𝓧𝓧

1.6K 111 0
                                    

Stanęłam nieco na uboczu, przyglądając się swoim ludziom. Dwoili się i troili by wykonać robotę. I chociaż pracowali na najwyższych obrotach, z trudem powstrzymałam się od popędzania ich. Gonił nas czas. Za pół godziny miał nadjechać patrol policji. A my zaczęliśmy od zwłok wilków, by zadbać o zatrzymanie tajemnicy o świecie nadprzyrodzonym. Teraz kończyli sprzątać resztę ciał i zmywali ślady krwi. Nie zamierzałam popełnić błędu. Teraz mnie na nie nie stać więc uprzedziłam ich o tym, że muszą być tak dokładni, jak jeszcze nigdy w życiu.
Westchnęłam cicho, starając nie zacząć się wydzierać. Co naprawdę było trudne, kiedy ci robili coś, nie do końca tak jak powinni. Niestety jestem osobą porywczą, która nie lubi, jak coś nie idzie po jej myśli. Dlatego trzymanie nerwów na wodzu to nie moja specjalność.

- Ruszcie się. - Warknęłam, starając się, chociaż nie unosić głosu. - Chyba że chcecie pożegnać się z wolnością lub robotą.

- Nie musisz być taka wredna. - Oświadczył mężczyzna, który nagle znalazł się obok mnie. - Jestem Robert. - Przedstawił się, jednak mi to nadal nic nie mówiło. - Jestem betą Santiago. - Doprecyzował, a ja rzuciłam krótkie aha.

- Miło, że wreszcie raczyłeś się pokazać. Jednak robota już idzie ku końcowi. - Oświadczyłam, zdobywając się na uśmiech, który pewnie wyszedł bardzo sztucznie. Jednak jakoś specjalnie się tym nie przejęłam. - Dlatego możesz wracać do domu i nie przeszkadzać.

- Rozumiem, że szef wszystko na ciebie zrzucił jednak to nie powód, by być wredną. - Oświadczył, jeszcze nie wiedząc, jak wielki błąd popełnił.

- Ależ to nie przez szefa. Ja po prostu jestem wredną suką. - Stwierdziłam, obdarzając go przelotnym spojrzeniem.

- Ten plan był, głupi przyznaje. I to do tego stopnia, że on nawet o nim nie powiedział. - Wyznał, zwracając moją uwagę. - Chciał mieć pewność, że Azjaci są tutaj osobiście. I czy są gotowi do ataku. Wychodzi na to, że byli.

- To było tak głupie, że aż brak mi na to słów. - Przyznałam, wbijając dłonie do kieszeni spodni. - Poświecił część swoich ludzi dla takiej głupoty.

- Casas jest porywczy i nie boi się poświęcić kilku pionków. Taki już jest. I albo nie na to godzisz, albo się od niego odcinasz.

- Sugerujesz, że powinnam zerwać umowę? - Spytałam, unosząc jedną brew zdziwiona.

- Raczej mówię z czym, powinnaś się liczyć. Żeby potem nie było zdziwienia i płaczu.

- Słuchaj. - Warknęłam, obracając się do niego przodem. - Wiem, że patrząc na mnie, widzisz kobietę. Słabą istotę, którą należy chronić. Jednak ja nie jestem słaba. I jeszcze nie raz się o tym przekonasz i dobrze by dla ciebie było, żebyś, nie przekonał się na własnej skórze.

- Jesteś czysta. Nigdy nie wpadłaś tak samo, jak Twój ojciec. - Kontynuował, całkiem ignorując mój wcześniejszy wywód. - A Santiago nie boi się policji ani kilku spraw w sądzie. Lubi się bawić i nigdy się nie hamuje. Więc lepiej przemysł czy jesteś na to gotowa.

Spojrzała na niego, nie do końca tak naprawdę rozumiejąc, o co mu chodzi. Myślałam, że jemu i Santiago zależy na tym sojuszu. No przynajmniej Casas był na niego napalony. Jednak jak widać, jego beta ma inne plany.

- Mój ojciec i Santiago znali się kiedyś. A ja założę się, że wiesz, czemu teraz się nienawidzą. - Stwierdziłam, a po jego wyrazie twarzy mogłam stwierdzić, że trafiłam w sedno. - To dlatego tak bardzo chcesz, żebym się wycofała.

- Sześć lat temu Edward i Santiago mieli sojusz. I to taki naprawdę konkretny sojusz. Wiesz, wymieniali się handlarzami i te sprawy. - Zaczął, ignorując moją uwagę. - Jednak mój alfa był nieostrożny. Ściągnął, ma nich uwagę policji. To nie spodobało się twojemu ojcu. I któregoś dnia, kiedy Santiago go potrzebował, on się nie zjawił. A potem wycofał się, z sojuszu twierdząc, że jest on zbyt ryzykowny.

- Czyli mój ojciec stchórzył. - Podsumowałam, średnio zadowolona z tego, co słyszę.

- Po prostu użył rozsądku. Jego metody skrajnie różnią się od tych mojego szefa. Zrozumiał, że pokój z nami jest zbyt wielkim zagrożeniem i się wycofał.

- Więc czemu Santiago przyszedł do mnie? - Dopytałam, licząc, że jego beta zna go na tyle, by mi to wyjaśnić.

- Składa się na to kilka czynników. Nie miał większego wyboru to po pierwsze. Po drugie intrygowałaś go od zawsze. Kobieta stojąca na czele typowo męskiego świata. No i po trzecie wie, że jesteście potężni i wierzy, że nie jesteś swoim ojcem.

- Co sprawdził, podkładając się. - Podsumowałam, w końcu rozumiejąc, co się stało.

Santiago wystawił się i sprawdził, czy jestem gotowa mu pomóc. A ja przyszłam i go uratowałam. Co było dla niego dowodem na to, że na razie stoję po jego stronie i mu pomogę. No tak nawet ten szaleniec nie mógł tak się wystawić bez powodu.

- Zgadłaś. - Przyznał blondyn, zakładając ramiona na piersi. - Jest szaleńcem. Jednak w tym szaleństwie jest jakiś sposób. Musisz pamiętać, że przez różnice typów działań, jakie sobą reprezentujecie, możecie mieć, problem z dogadaniem się. Tak jak było w przypadku Santiago i twojego ojca.

- Możesz być o to spokojny. - Zapewniłam, spoglądając na swoje wilki. - Od początku liczę się z tym, że Santiago to wariat. Zgodziłam się na jego szaleństwo, kiedy podpisałam pokój. Ten jeden raz mnie zaskoczył. Jednak to był ostatni raz.

- Więc życzę powodzenia. Dopatrzę wilków ze swojego gangu, a kiedy skończą sprzątać, to znikniemy. Przynajmniej na jakiś czas. - Oświadczył i nie siląc się nawet, na krótkie pożegnanie odszedł.

Warknęłam cicho. Ten facet miał zdecydowanie zbyt wiele śmiałości. A ja nienawidzę, kiedy ktoś tak się zachoruje względem mnie. No cóż, mam ten trudny alfi charakter i nic na to nie poradzę.
W końcu wyjęłam telefon z kieszeni. Dante już widział, co się stało, więc zasypywał mnie setkami wiadomości. I czym mocno mnie zdziwił, posłuchał mojej prośby i nie przyjechał. Ten facet ostatnio mnie zaskakuje.

- Koniec szefowo. - Oświadczył, jeden z wilkołaków podchodząc do mnie. Był cały ubrudzony krwią. Ciężko mi jednak było stwierdzić czy to jego krew, czy też nie.

- Zbierajcie się i pojedzie objazdami. Jak wpadniecie, nie nastawię za was karku. - Poinformowałam go, odchodząc w stronę samochodu.

Zamierzałam, od razu wróci do domu. Za niedługo miało, świtać co oznacza, że patrol policji zawita na przystań. A ja nie mam ochoty, tłumaczyć się z tego, co tutaj robię. No niby wolny kraj, a jednak z nocnego spacery tłumaczyć się trzeba.
To był cholernie ciężki. No, ale przynajmniej przyniósł jakiś postęp. A to liczyło się zdecydowanie najbardziej.

Alfa mafii: Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz