Przymknęłam oczy, czując jak moje serce, wali jak szalone. Biegłam przed siebie, pokonując kolejne przeszkody i usilnie starając się nie wpaść na nikogo po drodze. Myślałam nad ostatnimi wydarzeniami i czekającym mnie dzisiaj spotkaniu. Jednak nie było to takie łatwe. Cywilizacja nie było w stanie dać mi tego, co las. Spokoju i chwili wytchnienia. W słuchawkach rozbrzmiewała głośna muzyka, która miała zagłuszyć dźwięki miasta. Pokonywałam kolejne metry, w końcu wskakując na słupy energochłonne. Przeskakiwałam po nich po kolei, aż w końcu wykonałam salto w przód i ponownie wylądowałam na tym cholernym chodniku. Kiedy skończy ten rok na studiach i ogarnę sprawę z tym Latynosem, muszę zrobić sobie długie wolne. W środku lasu pod postacią wilka. Inaczej słowo daję, że oszaleje przez to zasrane miasto.
Ponownie ruszyłam przed siebie. Skupiłam się na słowach piosenki, która grała w słuchawkach byle tylko na chwilę się odprężyć. Biegałam każdego ranka, o ile tylko miałam na to czas. Chciałam się przede wszystkim rozładować i na chwilę odciąć od rzeczywistości. Niestety aktualnie przez natłok problemów jakoś mi to nie wychodziło.
Nagle zobaczyłam, jak ktoś mnie dogania. Odwróciłam głowę w prawo i zdjęłam kaptur, by zobaczyć, kto to taki. I już w tym momencie wiedziałam, że kłopot właśnie mnie dogonił. I to bardzo dosłownie. Wyjęłam słuchawki z uszu i wyłączyłam muzykę, spoglądając na Santiago. Od razu go poznałam. Takiego faceta nie da się zapomnieć.
– Byliśmy umówieni po południu. – Stwierdziłam, nieco zwalniając bieg.
– W tłocznym klubie. – Stwierdził jakże spostrzegawczy Latynos. – Ja nie układam się w takich miejscach.
– Więc wolisz tłoczną ulicę? – Spytałam, spoglądając na mijających nas ludzi. Mimo wczesnej godziny ulice były dosyć tłoczne.
– Może zaprosisz mnie na kawę i pogadamy? – Spytał, a ja zmierzyłam go morderczym spojrzeniem. – Nie mam broni, a jestem pewien, że ty masz ją w mieszkaniu. – Stwierdził, a ja przewróciłam oczami.
– Chodź. Tylko bądź grzeczny. – Zwróciłam się do niego i momentalnie przyspieszyłam.
Teraz nie biegłam, w ludzkim tempie. Było ono co najmniej wilcze. Z trudem udawało mi się omijać zdziwionych ludzi, jednak mój Latynos dawał radę. Czyli jest wilkołakiem. Co oznacza, że to musi być on. Zawsze lepiej mieć stuprocentową pewność.
W końcu dotarłam do swojego bloku. Otworzyłam drzwi kodem i weszłam do środka. Pokonałam długi korytarz i wsiadłam do windy, do której również należało znać kod. Żadne z nas się nie odezwało. Aż dotarliśmy na najwyższe piętro. Otworzyłem za pomocą klucza jedyne drzwi, które można było zauważyć po opuszczeniu windy. Weszłam do swojego mieszkania, chociaż ono raczej było apartamentem jak zwykłym mieszkaniem studenckim. Rozpięłam bluzę i rzuciłam ją na sofę, zostając w samych legginsach i biustonoszu sportowym.
– Whisky? – Spytałam, podchodząc do barku. Nie przypuszczałam, by ten facet miał ochotę na kawę. On jedynie skinął głową, a ja nalałam alkoholu do dwóch szklanek. – Więc o czym tak pilnym chciałeś ze mną rozmawiać. – Podałam mu szklankę.
– Mam problem z cholernymi Azjatami. Zaczynają się strasznie panoszyć i chcą odsunąć inne wilcze gangi. – Wyjaśnił, upijając łyk alkoholu. – Ich szef chce, by jego gang był jedynym wilczym gangiem na świecie.
– Jak chce to niby osiągnąć? – Spytałam, sama nie do końca wiedząc, czy wierzę Santiago.
– Zniszczyć nas. Wyobraź sobie, że oboje idziemy siedzieć. – Zaczął krążyć po mieszkaniu. – Nasze wilki będą musiały uciekać i znaleźć sobie nowego alfę. Wiesz przecież, że jego posiadanie jest ważną potrzeba wilków niższej rangi. I do kogo pójdą? – Spytał, jednak nie dał mi czasu na odpowiedź. – Do tego chuja od czakry.
Zacisnęłam dłoń na trzymanej w dłoni szklance. Jednocześnie nie chciałam wierzyć Latynosowi, a z drugiej strony wiem, że Azjaci to niebezpieczni gracze. Nie posiadają absolutnie żadnych zasad moralnych. Handel prochami, bronią, ludźmi wszystkim, czym się da. Zapłać, a przehandlują własną matkę.
– Za chuja nie wiem, czy Ci wierzyć. – Przyznałam, biorąc łyk alkoholu. – Jednak z jakiegoś powodu tutaj jesteś. Mimo że mogłabym cię zastrzelić. Na policji powiem o samoobronie i jestem w domu. – Przyznałam, chociaż on doskonale o tym wiedział. – Zobaczę, dowody to się dogadamy.
– Widziałaś ilość gliniarzy w twoim mieście? – Spytał rozbawiony. – A teraz cię udupię. To nie twoja policja, którą masz w garści. To policja z innych miast. Ktoś na ciebie donosi. Tak samo zaczęło się na moim terenie. – Wyjaśnił, podchodząc do dużej przeszklonej ściany. – Seleno doskonale wiesz, że twojego ojca kilkakrotnie próbowano przyskrzynić za handel narkotykami. Nigdy nikomu się to nie udało. A teraz wyobraź sobie, że jesteś komendantem policji na jakimś zadupiu i dostaje ci się szansa postawienia go przed sądem z niepodważalnymi dowodami. Odmówiłabyś?
– Kurwa. – Rzuciłam, biorąc kolejny łyk alkoholu. – Chcesz powiedzieć, że jak ty go nazwałeś? Chuj od czakr chce udupić nas obu?
– Siedzimy w tym gównie razem czy tego chcesz, czy nie wilczyco. I teraz możemy, polecieć osobno lub wygrać razem. – Oświadczył, przyglądając się miastu. – To piękne miejsce Seleno. Twoje miasto i wątpię, byś chciała je stracić, a pomysł na sojuszu możesz tylko zyskać.
– Oboje jesteśmy w dupie. – Stwierdziłam, podchodząc do mężczyzny. – Pozwól, że się zgodzę, jednak będę cholernie ostrożna. Jeden fałszywy ruch a wpakuje Ci kule między oczy, nim zdążysz mrugać. Nie wychujasz mnie na mojej ziemi.
– Nie planuje spokojnie. Chcę pokoju, bo razem możemy być silni. Silniejsi niż Azjaci. – Stwierdził, spoglądając mi prosto w oczy. – Pytanie, czy wilki zechcą posłuchać ciebie, a nie twojego ojca.
– Lepiej posłuchać przeszłej alfy niż tej, która niedługo odejdzie. – Oznajmiłam, wskazując palcem, na jeden z jego tatuaży. – Ładne, ale ten świadczący o zabiciu alfy najlepszy. Szkoda tylko, że sprawia, że mam wątpliwości.
– Oj Saffer. Jeśli myślisz, że jestem tutaj, by cię obalić, to się myślisz. Nie potrzebuje twoich kundli pod moją władzą. To byłoby już zbyt wiele. Każdy ma pewne ograniczenia władzy. Europa i tak jest spora. – Odłożył szklankę z impetem na stół. – A ten alfa miał braki, bo część jego przyszła do mnie. Skręciłem mu kark jako wilk w ramach przestrogi dla innych. – Podał mi kartkę złożoną na pół. – Będę dzwonił, kiedy tylko dowiem się, że żółtki dają ci po dupie.
Odebrałam od niego kartkę, a ten z szerokim uśmiechem opuścił moje mieszkanie. Pytanie brzmi, co mam teraz zrobić? Jeśli to, co mówi, jest prawdą, mam przewalone. Azjaci to naprawdę mocni gracze. A jeśli chcą mnie ograć, by zgarnąć co moje, podłoże się jak dziecko. Dlatego na razie muszę czekać. Jeśli Azjaci zaczną działać, dobije targu z Santiago.
CZYTASZ
Alfa mafii: Tom I
WerewolfTa wojna była naszym wszystkim. Naszą codziennością, której do normalności było daleko. My byliśmy inny. Zagubieni i wbrew pozorom cholernie samotni. Ty byłeś alfą, ja byłam alfą. Wojna była naszym przeznaczeniem, które doprowadziło nas do tego dziw...