𝓧𝓧𝓘𝓥

1.6K 105 6
                                    

Wyszłam z uczelni całkiem zadowolona. Zdanie egzaminu było czymś, co zdecydowanie wprowadziło mnie w dobry nastrój. I w przekonanie, że żona w końcu mu dała schowałam zaczęłam szukać kluczyków do samochodu. Pytanie były aż za proste jak na niego. Profesor McCall był postrachem całej uczelni. Zawsze gnębił nas najgorszymi pytaniami. Dopytywał o straszne pierdoły i czepiał się szczegółów. Dlatego byłam przekonana, że jakoś niedawno musiało się stać, coś, co zdecydowanie poprawiło mu humor. Dzięki czemu wyjątkowo się na nas nie wyżył. Co zdecydowanie zrobiło mi dzień.

Całkiem przypadkiem spojrzałam w bok i dostrzegłam mężczyznę, którego nie kojarzyłam. Jednak on skinął w moją stronę głową. Obstawiałabym któregoś z ludzi Santiago. Muszę go w końcu przycisnąć, o to by załatwił mi listę osób, które teraz plątają się po moim terenie.

- Seleno. - Kiedy usłyszałam aż zbyt dobrze znany mi głos, odwróciłam się i spojrzałam na mężczyznę.

Krótkie czarne włosy miał pozostawione w nieładzie, jakby w pośpiechu zbierał się z domu. Jego zielone oczy jak zawsze były pełne radości z życia a biała koszulka wyprasowana we wręcz zbyt idealny sposób. Do tego czarne rurki i białe buty sportowe. Zawsze zazdrościłam mężczyznom tego, że nawet ubrani w tak prosty sposób wyglądają atrakcyjnie.

- Hej Michael. - Uśmiechnęłam się lekko do mężczyzny, co ten odwzajemniła. - Co ty tutaj w ogóle robisz?

Ponoć pierwszej poważnej miłości nie zapomina się nigdy. Ja nie zapominałam. Chociaż to może być też zasługa tego, że tak często się przypomina. Kochałam tego faceta i to szczerze. Dla niego odsunęłam od siebie mafijne życie. Jednak kiedy skończyliśmy szkołę średnią, a ojciec oświadczył mi, że częściowo przekażę mi gang, musiałam z nim zerwać. Trochę z braku czasu a trochę dlatego, że nie pasował do tego świata. Facet cierpi na paniczny lęk przed krwią. Poza tym jest zbyt dobry, by móc żyć ze świadomością tego co robię. Jestem dla niego zdecydowanie zbyt zepsuta.

- Przeniosłem się z poprzedniej uczelni. Jednak prawo to nie dla mnie. - Stwierdził, wzruszając ramionami. - Może ekonomia pójdzie mi lepiej.

- I co będziesz tak zmieniał, co rok kierunek aż coś Ci w końcu przypasuje? - Spytałam rozbawiona. Stevenson zawsze słynął z tego, że mało co traktował na poważnie i był cholernie odważny. Nigdy nie bał się podejmować odważnych decyzji.

- Raz się żyje. - Stwierdził, wzruszając ramionami. - A ty co dalej zarządzanie?

- Wiesz, że od dawna planowałam, że skończę ten kierunek i nic się w tym temacie nie zmieniło. - Zapewniłam, przeczesując włosy palcami. Nie dlatego, że tego potrzebowały a dlatego, że chciałam coś zrobić z rękoma.

- Jesteś w przeciwieństwie do mnie bardzo stała w planach. - Podsumował, a ja skinęłam głową. - Zawsze cię za to podziwiałem. Od zawsze wiedziałaś, czego chcesz i jakie masz plany na przyszłość.

Poniekąd tak było. Jednak nikt nigdy nie myślał i pewnie nawet niewielu wiedziało, że nie mam zbyt wielkiego wyboru. W zasadzie to urodziłam się, by przejąć władzę w mafii po ojcu. Dlatego od najmłodszych lat byłam z tym oswajana i nakierowana na odpowiedni tor.

Jako dziecko chodziłam na treningi sztuk walk. Nie pamiętam ile miałam lat, kiedy to się zaczęło. Może pięć. W wieku piętnastu lat zaczęłam naukę strzelania. W wieku szesnastu ojciec wręczył mi pierwsze kilka działek do sprzedania. I tak utknęłam w świecie mafii i prochów. Nigdy nie spytana, czy naprawdę właśnie tego pragnę. Chociaż nie narzekałam. Jestem tak bardzo przywiązana do tego świata, że nie umiałabym już żyć inaczej. Brakowałoby mi adrenaliny i tego wszystkiego, co z mafią związane.

- Ty kiedyś też znajdziesz coś dla siebie. Musisz tylko uważnie szukać. - Oświadczyłam, uśmiechając się lekko. - A jak układa ci się z Holly?

- Skąd wiesz o Holly? - Spytała, wyraźnie zaskoczony a ja uświadomiłam sobie, że wpadłam. Bo to przecież wcale nie jest tak, że dalej interesuje się jego życiem, bo w całej swojej egzystencji w taki sposób kochałam tylko jego.

- Wasze zdjęcie wyświetliło mi się chyba na insta. I tak jakoś wywnioskowałam. - Wzruszyłam ramionami, udając lekką obojętność. - Pomyliłam się?

- Nie. - Oświadczył rozbawiony. - Jesteśmy z Holly od dwóch miesięcy i naprawdę dobrze nam się układa. Na razie jest bardzo wcześnie jak na mówienie o miłości życia, jednak myślę, że wszystko zmierza w dobrą stronę. - Wyjaśnił, a ja skinęłam głową. - A jak Twoje życie uczuciowe?

Zadając pytanie o Holly, która była naszą wspólną znajomą w liceum, powinnam liczyć się z tym, że zapyta o moje życie miłosne. Tylko pytanie, co ja mam mu powiedzieć?

- Hej. - Kolejny aż zbyt dobrze znany mi męski głos odezwał się za moimi plecami. - Czekam na ciebie i czekam, a ty się nie zjawiasz. - Oświadczył Latynos, obejmując mnie ramieniem. - Jestem Santiago. - Oświadczył, tym razem zwracając się do mojego byłego.

- Michael. - Przedstawił się i wyciągnął w stronę wilkołaka rękę. Ten ją ścisnął i to na tyle mocno by wywołać ból u mężczyzny. Zanim jednak zareagował, puścił jego dłoń. - Ty jesteś...?

- Chłopakiem Seleny. - Oświadczył, a mnie mało co nie wbiło w beton. - To całkiem świeża sprawa.

- Rozumiem. - Oświadczył, masując prawa dłoń. - Dobra ja muszę spadać. Zanim nie zamknęli mi sekretariatu przed nosem. Mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy.

- Pewnie. Tylko może nie na parkingu tylko w kawiarni czy coś.

- Jasne. Cześć. - Rzucił i ruszył w stronę uczelni.

Kiedy odszedł, odwróciłam się napięcie i spojrzałam na Casas'a tak, że gdyby wzrok mógł zabić, to zostałyby z niego tylko kości.

- Co to miało być? - Spytałam, łapiąc się po bokach.

- Uratowałem twój honor. Nie ma za co. - Wyjaśnił, a ja warknęłam na niego poirytowana. - Słuchałem was i obserwowałem. Twoje tętno przyspieszyło, do tego nerwowo przeczesywałaś włosy i odwracałaś wzrok. Nadal coś do niego czujesz. Poza tym to ty zerwałaś, ale to on ułożył sobie życie miłosne przed tobą.

- Skąd ty to niby wszystko wiesz? W sensie o tym, kto zerwał? - Spytałam, krzyżując ramiona na piersiach.

- Wiem o tobie wiele rzeczy. - Odpowiedział tajemniczo, dłonie chowając do kieszeni spodni od garnituru. - No i wiem, jaka chodziła o tobie opinia swego czasu. Jednak jeśli to cię pocieszy, dla mnie nie jesteś i nigdy nie byłaś dziwką. Tylko kobietą, która radziła sobie ze swoim dużym popędem, tak jak raczej przyjęło się robić to facetom.

- Średniowieczne brednie. - Fuknęłam, odwracając się niego wzrok. - Popęd nie zależy od płci, tylko indywidualnie od osoby. A to, że społeczeństwo jest skostniałe w niektórych sprawach to nie moja wina.

- Wiem i cię za to nie winie. - Zapewnił, a ja spojrzałam na niego z pewną dozą wdzięczności. - Moi ludzi mają Azjatę. Dlatego cię szukam. Nie odbierałaś telefonu.

- Miałam egzamin. - Wyjaśniła, nie za bardzo wiedząc, dlaczego mu się tłumaczę. - Jedźmy.

- Pojedziemy moim. Jazda na dwa auta będzie, zbyt podejrzana. - Stwierdził, a ja skinęłam głową.

- Idź do auta, ja zaraz cię dogonię.

Szybkim krokiem ruszyłam w stronę uczelni. Na swoje szczęście pamiętałam, gdzie Caroline miała swój ostatni wykład na ten dzień.

- Masz. - Rzuciłam jej kluczyki od samochodu. - Wróć sama. Ja... Mam randkę. Potem ci opowiem.

- Latynos. - Stwierdziła uśmiechnięta dziewczyna, na co ja tylko wzruszyłam ramionami.

Wyszłam z budynku i szybko znalazłam samochód Santiago. Zresztą trudno go było nie znaleźć. Sportowy, drogi i o ładnym granatowym lakierze.

- Za dwa dni wszyscy będą mówić, że jesteśmy razem. - Oświadczyłam, wsiadając do samochodu.

- To źle, że mi to nie przeszkadza? - Spytała, ruszając w drogę.

Spojrzałam na niego zaskoczona, nie bardzo wiedząc, co powinnam powiedzieć. Dlatego przemilczałam jego ostatnie zdanie, skupiając się na swoim zadaniu.

Alfa mafii: Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz