pokoju?

- Co? A... Tak, poszedł już na śniadanie - odpowiedział wracając do uderzania w drzwi pokoju Wandy, która nadal nie wstała.

  Weszłam do sypialni Ned'a i podeszłam do łóżka. Przykucłam patrząc pod nie. Jak mówił Peter, znajdowały się tam moje stroje. Weszłam do łazienki i ubrałam jeden z nich pod ubrania, a resztę wzięłam i zaniosłam do swojego pokoju. Gdy chowałam wszystko usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Sięgnęłam telefon i odblokowałam ekran.

Peter
Pan Steve kazał przekazać, że dobili się do kelnera

Pokręciłam głową. Nawet w wiadomościach używał pan. Uroczo.
Zeszłam na dół i usiadłam na swoje poprzednie miejsca. Teraz przy dużym stole siedzieli wszyscy oprócz Starka i Wandy.

------------------------------------------------------
Rozdział jest dość krótki i (niestety) nie jest zbyt ciekawy... Chyba, że dla was złośliwość Ned'a i głodny Steve to coś ciekawego.
Ten rozdział pisałam chyba dwa tygodnie i miałam go dość. Na szczęście to przed ostatni rozdział wakacyjny, a potem całą akcja, na którą mam plan i mam nadzieję, że się wam spodoba.
Jeśli czekacie na pocałunek Peter'a i Sary (a napewno czekacie) to sobie poczekacie, bo co do niego mam bardzo ważny plan, który wydarzy się w chronologi za parę dobrych lat. W prawdzie to wyjdzie mniej (przeskoki itp.) rozdziałów, ale nadal. Po prostu lubię budowanie więzi bohaterów i nie lubię gdy od razu są w sobie zakochani i się migdalą. To nudne jak córka Starka.

Do następnego

Czarodziejka | Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz