𝓧𝓥𝓘𝓘

1.7K 114 0
                                    

Uderzałam w worek treningowy, jednocześnie słuchając swojego brata. Ten stał nieopodal mnie, opowiadając mi co dzieje się w biznesie i na ulicach mojego miasta. Ludzie Santiago rozeszli się po mieście, a mi nie umknęła ich obecność. Chodzili po ulicach, wypatrując potencjalnych klientów. Widocznie, czuli się jak u siebie. A ja nie zamierzałam z tym nic robić, dopóki nie sprawiają mi problemów. Na razie nikt się na nich nie skarży, więc staram się zachowywać, tak jakby ich nie było.

- Policja jest niezadowolona z tego, że nic nie znalazła. - Oświadczył mój brat, a na mojej twarzy zagościł cwaniacki uśmiech. - Nie odpuszczą tak łatwo. Ktoś bez końca na nas donosi, a policja chce nas w końcu udupić.

- Wiem to od dawna. - Przyznałam, uderzając w worek. - Jednak póki nie znajdą porządnych dowodów, nie zechcą posłać nas do sądu. Wiedza, że, szkoda na to ich czasu i środków.

- A wiedziałaś, że jest nowy komendant? - Spytała, na co ja przeniosłam na niego zdziwione spojrzenie. - A co ciekawe teraz twój stary znajomy jest teraz detektywem, więc na pewno szybko sobie ciebie nie odpuści.

- On jest jak wrzód na dupie. - Stwierdziłam, ścierając pot z czoła. - Co oznacza, że muszę się go pozbyć i to bardzo szybko. Inaczej będzie tylko coraz bardziej problematyczny.

- Więc co zamierzasz zrobić? - Spytał, rzucając w moją stronę butelkę wody.

- Na razie nic. - Oświadczyłam, łapiąc przedmiot. - Gdybym pozbyła się go teraz tuż po inspekcji w klubie, kiedy jest o mnie, tak głośno to sama bym się wkopała. Nawet największy idiota połączyłby mnie z tą sprawą. - Wyjaśniłam, biorąc kilka łyków wody. - Muszę być ostrożna lub skończę w pierdlu.

- A tego byśmy nie chcieli. - Mruknął brunet, na co ja skinęłam głową. - Porozmawiam z Drake'em. Chcę wiedzieć na bieżąco, co porabiają ludzie Casas'a.

- Nie ufasz mu. - Stwierdziłam, odkładając butelkę z wodą koło ławki. - Dobra tylko się nie zapędź. Pamiętaj, że musimy myśleć nie tylko o tym.

- Wiem jednak to ryzykowne. Nie możemy mu ufać tak w stu procentach. Chociaż liczę, że jego interes z bronią nieco odciągnie uwagę policji. - Stwierdził, zakładając na siebie koszulkę, którą zdjął w trakcie ćwiczeń. - Ilu ludzi mam przenieść na teren Cartera?

Ostatnio podjęłam decyzję o tym, że część ludzi przeniosę na teren mojego sojusznika. Im mniej dilerów i naćpanych ludzi wokół mnie tym lepiej. A, jako że Carter prowadzi nieco inne biznesy na czele z hazardem, moi ludzie nie będą mu wadzić. A nawet jak on to stwierdził dobry towar do przyćpania między kolejnymi rozdaniami ściąga klientów jak magnes.

- Na razie pięciu. Potem zobaczymy, jak to się rozwinie. - Poleciłam, a ten skinął głową, zabierając swoją torbę.

- Załatwię to jeszcze dzisiaj. - Zapewnił i opuścił teren siłowni.

Siłownia mieściła się w jednym z budynków należących do mojego ojca. W całym budynku mieściło się kilka pięter z miejscami rekreacji. Kino, basen, siłownia i kilka innych. Wizerunkowo cholernie mu się to opłaciło. W każdy piątek wstęp jest darmowy. A jak wiadomo ludzie na samą myśl, że coś jest darmowe, są wniebowzięci. Mój ojciec to facet, który lubi dbać o to jak postrzegają go ludzie. Twierdzi, że dzięki temu, że cieszy się dobrym wizerunkiem, w oczach społeczeństwa jest bardziej nietykalny.

Teraz jednak siłownia jest pusta. A zważywszy na to, że jest piąta rano, nikogo nie powinno to dziwić. Mój tryb życia i fakt, że jestem wilkołakiem, często zmuszają mnie do ćwiczeń o tak absurdalnych godzinach.

Kiedy usłyszałam, jak drzwi się otwierają, odwróciłem się w ich stronę. Spodziewałam się zobaczyć Dantego, który o czymś zapomniał. Jednak zamiast niego ujrzałam Latynosa. Obdarzył mnie szerokim uśmiechem i stanął niecałe pół metra przede mną.

- Niby taka bogata a siłowni w domu nie ma. - Rzucił rozbawiony, nawet nie siląc się na uprzejmości.

- Daruj sobie te przytyki i lepiej powiedz mi, po co przyszedłeś. - Zażądałam, krzyżując ramiona na piersiach.

- Całkiem przypadkiem znalazł się ktoś, kto chce kupić broń i chce się spotkać w porcie. Mówię ci to dlatego, że podejrzewam, że to nasz wilczy problem. Pewnie to zasadzka. Dlatego czuje się zobowiązany spytać, czy zgodzisz się bym, zrobił rozróbę, na twojej ziemi.

- Rób, co chcesz. Byle bym nie musiała za to beknąć. - Oświadczyłam, na co ten obdarzył mnie cwaniackim uśmiechem. - Kiedy ostatnio trenowałaś z prawdziwym wilkołakiem?

- Nie pamiętam. - Przyznałam nie do końca zgodnie z prawdą. - Niestety od dawna żadnego nie spotkałam.

Santiago skomentować to jedynie krótkim śmiechem. Następnie zrzucił z ramion szary płaszcz i położył go na jednej z ławek. Podwinął rękawy białej koszuli i odpiął kilka pierwszych guzików. Jego oczy przybrały wiśniowy odcień, a z gardła wydobył się warkot. Wyzwał mnie na pojedynek.

Na mojej twarzy zagościł mimowolny uśmiech. Uniosłam wargi i zaprezentowałam mu wysunięte kły. Przyjęłam wyzwanie i uniosłam gardę. Zaczęliśmy zataczać koła. Z uwagą obserwowałam poczynania wilkołaka, który w końcu się na mnie rzucił.
Wymierzył cios prosto w moją twarz. Ja jednak byłam na tyle szybka, by zablokować jego cios. Niestety nie przemyślałam tego zbyt dobrze i obnażyłam żebra, czego konsekwencje szybko poczułam. Santiago uderzył mnie prosto w żebra, co nie ukrywam, zabolało. Dlatego zrobiłam jeden krok w tył, szybko się jednak zbierając.

Wykonałam półobrót, przy tym kopiąc go w szczękę. Zamierzałam powtórzyć ten ruch, jednak ten złapał moją kostkę. Odrzucił mnie do tyłu, a ja wykonałam przejście w tył na rękach, przy czym kopnęłam go w żuchwę. Niestety jak się okazało, za mną nie było zbyt wiele miejsca. Wpadłam na ścianę, a Casas sprytnie to wykorzystał.
Doskoczył do mnie i unieruchomił moje ręce, dociskając je do ściany. Był jeszcze bardziej mnie zablokować, wcisnął kolano między moje nogi i uniósł mnie nieco nad ziemię. Zbliżył się do mnie w taki sposób, że nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry.

- I jak czujesz się, z tym że pokonał cię nie prawdziwy wilkołak? - Spytał, uśmiechając się cwaniacko.

- A kto powiedział, że przegrałam? -
Wykorzystując fakt, iż nasze głowy były tak blisko, z całej siły uderzyłam swoim czołem o jego. Ten puścił moje ręce i wykonał kilka chwiejnych kroków w tył. Przy okazji odwrócił się do mnie plecami, co ja zamierzałam wykorzystać.

Rzuciłam się na niego, przygważdżając go do ziemi. Jego ręce złapałam i zablokowałam na plecach. Uśmiechnęłam się triumfalnie, patrząc na mężczyznę z wyższością. Taka wygrana zdecydowanie połechtała moje ego.

- Niech będzie. Tym razem wygrałaś. - Przyznał, a ja z niego zeszłam, następnie pomagając mu wstać. - Chętnie wykonałbym z tobą jeszcze parę ćwiczeń, jednak muszę przygotować się na spotkanie z klientem. - Oświadczył, zgarniając z ławki swój płaszcz. - Do zobaczenia dono. - Pożegnał mnie, wychodząc z sali.

Spojrzała na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał brunet. Dono serio? Ten facet to dla mnie jedna wielka zagadka.

Alfa mafii: Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz