𝓧𝓧𝓘

1.6K 117 1
                                    

Stałam pod prysznicem, zmywając z siebie trudy dzisiejszego dni. Po prawie nieprzespanej nocy poszłam na uczelnie. A potem nawet nie wiem, co robiłam. Byłam cały dzień jak zombi, co nie umknęło uwadze Caroline. Oczywiście wcisnęłam jej słabą wymówkę o tym, że kiedy odjechała, ja wpadłam na jakiegoś fajnego kolesia. Więcej nie pytała. Pewnie sama dopowiedziała sobie resztę. I szczerze to nawet nie chce wiedzieć, jak brzmiało to co sobie dopowiedziała. Bo jeszcze musiałabym się obrazić.

Pewnie stałabym pod prysznicem kolejne dwie godzinę, chociaż stałam już chyba jedną. Jednak kiedy usłyszałam jakieś dziwne dźwięki, dochodzące z głębi mieszkania zrezygnowałam z tego pomysłu. Wyszłam z kabiny i osuszyłam się ręcznikiem. Szybko ubrałam na siebie bieliznę i zdecydowanie zbyt dużą koszulkę. Może nie jest to super ubiór, ale zawsze to lepsze od samego ręcznika.

Wyszłam z łazienki i ruszyłam do salonu. Szczerze? Spodziewałam się kogoś z rodziny. Może z gangu. No ewentualnie Santiago lub glin. W tych czasach wszystko jest możliwe. Jednak moim oczom ukazał się chłopak. Amerykanin ze spluwą w ręku. Kurwa a temu, co zrobiłam?

Dobra szybko strzał. Obstawiam, że ktoś z rodziny się zaćpał. Pewnie rodzeństwo. Ewentualnie jego drugą połówka.

- Dobra jak tu wszedłeś? - Zapytałam pewnie nieco zbyt spokojnie jak na zaistniałą sytuację. Jednak jestem dosyć przyzwyczajona do tego, że ktoś celuje we mnie z broni. Nawet do takich rzeczy da się przywyknąć.

- Masz słabe zabezpieczania. Każdy po pół roku informatyki dałby radę tu wejść. - Wyjaśnił, patrząc na mnie jakby był kompletnie nieobecny.

Dobra czas zmienić ludzi od ochrony. Muszę to sobie zanotować, bo przy mojej pamięci złotej rybki do jutra zapomnę.

- Po co przyszedłeś? - Spytałam, widząc, że ten jest w miarę chętny, by odpowiadać na moje pytania.

- Jeśli powiem, że po zemstę to będę brzmieć jak słaby złoczyńca z kina klasy B? - Dopytał, a ja skinęłam głową. Chociaż nie wszyscy ci szukający zemsty są tacy źli. - No to powiem tylko, że moim ojcem był Adam Sandler.

I w tym momencie wiedziałam już wszystko. Zaciskam dłonie, w pięści i spojrzałam na niego już nieco mniej spokojna.

- To ja mogłabym się mścić. On zabił moją matkę. - Warknęłam, starając się nie brzmieć zbyt zwierzęco.

- A potem twój ojciec zabił jego. Więc w sumie mszczę się jak on. - Stwierdził, unosząc broń.

- A jak dla mnie po prostu chcesz sobie postrzelać. - Oświadczyłam, bardziej obojętnie niż powinnam.

Po prostu drugi Punisher. Pierdzieli o zemście za rodzinę a tak naprawdę jest psychopatą. Gościem, który nigdy nie wrócił z wojny. Smutna historia.

- Nie radzę ci wkurzać kogoś z bronią w ręku. - Poradził, patrząc na mnie tak, że gdyby spojrzenie mogło zabić, już leżałabym, pod ziemią zjadana przez robactwo.

- Nie raz już to zrobiłam. - Wyjawiłam, wzruszając ramionami. - Posłuchaj. Ad... Twój ojciec oszalał na punkcie mojej rodziny. Do tego stopnia, że spowodował wypadek. Zabił moją matkę i ja też mogłam zginąć. Gdybym siedziała po drugiej stronie samochodu, to nie miałbyś teraz do kogo celować. Nie mówię, że mój ojciec postąpił dobrze. Jednak oboje kogoś straciliśmy. I to. - Wskazałam na broń. - Żadne rozwiązanie. Potrzebujesz pomocy. I to na pewno nie mojej, tylko kogoś, kto pomoże ci poczuć się lepiej. Bo to na pewno nie pomoże.

Ta zachciało mi się bawić w matkę Teresę. Jednak nie potrzebowałam tutaj strzelaniny. A tym bardziej trupa w salonie.

- Więc czemu ty całe życie się mścisz? - Zapytał, a mnie chwilowa zatkało. Dobra tu mnie ma.

- Bo może. - Oświadczył Santiago, wchodząc do mieszkania. Dobra pięć z plusem za wyczucie czasu. I minus dwa za kreatywność.

Mimo że było to mało błyskotliwe, zadziałało. A przynajmniej na tyle by zdziwiony chłopak odwrócił głowę w stronę Latynosa. Ja w tym czasie wyrwałam mu broń i skierowałam w jego stronę.

- Dobra koniec tej dobroci. - Warknęłam, starając się panować nad oczami. Naprawdę nie musiał widzieć jak moje tęczówki, robią się czerwone. Chociaż czy jest na tyle stabilny, by ktoś mu uwierzył? - Normalnie bym strzeliła. Jednak teraz muszę się pilnować. Więc odmówię sobie tej przyjemności. A szkoda, bo twój trup byłby dobrym przykładem dla reszty.

- Więc załatwimy to w nieco cichszy sposób. - Nim zdołałam zorientować się, co się dzieje Santiago stanął obok chłopaka. Oplótł rękami jego głowę, a w pomieszczenie wypełnił charakterystyczny dźwięk łamanego karku.

- I kto go teraz wyniesie? - Spytałam, opuszczając broń. - To było głupie.

- A on walnięty. Każe go skądś zrzucić, a wszyscy pomyślą, że to samobójstwo. - Oświadczył, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

- Jak co to twoje odciski znajdą. - Podałam mu broń, która on nieco bezmyślnie przyjął. - Ja się pod tym nie podpiszę.

- Nie prosiłem o to. - Oświadczył, wyjmując telefon.

W trakcie, kiedy ja otworzyłam butelkę whiskey, ten wyjął telefon i do kogoś zadzwonił. Rozmawiał w języku, którego za cholerę nie rozumiem. Rozmowa była krótka, więc wnioskuję, że też bardzo konkretna. Kiedy skończył jak gdyby nigdy nic, do mnie podszedł, a ja wręczyłam mu drugą szklankę.

- Mamy kilka spraw biznesowych do omówienia. - Oświadczył, a ja przeniosłam na niego zmęczone spojrzenie.

- Mów byle szybko i konkretnie.

Pół godziny. Tyle musiałam słychać jego biznesowego żargonu. I szczerze w życiu bym nie powiedziała, że Santiago Casas potrafi być tak profesjonalny. Już pomijając fakt, że ja stałam pół naga, a pół metra dalej leżał trup. Uroki tej branży. Potem przyszli jego dwaj ludzie i zabrali zwłoki. Nie wiem, czy trzeba było go zabijać. Trupy budzą zbyt wiele pytań, bym mogła zabijać sobie tak po prostu dla zabawy. Jednak jemu to wydawało się nie przeszkadzać. Jakby nie bał się żadnego wyroku.

- Wiesz co? - Spytał, a ja przeniosłam na niego zaciekawione spojrzenie. - Jesteś cholernie piękną kobietą. Taką, która spodziewałbym się zobaczyć na okładce jakiegoś prestiżowego magazynu. W bieliźnie za cztery stówy. Chociaż na twoim ciele to pewnie nawet najgorsze szmaty dobrze by leżały... Nie ważne. Co taka kobieta robi w tej branży?

- Pracuje. - Stwierdziłam, wzruszając ramionami. - A tak na poważnie to lubię tę robotę. Kocham czuć adrenalinę i grać gliną na nosie. Czuć, że mam władzę a moje zdanie się liczy. Poza tym to, kim jestem, było dosyć oczywiste. Urodziłam się, by być w tym miejscu.

- To jest w tobie najseksowniejsze. Kiedy trzymasz broń w ręku, a dorosłe wilkołaki wykonują twoje polecenia, bez mrugnięcia okiem jesteś oszałamiająca. Czuć od ciebie tę władzę i pewność siebie. - Przyznał, obdarzając mnie jednym z tych swoich wyjątkowo szczerych uśmiechów. - Bo to nie tylko zgrabny tyłek sprawia, że jesteś pociągająca. To przede wszystkim charakter.

Szczerze byłam w szoku. Chyba nigdy w życiu żaden facet nie powiedział mi czegoś tak miłego. W tak bardzo przemyślany i niepusty sposób. A może po prostu byłam zbyt przyzwyczajona do komentarzy w stylu fajne cycki lub wylizałbym te tatuaże i tym podobne. Już każdy bardziej wysmakowany komplement sprawiał, że czułam się naprawdę doceniona. No cóż, kolejny urok pracy w męskiej branży.

Alfa mafii: Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz