Wysiadłam z samochodu, stawiając stopy na białych płytach stanowiących elementy podjazdu. Elewacja domu była idealnie biała, dokładnie tak jakby dom malowany był kilka dni temu. Elementem przełamującym sterylnie białe ściany były kamienne elementy elewacji. Czarne ramy licznych okien w dopełnieniu czarnego dachu jedynie podkreślały nowoczesny styl, w jakim wybudowany był dom. Jego ogród był dosyć skromny. Zielona trawa ścięta tak równo, jakby ktoś poświęcił wiele godzin na przycięcie jej nożyczkami. Przed samym domek stały cztery betonowe donice, w których znajdowały się najzwyklejsze zielone rośliny. W naszym domu nikt nie był fanem kwiatów. Dlatego nie sposób było ich u nas znaleźć.
Pokonałam biały chodnik i przekroczyłam próg domu. Już z niewielkiego korytarza, który podobnie jak cały dom utrzymany był w kolorystyce biało szarej, z elementami czerni mogłam usłyszeć żywe rozmowy. Dante rozmawiał o czymś z mamą. Która wydawała się tym wszystkim bardzo przejęta. Od razu skierowałam swoje kroki w stronę jadalni. A kiedy się w niej znalazłam spojrzenia wszystkich, skupiły się właśnie na mojej osobie.
Mama podeszła do mnie szybkim krokiem i zamknęła mnie w swoich objęciach. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że wszyscy już wiedzą. Odwzajemniłam jej gest, spoglądając na brata. Ten przejechał palcem po szyi na znak, że mnie zabije.
Kiedy mama w końcu się ode mnie odsunęła, uśmiechnęłam się do niej lekko. Jej wyraz twarz z okazującej ulgę nagle zmienił się we wściekłość, a ja już wiedziałam, że mam poważne problemy.- Jak mogłaś w ogóle nie odbierać telefonów, po tym, co się stało w nocy? - Spytał roztrzęsiona, a ja miałam ochotę zabić tego, kto jej o tym powiedział. Przecież wszyscy wiedzieli, że Sara nie radzi sobie z takimi nowinami najlepiej. - Nawet nie masz pojęcia, jak się o ciebie martwiłam. Jak wszyscy się martwiliśmy.
- Przepraszam mamo. To była naprawdę ciężka noc, a ja musiałam jeszcze załatwić pewną sprawę. - Wyjaśniłam, co wcale nie uspokoiło kobiety. - Następnym razem zadzwonię i powiem, że się spóźnię.
- Wpędzicie mnie do grobu, zobaczycie. - Stwierdził mama, siadając na jednym z krzeseł przy stole.
W ułamku sekundy przede mną pojawił się Dante. I gdybym nie wiedziała, że jest człowiekiem, byłabym pewna, że to wilkołak. W końcu ludzie nie chodzą tak szybko. A może jednak?
- Wyjaśnisz mi, co się stało? - Spytał, niemal na mnie warcząc.
- Chodź. - Złapałam jego ramię i wyciągam go z jadalni. Stanęłam z nim w salonie i westchnęłam cicho. - Kiedy wracałam z balu, zaatakowali mnie członkowie tego Azjatyckiego gangu. Jak widzisz, nic mi nie jest, ale to utwierdziło mnie w przekonaniu, że muszę podjąć jakąś decyzję. Wykonać ruch choćby najbardziej ryzykowny.
- Więc sprzymierzysz się z tym Latynosem? - Dopytał, szukając w moich słowach, potwierdzenia dla swojej teorii.
- Tak. Nie mam za bardzo innego wyjścia. To ryzykowne, ale ryzyko to nieodłączną część naszego świata. - Oświadczyłam, na co ten westchnął ciężko.
- Wytłumacz to naszemu ojcu. Czeka na ciebie w gabinecie. - Poinformował mnie, całkowicie psując mi ten dzień.
Ominęłam brata i ruszyłam w stronę gabinetu ojca, znajdował się on na parterze. Prowadziły do niego jedyne nieprzeszklone drzwi na piętrze. Podeszłam do nich i weszłam, nie zawracając sobie głowy pukaniem. Zastałam ojca stojącego do mnie plecami i rozmawiającego przez telefon.
- Nic mnie to nie obchodzi. - Zapewnił z wyraźnie wyczuwalną irytacją w głosie. - Jeśli nie spłaci pieniędzy do końca miesiąca nie będę się z nim dłużej cackał. - Warknął, na co nawet ja skuliłam się w środku. - Rozkaz jest jasny. Jak nie odda długu macie go bezdyskusyjnie zabić. - Rozkazał i przerwał połączenie. Odłożył telefon na biurko i odwrócił się do mnie przodem. Nie wydawał się zdziwiony moją obecnością. - Wreszcie jesteś. - Rzucił, siadając na skórzanym fotelu znajdującym się za dębowym biurkiem pokrytym czarną farbą.
- Siadaj. - Rozkazał, wskazując szary fotel znajdujący się naprzeciw niego.
Bez zbędnego gadania usiadłam we wskazanym miejscu. Wiedziałam, że mam kłopoty. A zważywszy na fakt, że muszę mu powiedzieć o przymierzu z Santiago to mam podwójnie przejebane.
- Darujmy sobie wyliczanie win. - Poprosiłam, zanim jeszcze ojciec zabrał głos. - Mamy teraz poważne problemy, którymi musimy się zająć.
Ojciec mierzył mnie przenikliwym spojrzeniem, dokładnie tak jakby chciał przejrzeć moją duszę. Ponoć wszystkie Alfy posiadają ten dar. Patrzą na wilka i wiedzą, jaka jest jego intencja. Chociaż to może być tylko plotka. Może to śmieszne, ale słabo znam się na wilkach. Zawsze byłam daleka od tego świata. Ojciec nigdy nie mówił mi zbyt wiele, jeśli o to chodziło. Wyjaśnił mi jedynie niezbędne rzeczy. Przez co zawsze byłam bardziej człowiekiem jak wilkołakiem.
- Więc co takiego się dzieje? - Spytał, na moje szczęście darując sobie wykład na temat mojego zachowania.
- To nieco skomplikowane więc zacznę od samego początku. - Opowiedział ojcu wszystko. O Azjatach i propozycji Santiago. O policji i nocnej strzelaninie. Nie ominęłam niczego, co wydało mi się ważne, przez co opowiedzenie tej historii nieco mi zajęło. - I to tyle z takich najważniejszych rzeczy.
- Chcesz mi powiedzieć, że zamierzasz się z nim układać? - Dopytał, chyba nie wierząc w to, że podjęłam taką decyzję.
- Dokładnie tak. Wiem, że z jakiegoś powodu tego nie chcesz, ale ten sojusz jest nam niezbędny. - Zapewniłam, z uwagą, obserwując reakcje ojca. - Bez niego jesteśmy za słabi. Poza tym chyba lepiej się układać jak toczyć wojny.
- Nie powiedziałbym, że Santiago Casas jest wilkiem wartym zaufania. - Oświadczył ojciec, patrząc na mnie z wyraźną wyższością.
- Jednak to ja podjęłam decyzję. - Przypominałam, prostując się dumnie. - Może jest ryzykowna, jednak nie stracę czujności nawet na moment. Doskonale wiesz, że w tym zawodzie trzeba ryzykować lub wypadasz z gry.
- Jednak to już nawet nie jest ryzyko a częste szaleństwo. - Stwierdził, a ja skrzywiłam się lekko.
- Nie wiem, czemu tak bardzo go nienawidzisz, jednak szczerze mam to gdzieś. Postanowiłam, że muszę się z nim ułożyć i to właśnie zamierzam zrobić - Oświadczyłam, bardzo pewnie, na co ten westchnął cicho. - Ty też na początku wiele ryzykowałeś. Kiedy tutaj przyjechałeś, nie miałeś nic, a teraz jesteś Panem tego miasta.
- Uwielbiasz mi to przypominać, kiedy robisz coś głupiego. - Stwierdził, krzyżując ramiona na piersi. - Pamiętaj, że ten Europejczyk jest cwany i dba tylko o swoje cztery litery. Więc nie licz, że będzie sojusznikiem, który pójdzie za tobą w ogień.
- Nigdy go o to nie prosiłam. Jedyne, do czego go potrzebuje to walka z gangiem wilczej czakry, co leży w naszym wspólnym interesie.
- Obyś tylko się nie przeliczyła Seleno. Bo każdy błąd będzie cię wiele kosztował. A popełnienie kilku w końcu cię zniszczy.
- Dlatego nie pozwolę sobie nawet na najmniejszy błąd.
CZYTASZ
Alfa mafii: Tom I
Kurt AdamTa wojna była naszym wszystkim. Naszą codziennością, której do normalności było daleko. My byliśmy inny. Zagubieni i wbrew pozorom cholernie samotni. Ty byłeś alfą, ja byłam alfą. Wojna była naszym przeznaczeniem, które doprowadziło nas do tego dziw...